
Łukasz pracował jako wolny strzelec przez trzy lata, oferując usługi grafika komputerowego. Ten okres nazywa nie inaczej jak "burzliwy" i zaznacza, że freelance to nie jest zajęcie dla osoby, która chce mieć ustabilizowane życie. – Mit o życiu od przelewu do przelewu jest niestety prawdziwy – opowiada w rozmowie z INNPoland. – Pracy jest zazwyczaj dużo, czasem nawet po kilkanaście godzin w ciągu doby, bo goni nas deadline, którego nie da się przesunąć – przestrzega.
Miałem to szczęście, że kiedy pracowałem w tej branży, to nie zdarzyło mi się, by ktoś mnie oszukał, lub żebym musiał pracować na czarno. Mój kolega miał większego pecha – zobowiązął się przygotowac dla jednego pisma cztery okładki. Umowę miał tylko na pierwszą, więc kiedy ją zrobił i dostał zapłatę, to pracował dalej. Ale po skończeniu czwartej, firma przestała się do niego odzywać i przepadła – telefony nie działały, adres też się zmienił. Niestety, takie sytuacje w tym środowisku dalej zdarzają się często, ale uważam że winę ponoszą obie strony. Freelancerzy nawzajem się wygryzają, oferując coraz niższe stawki, a firmy migają się od podpisywania umów, żeby nie musieć płacić podatków.
Anna Sarowska-Gierasimowicz, ekspert do spraw zarządzania z Careers Compass twierdzi, że obecna sytuacja na rynku freelancerów to nie tylko wina złych praktyk biurokratycznych i nieuczciwych zleceniodawców. – Problemem tej branży w Polsce jest czasem mentalność zlecających takie usługi w firmach, jak i ludzi, którzy chcą pracować jako wolni strzelcy, nie rozumiejąc do końca istoty tego modelu zawodowego działania na rynku– tłumaczy. – Przedsiębiorstwa często stawiają przede wszystkim na tanie usługi, a nie ich jakość. Zamiast ekspertów w dziedzinie wolą zatrudnić tego, kto chce najmniej i dochodzi do sytuacji, kiedy zlecenie warte 1000 złotych wykonuje student drugiego roku za 300 złotych – często z adekwatnie niższą jakością – mówi.
Zęby na freelansie zjadła też czwórka przyjaciół z Wrocławia, która nie całych dwa lata temu postanowiła skończyć z patologiami związanymi z wolnym zawodem i założyła portal Useme.eu. Jest to nie tylko platforma, która kojarzy freelancerów z potencjalnymi zleceniodawcami. By wybić się z tłumu konkurencji, wrocławianie musieli wejść na rynek z nietrywialnym pomysłem. – Oprócz rekomendacji, na której bazuje wielu specjalistów, w polskim Internecie jest wiele stron z ogłoszeniami. Nasza innowacyjność opiera się na innych walorach – tłumaczy Kołodziej-Dynaryńska.
Wiele firm korzysta z Useme, również my, bo ten portal w końcu formalizuje stosunki na linii zleceniodawca-zleceniobiorca dla jednorazowych zleceń, często o wartości kilkuset złotych. Trzeba pamiętać, że jest w Polsce wielu freelancerów, którzy traktują to tylko jako pracę dorywczą i zakładanie działalności im się nie opłaca, z uwagi na wysokie koszty, większe od zysku, dlatego wolą pozostać wolni od biurokracji i pozostawić obsługę formalną takim serwisom jak useme.eu. Taka jest specyfika branży, w której swoje pierwsze kroki stawiają twórcy i artyści. Korzystanie z Useme jest dobre zarówno dla twórców jak i zleceniodawców, a wszystko jest opodatkowane i legalne.
napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl
