Rzucić etat, być swoim własnym szefem i pracować, kiedy się chce – niejednego etatowca, zmęczonego biurową rutyną, kusiła myśl o freelansie. Marzenia zostają szybko zmiażdżone w zderzeniu z surowymi realiami rynku, który to bynajmniej nie głaszcze po główce wspomnianych freelancerów. Brak płatności, przepracowanie, wysoka konkurencja i zlecenia "na gębę" – tak wygląda rzeczywistość wolnych strzelców. Wyzwolić freelancerów z sideł szarej strefy postanowił polski portal Useme.eu.
Łukasz pracował jako wolny strzelec przez trzy lata, oferując usługi grafika komputerowego. Ten okres nazywa nie inaczej jak "burzliwy" i zaznacza, że freelance to nie jest zajęcie dla osoby, która chce mieć ustabilizowane życie. – Mit o życiu od przelewu do przelewu jest niestety prawdziwy – opowiada w rozmowie z INNPoland. – Pracy jest zazwyczaj dużo, czasem nawet po kilkanaście godzin w ciągu doby, bo goni nas deadline, którego nie da się przesunąć – przestrzega.
Do tego, jak zauważa Łukasz, dochodzi problem z płatnościami. – Zauważyłem ciekawą tendencję – im większy klient, tym mniej chętnie płaci – opowiada. – Pracowałem w grafice i jak robiłem projekty dla małej firmy, to pieniądze otrzymywałem na czas, a duże zawsze zwlekały i musiałem dzwonić i się dopraszać, by w końcu wykonali przelew za to, co dla nich wykonałem – opisuje swoje doświadczenia z korporacjami.
Brzmi jak nocny koszmar etatowca? Niemniej takie warunki pracy nie odstraszają ludzi chcących pracować na własny rachunek. W Polsce jest około 200 tysięcy freelancerów, twierdzi w rozmowie z nami Agata Kołodziej-Dynaryńska z portalu Useme. Trudno o dokładne statystki – według GUS, osób samozatrudnionych jest w Polsce prawie 3 miliony, jednak do tej liczby wlicza się między innymi rolników indywidualnych – zawód wolnego strzelca nie jest w naszym kraju wyszczególniony w liczbach.
Brak dokładnych danych doskonale obrazuję istotę warunków pracy freelancera, który nierzadko wykonuje zlecenia bez umowy, na słowo honoru, a o wypłatę musi się dopraszać. Kim są ci chojracy, którzy decydują się na taki tryb pracy? Odpowiedź tkwi w wysokości zarobków: zależnie od branży, można zarobić od 1500 zł do nawet 100 tysięcy złotych. Najlepiej płacą w branżach związanych z telekomunikacją, finansami i ubezpieczeniami, a najgorzej zarabiają tłumacze i copywriterzy, wynika z raportu serwisu Infakt.
Dwie strony medalu
Anna Sarowska-Gierasimowicz, ekspert do spraw zarządzania z Careers Compass twierdzi, że obecna sytuacja na rynku freelancerów to nie tylko wina złych praktyk biurokratycznych i nieuczciwych zleceniodawców. – Problemem tej branży w Polsce jest czasem mentalność zlecających takie usługi w firmach, jak i ludzi, którzy chcą pracować jako wolni strzelcy, nie rozumiejąc do końca istoty tego modelu zawodowego działania na rynku– tłumaczy. – Przedsiębiorstwa często stawiają przede wszystkim na tanie usługi, a nie ich jakość. Zamiast ekspertów w dziedzinie wolą zatrudnić tego, kto chce najmniej i dochodzi do sytuacji, kiedy zlecenie warte 1000 złotych wykonuje student drugiego roku za 300 złotych – często z adekwatnie niższą jakością – mówi.
– To zawsze kwestia naszych wyborów, ale musimy sobie zdawać sprawę z ich konsekwencji. Uczmy się od przedsiębiorców z dojrzałych gospodarek, tam doradcy i freelancerzy to bardzo ceniona grupa pod warunkiem, że posiadają eksperckie kompetencje. W ślad za nimi podążają rekomendacje i bogate portfolia efektywnych projektów. Do Polski dotarł trend pracy zdalnej i samozatrudnienia, ale nie dotarł trend płacenia za ekspertów, którzy taki rodzaj pracy wykonują –podkreśla Sarowska-Gierasimowicz.
Dla eksperta Careers Compass rozwiązaniem tej sytuacji jest przede wszystkim rzetelna weryfikacja rynkowa. – W tej chwili, gdy rynek się dopiero kształtuje, musimy niestety poczekać, aż chodzenie na skróty i bylejakość zostanie wyeliminowane przez profesjonalne podejście. To jest globalny trend i nie ominie Polski – stwierdza.
– Zatrudnianie amatorów, deklarujących jedynie swoje umiejętności, pozbawia często firmy jakiejkolwiek możliwości weryfikacji ich doświadczenia i wykonanej usługi. Znane mi przypadki licznych rozczarowań, wynikających ze zbyt wysokiego poziomu zaufania wobec korzystania z usług uwolnionego rynku freelancerów, to często trudne lekcje dla klientów. Bycie freelancerem nie sprawdza się w każdej branży i nie jest to forma pracy dla każdego. Wymaga bardzo dużej odpowiedzialności, rzetelnego doświadczenie, elastyczności i wysokich kompetencji. W ciągu kilku lat rynek zweryfikuje, kto ma umiejętności, by zostać wolnym strzelcem, a kto powinien przemyśleć swoje decyzje – podsumowuje.
Portal pośrednictwa pracy
Zęby na freelansie zjadła też czwórka przyjaciół z Wrocławia, która nie całych dwa lata temu postanowiła skończyć z patologiami związanymi z wolnym zawodem i założyła portal Useme.eu. Jest to nie tylko platforma, która kojarzy freelancerów z potencjalnymi zleceniodawcami. By wybić się z tłumu konkurencji, wrocławianie musieli wejść na rynek z nietrywialnym pomysłem. – Oprócz rekomendacji, na której bazuje wielu specjalistów, w polskim Internecie jest wiele stron z ogłoszeniami. Nasza innowacyjność opiera się na innych walorach – tłumaczy Kołodziej-Dynaryńska.
Podstawową różnica między innymi portalami oferującymi prace wolnym strzelcom, a Useme jest to, że nie wyświetla innym użytkownikom podawanych kwot za zlecenie. – Zauważyliśmy, że podawanie stawek powoduje pewną niezdrową licytację – firmy oferują coraz mniejsze kwoty za pracę, która jest warta kilka razy więcej – wyjaśnia Kołodziej-Dynaryńska. – Dlatego na naszej stronie potencjalni pracodawcy i pracownicy negocjują stawki, żeby obie strony były zadowolone ze współpracy. Inaczej kończyłoby się jak zazwyczaj, czyli wykonanie zadania byłoby powierzane studentowi, który zrealizuje je kilka razy taniej i i często gorzej niż profesjonalny freelancer – podkreśla współzałożycielka Useme.
Drugą innowacją, jaką chwalą się twórcy portalu, jest jego działalność związana z rozliczaniem umów między freelancerami i oferującymi zlecenia. – Jednym z powodów, dla którego szara strefa jest tak silnie rozwinięta, jest biurokracja. Jeśli pracuje się zdalnie, a kontakt z firmą ma się tylko przez telefon i mail, rezygnuje się z podpisywania umowy, lub przekłada się jej podpisanie na później, po terminie wykonania pracy – mówi Kołodziej-Dynaryńska.
– W Useme zleceniodawca nie otrzyma dostępu do wykonanych prac, póki nie zabezpieczy wynagrodzenia za zlecenie. Następnie wypłata środków zależy od akceptacji pracy przez zleceniodawcę, ale freelancer ma pewność, że środki są już zabezpieczone. Zostaną one wypłacone nawet przy braku akceptacji prac, pod warunkiem, że zlecenie zostało wykonane w terminie i zgodnie z zamówieniem. Ma to na celu ograniczenie sytuacji, iż klient nie akceptuje dobrze wykonanej pracy tylko i wyłącznie dlatego, że nie chce za nią zapłacić. Oczywiście jeśli praca zostanie wykonana niezgodnie z umową lub z opóźnieniem, środki są zwracane zleceniodawcy – stwierdza Kołodziej-Dynaryńska.
Współpraca przez takie platformy jak Useme opłaca się to obu stronom. Wolni strzelcy nie są skazani na niepewność i zamartwiać się, czy ich trud zostanie wynagrodzony. Podpisują umowy, które nie tylko gwarantują im zapłatę, ale w świetle prawa pozwalają odłożyć pieniądze na emeryturę i budować własne oszczędności. Firmy z kolei mają pewność, że ich praca zostanie wykonana według ich zaleceń i w terminie.
Współcześnie, rynek freelancerów w Polsce nie maluje się zbyt kolorowo. Coś jednak zaczyna się zmieniać, właśnie dzięki takim portalom jak Useme. Połączenie ułatwienia zawierania umów i ich egzekwowania drogą internetową oraz rynkowa weryfikacja, która zostawi w branży tylko ekspertów, pozwoli na wyeliminowanie obecnych patologii rynku osób samoztrudnionych. Dzięki temu praca freelancera przestanie kojarzyć się ze stresem i życiem od przelewu do przelewu.
Miałem to szczęście, że kiedy pracowałem w tej branży, to nie zdarzyło mi się, by ktoś mnie oszukał, lub żebym musiał pracować na czarno. Mój kolega miał większego pecha – zobowiązął się przygotowac dla jednego pisma cztery okładki. Umowę miał tylko na pierwszą, więc kiedy ją zrobił i dostał zapłatę, to pracował dalej. Ale po skończeniu czwartej, firma przestała się do niego odzywać i przepadła – telefony nie działały, adres też się zmienił. Niestety, takie sytuacje w tym środowisku dalej zdarzają się często, ale uważam że winę ponoszą obie strony. Freelancerzy nawzajem się wygryzają, oferując coraz niższe stawki, a firmy migają się od podpisywania umów, żeby nie musieć płacić podatków.
Jakub Woźnica, agencja interaktywna Okinet.pl
Wiele firm korzysta z Useme, również my, bo ten portal w końcu formalizuje stosunki na linii zleceniodawca-zleceniobiorca dla jednorazowych zleceń, często o wartości kilkuset złotych. Trzeba pamiętać, że jest w Polsce wielu freelancerów, którzy traktują to tylko jako pracę dorywczą i zakładanie działalności im się nie opłaca, z uwagi na wysokie koszty, większe od zysku, dlatego wolą pozostać wolni od biurokracji i pozostawić obsługę formalną takim serwisom jak useme.eu. Taka jest specyfika branży, w której swoje pierwsze kroki stawiają twórcy i artyści. Korzystanie z Useme jest dobre zarówno dla twórców jak i zleceniodawców, a wszystko jest opodatkowane i legalne.