– Każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem szczególnym dobrem narodu – mówił nadgorliwy celnik w "Misiu" Stanisława Barei. To było w latach 80-tych. Teraz, choć obywateli z wyższym wykształceniem nam przybywa, kilogramów nam ubywa. Jak pokazuje raport Deloitte, na siłownię zapisanych jest ponad 2,7 miliona Polaków (ile z nich rzeczywiście tam chadza to już inna sprawa).
Siłownie to dobry biznes, według badania Deloitte przychody klubów fitness w samym tylko 2014 wyniosły łącznie 3,6 miliarda złotych. Skoro tak zależy nam na zrzucaniu zbędnych kilogramów, jak utrzymują się cukiernicze manufaktury? Powstają w wielu polskich miastach. Czy jest to słodki biznes czy balansowanie na granicy bankructwa? Sprawdzamy.
Manufaktura Czekolady – Warszawa
Informatycy, którzy wychodzą ze świata kodowania, żeby wejść w świat prażenia kakao? Tak właśnie zaczęła się historia Manufaktury Czekolady. Sklep, początkowo istniejący tylko w wersji online, powstał w 2010 roku. Wtedy to dwóch speców z branży IT, Tomasz Sienkiewicz i Krzysztof Stypułkowski, zdecydowało się założyć mały warsztat, w którym mogliby ręcznie wytwarzać czekoladę. Jak tłumaczy ten pierwszy, powód był prozaiczny: wypalenie zawodowe. – Zarobki w sektorze IT były bardzo wysokie, ale zaczęliśmy mieć poczucie, że tworzymy tylko coś wirtualnego, czego nie da się dotknąć, do tego dla osób, których nigdy nawet nie mieliśmy zobaczyć na żywo i których nasze oprogramowanie tylko irytuje, bo nie wiedzą, jak go użyć – wyjaśnia.
Decyzja była nagła, ale nie nieprzemyślana. – Zaczęliśmy rozglądać się za innym zajęciem, które dawałoby więcej satysfakcji. Przeprowadziliśmy badania i analizy rynku i zauważyliśmy, że w Polsce brakuje prawdziwej czekolady. Duże firmy używają półproduktów, takich jak miazga kakaowa lub proszek kakaowy. Obniżają one cenę, ale zabijają prawdziwy smak ziarna kakaowca – podkreśla.
Zaczęli wytwarzać ręcznie robioną czekoladę, a sprzedaż on-line szła na tyle dobrze, że po 3 latach mogli sfinansować otworzycie sklepu stacjonarnego na warszawskim Powiślu.
Czym zastąpić cukier? Na przykład ksylitolem
Ksylitol jest słodzikiem naturalnego pochodzenia – otrzymuje się go z drewna brzozy. W przeciwieństwie do cukru ma działanie przeciwpróchnicze, jest również zalecany dla diabetyków ze względu na niewielką ilość insuliny, potrzebną do jego rozłożenia. Ciało ludzkie również go produkuje, w ilości około 15 g dziennie w trakcie procesu trawienia. Może być również wykorzystywany do leczenia niektórych zakażeń jamy ustnej.
Jak infomatycy-cukiernicy poradzili sobie z tym, że klienci coraz częściej wolą pudełka z warzywami na parze zamiast pudełek czekolady? Sienkiewicz tłumaczy, że rozwiązaniem było znalezienie odpowiedniego słodzika, dzięki któremu można wyeliminować szkodliwy cukier. Dodatkowo, postawili przede wszystkim na produkcję ciemnej czekolady – Jest zdrowsza i ma mniej cukru od mlecznej. Trzeba pamiętać, że to nie chipsy. Czekolada zawiera wiele składników odżywczych, makroelementów i minerałów – zapewnia.
A co to za magiczny słodzik, który pozwala na wyeliminowanie cukru? – Jeśli ktoś nie chce w ogóle cukru w swojej tabliczce czekolady, używamy ksylitolu. To naturalny słodzik, który smakuje podobne jak cukier, ale nie ma jego negatywnych właściwości. Tak słodzoną czekoladę można nawet jeść łóżku po umyciu zębów, bo zarówno ksylitol jak i ziarno kakaowca pozytywnie wpływają na stan uzębienia – tłumaczy.
Założyciel Manufaktury Czekolady mówi, że pomimo upływu 6 lat od założenia firmy, dalej główną motywacją do pracy jest przyjemność, jaką czerpie z prowadzenia własnego słodkiego biznesu. – Naszą główną motywacją była zabawa. Chcieliśmy wyjść ze strefy korporacyjnego komfortu. Na początku nasi znajomi nam dopingowali, ale skrycie sądzili, że zwariowaliśmy. My natomiast chcieliśmy tworzyć coś materialnego – i to nam się udało.
Sklep to nie tylko dobra zabawa, bo musi również przynosić zyski. Sienkiewicz zapewnia, że z tym również nie ma problemu. – Co do opłacalności, nie jest źle. Oprócz sprzedaży w Polsce, eksportujemy nasze czekolady – głównie do krajów Europy, ale też do Japonii, USA czy do Kanady. Zarabiamy na tym wystarczająco, żeby było to nasze jedyne źródło przychodu, więc nie mamy na co narzekać. – mówi.
Karmelkowo – Poznań
Założona w 2014 roku w Poznaniu firma jest o tyle nietypowa, że powstała jako startup. Założyciele działali w ramach inkubatora przedsiębiorczości Idea Box, gdzie zdobyli pieniądze na rozkręcenie swojego biznesu. Natalia Lewandowska z Karmelkowa przyznaje, że ręczne tworzenie własnych cukierków nie jest proste. – Dla ludzi może to wydać się dziwne, w końcu kojarzą startupy z nowoczesnymi technologiami lub IT, jednak proces tworzenia cukierków w manufakturze jest wbrew pozorom bardzo skomplikowany – zwłaszcza od strony technologicznej, jak i chemicznej. Musimy bardzo uważnie dobierać składniki, których używamy, korzystamy tylko z naturalnych barwników i karmelu – zapewnia.
Na pytanie o grupy klientów, Lewandowska potwierdza, że głównymi odbiorcami są dzieci, które przyjeżdżają zwłaszcza w grupach. – Specjalnie dla dzieci prowadzimy warsztaty, na których prezentujemy, jak stworzyć własne cukierki. Łączymy więc walory edukacyjne, ponieważ pokazujemy, jak wygląda sam proces, z zabawą, bo później dzieci same mogą wymyślić i zrobić cukierki według własnego pomysłu. Oprócz warsztatów prowadzimy oczywiście normalną sprzedaż, ta jednak jest sezonowa – okres świąteczny to dla nas czas wzmożonego ruchu, bo nasze produkty są bardzo popularne jako prezenty. W pozostałych miesiącach również sobie radzimy, staramy się zwalczać przestoje organizowanymi warsztatami.
Co jeszcze oprócz ksylitolu?
Alternatywą dla cukru może być również Izomalt - syntetyczny słodzik. On również nie powoduje próchnicy, ponadto zapewnia dobrą klarowność produktu, zapobiega zlepianiu się cukierków umożliwia długi okres przechowywania.
Lizak i cukierki nie mają jednak tylu wartości odżywczych, co czekolada. Jak zatem zachęcić do swoich produktów osoby dbające o sylwetkę. Lewandowska stwierdza, że kluczem do sukcesu jest różnorodna oferta. – Teraz, kiedy bardzo popularny jest zdrowy styl życia, staramy się pokazać, że słodycze nie są niezdrową przekąską powodującą tycie. Dla ludzi, którzy są na diecie, ale nie mogą się powstrzymać, żeby od czasu do czasu skusić się na coś słodkiego, mamy karmelki słodzone słodzikiem – Izomaltem. Dzięki temu z naszych produktów mogą korzystać osoby, które nie chcą przytyć, jak również diabetycy. Staramy się iść z duchem czasu, łącząc klasyczne przepisy i składniki z nowoczesnymi trendami w żywieniu – wyjaśnia.
Lewandowska podkreśla, że własna manufaktura to przede wszystkim pasja. – Od najmłodszych lat zajmowałam się gastronomią jak i tworzeniem prostych karmelowych lizaków. Metodą prób i błędów stworzyłam receptury i reguły tworzenia tych wspaniałych dzieł artystycznych, które z powodzeniem można u nas nie tylko podziwiać, lecz także zjeść – podkreśla. Bez ogródek mówi, że w kwestii finansowej nie jest to aż tak słodki biznes. – Opłacalność jest niska, aczkolwiek sklep zarabia na siebie. Tak naprawdę jest to bardziej biznes do prowadzenia z zamiłowania i pasji, aniżeli dla celów zarobkowych – tłumaczy.
Manufaktura Cukierków – Warszawa/Toruń
Na pomysł założenia własnej wytwórni cukierków Maciej Jacyno-Onuszkiewicz wpadł, kiedy był jeszcze dzieckiem. – Od zawsze lubiłem cukierki i jeszcze jako dziecko, pod nieobecność rodziców, założyłem w domu pierwszą produkcję lizaków. Inspiracją był dla mnie pokaz wytwarzania słodyczy jaki obejrzałem w Hiszpanii podczas szkolnej wycieczki – mówi. Później jednak zarzucił swój pomysł, do czasu.
W 2011 roku uruchomił swój pierwszy sklep. – Nie był to mój pierwszy pomysł na biznes, ale pierwszy, jaki udało się zrealizować – wyjaśnia. Początki nie były jednak usłane różami. – Na początku problemem było wszystko: wspólnik, który się wycofał, deficyt środków finansowych, brak doświadczenia, czy trudności w opracowaniu właściwej technologii – mówi.
Punktem zwrotnym było dołączenie do biznesu narzeczonej, a obecnie żony założyciela, Kingi. Doświadczenie w branży PR pozwoliły na odpowiednią promocję sklepu, który zaczął być coraz bardziej rozpoznawalny. Wizerunkowym strzałem w dziesiątkę okazały się przeprowadzane akcje charytatywne, którymi firma wspierała między innymi domy dziecka czy szpitale.
Podobnie jak w poprzednich manufakturach, Jacyno-Onuszkiewicz dba o to, jak i z czego tworzone są jego produkty. – Nasze cukierki wyróżniają się na rynku kolorystyką, smakiem i jakością surowców, z których je tworzymy. To produkty naturalne, bez glutenu, konserwantów, do tego stosujemy barwniki naturalne – podkreśla.
Dla osób, które pilnują tego co jedzą, ma prostą poradę. – Mały cukierek to mało kalorii, zatem nawet najbardziej zagorzali fani diet nie przytyją od jednego małego pięknego w którym ukryty jest symbol na przykład serduszka, owocu, czy kolorowego przedmiotu. Każdy cukierek to malutkie dzieło sztuki – tłumaczy.
Jak mówi twórca Manufaktury Cukierków, głównymi odbiorcami jego produktów są nie tylko dzieci. Jego oferta obejmuje ponad 300 wzorów w 100 smakach, plus te realizowane na zlecenie dla firm, które zamawiają na przykład lizaki ze swoim logo. Obsługa dużych klientów pozwala sklepowi na zachowanie płynności finansowej, jednak Jacyno-Onuszkiewicz przestrzega, że branża cukiernicza jest wymagająca. – Biznes cukierkowy w całokształcie oceniam jako trudny, tym bardziej, że kilka firm które, moim zdaniem, próbowały nas kopiować, proponowały nam abyśmy je odkupili – tłumaczy i podaje główną motywację, która przyświeca nad jego pracą.
– Sukcesem Manufaktury Cukierków to ogrom serca wkładany w tę pracę. Naszym aktualnym celem nie jest generowanie zysków, lecz tworzenie przyjaznej atmosfery oraz staranne prowadzenie pokazów wytwarzaniu cukierków i lizaków aby wszyscy nasi klienci byli miło obsłużeni – podsumowuje.
Jak widać, można zrobić biznes na ręcznie robionych słodyczach. Trzeba tylko pójść z duchem czasu i pamiętać o coraz większej liczbie osób, które odmawiają sobie słodkości, bojąc się przytyć lub stracić wyrobioną na siłowni formę.