Bez silnego i dojrzałego ekosystemu startupowego nie będzie licznych sukcesów Polaków za granicą
Michał Kordaczuk
29 marca 2016, 14:44·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 29 marca 2016, 14:44
Polskie startupy zaczynają pokazywać swoją siłę na świecie. Jednak czy wyczerpuje to potencjał Polaków do budowania skalowalnych (tj. globalnych) biznesów? Na pewno można zrobić więcej, mimo niewystarczającej ilości kapitału i doświadczenia. Jednak wykorzystanie tych możliwości zależy w dużej mierze od polskiego ekosystemu startupowego (tj. otoczenia biznesowego i pozabiznesowego, mającego wpływ na polskie środowisko technologiczne).
Reklama.
Ostatnio wszyscy słyszeliśmy o sukcesach m.in. Estimote, Base, UXpin, czy Brainly. Grono dość ekskluzywne, wyłonione spośród setek powstałych w ostatnich latach startupów w prawie 40 milionowym kraju. Ta ekskluzywność nasuwa spostrzeżenie, że są oni szczęściarzami, czy wręcz wybrańcami. Nie dosyć, że udało im się wejść na rynek amerykański, to jeszcze uzyskali finansowanie od amerykańskich inwestorów i funduszy venture capital.
Nie można jednak umniejszać zasług samych startuperów. Ich ciężka praca polegała przede wszystkim na stworzeniu: produktu, jego rozwoju, modelu biznesowego, trakcji, wzrostu, komunikacji, prezentacji oraz odpowiedniego marketingu, co nie pozwoliło tym właściwym osobom przejść obojętnie obok tych startupów.
Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie zaangażowanie startupu w produkt i jego biznesową płaszczyznę. A co za tym idzie, bardzo prawdopodobne, że nie odnieśliby sukcesu, gdyby nie te napotkane po drodze osoby. Wiele elementów oddziałujących na siebie i się wzajemnie wspierających – tak wygląda zdobywanie rynków światowych, bez posiadania wystarczającej ilości kapitału i doświadczenia, którego na naszym lokalnym rynku wciąż brakuje.
Zaangażowanie plus trochę kreatywności zdziałać może cuda. Tyle, że silne i dojrzałe środowisko technologiczno – biznesowe powinno unikać opierania się na czynnikach trudnych do przewidzenia. Jeżeli cud ma się zdarzyć, to na pewno się zdarzy.
Nie liczmy jednak na to, że obejmie swoim zakresem więcej niż jednego „szczęśliwca”. Warto byłoby zatem poszukać jakiegoś rozwiązania, które miałoby bardziej stabilne podstawy. Biznes, bardziej niż jakiekolwiek inne zajęcie, polega na doskonaleniu się w sztuce przewidywania. Aby zarabiać więcej, trzeba się więcej nauczyć. Posiadany stan wiedzy determinuje zyski.
Kto powinien się tym zająć? Oczywiście mogą to robić same startupy. Jednak będzie to proces o wiele dłuższy, a świat technologii nie czeka na nikogo, dynamicznie się rozwijając. Dlatego powinna to być rola ekosystemu startupowego, który powinien dostarczać odpowiednich narzędzi, umożliwiających oraz dających jak najszerszy dostęp do swobodnego przepływu wiedzy (również w zakresie znajomości innych rynków niż polskie), pomysłów, zaplecza w postaci kapitału ludzkiego, networkingu i inwestycji poza granicami Polski.
Polski ekosystem startupowy
Dzisiejszy obraz naszego ekosystemu wskazuje na to, że wciąż on się rozwija. Od czasu kiedy powstał, dokonał dużego postępu. Zainteresowanie jest potężne, co obrazuje szereg inicjatyw mających na celu umożliwienie swobodnego przepływu wiedzy, pomysłów i stworzenia zaplecza w postaci sieci kontaktów i inwestycji. Powstało parę dużych ośrodków startupowych w Polsce (m.in. w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Krakowie), w których rozwijają się takie inicjatywy jak spotkania, konferencje, konkursy, programy inkubacyjne, akceleracyjne. Ludzie chętnie dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem, a fundusze pieniędzmi (w większości publicznymi).
Startupy mogą liczyć na te pieniądze, co powoduje rozmnażanie się nowych spółek na rynku polskim. Dla środowiska startupowego nie jest już wyzwaniem doprowadzenie do sytuacji, w której największe autorytety świata startupowego przyjeżdżają do Polski i uczestniczą w takich inicjatywach, by opowiedzieć o swoich doświadczeniach, sami dostrzegając potencjał w tym co dzieje się obecnie w Polce.
Efekt, który został osiągnięty jest godny podziwu, w szczególności pod kątem „infrastruktury startupowej”. Czy jest to jednak jednoznaczne z tym, że polski ekosystem jest wystarczająco „silny i dojrzały”, żeby zaistnieć na globalnym rynku? Patrząc na liczbę polskich „szczęśliwców”, nie sposób odpowiedzieć twierdząco na to pytanie.
Czy można sobie wyobrazić sytuację, w której startup z Doliny Krzemowej z kategorii „top of the top” nie byłby znany w Polsce lub gdzie indziej na świecie? Raczej nie. Sytuacja odwrotna zaś, w której polski startup, nawet tej samej kategorii, tyle że działający na rynku lokalnym, byłby rozpoznawalny na szerszą skalę, nie próbując zaistnieć w Dolinie Krzemowej, raczej nie miałaby miejsca.
Dużo osób myśli, że powinniśmy zbudować drugą Dolinę Krzemową w Polsce. Jednak dla polskiego ekosystemu byłoby to rzeczą najmniej korzystną. Nie ma nic złego w naśladowaniu, o ile zrobi się to lepiej, co w przypadku Polski jest niewykonalne. Brutalnie mówiąc, każdy ma swoją pozycję w tym świecie, a pozycja ta uzależniona jest od odpowiedniej ilości kapitału, bez którego ten charakterystyczny rynek nie ma prawa bytu na skalę Doliny Krzemowej.
Brak kapitału jest swoistym szklanym sufitem dla polskiego ekosystemu. Nie oznacza to jednak, że Polska jest skazana na porażkę. Optymizm tkwi w koncentracji wytwarzanej technologii na polskim rynku, gdyż jest to element, bez którego sam kapitał nie odniesie sukcesu.
Jak rozbić ten szklany sufit i sprawić, by polskie startupy zaczęły intensywniej osiągać globalne sukcesy? Sprawmy, aby to, co jest naszym produktem eksportowym było jak najlepiej przygotowane do tego, aby rynek polski nie był tylko wylęgarnią technologii i talentów, które tworzą tę technologię, ale też otoczeniem, które uczy, umożliwia i pomaga opakować to wszystko w biznesowy produkt. Tak, aby przypadki Estimote, Base, UXpin czy Brainly nie były czymś nadzwyczajnym, a stały się normalnością.
Polski rynek musi zrozumieć na czym polega proces finansowania i nauczyć się, że funkcjonująca obecnie praktyka na rynku, tj. wydatkowanie niemal wyłącznie publicznych pieniędzy, nie ma za wiele wspólnego z inwestowaniem, które odznacza się podwyższonym ryzykiem. Praktyka ta niestety jest daleka od najbardziej rozwiniętego na świecie rynku inwestycyjnego w Dolinie Krzemowej pod wieloma względami.
Nie silmy się na stwierdzenie, że w Polsce jest źle, bo nie ma pieniędzy na inwestycje. Owszem nie ma ich, ale tylko w kontekście rund, które mogłyby być przeznaczone na kolejne, większe rundy inwestycyjne, wprost ukierunkowane na ekspansję zagraniczną. Na etapie zalążkowym te pieniądze na polskim rynku są i to nawet w nadmiarze. Inną kwestią jest sposób ich wydatkowania i rezultatów jakie są osiągane przez spożytkowanie dostępnego finansowania.
Finansowanie nie powinno być jednak rozumiane tylko i wyłącznie w perspektywie pieniądza. Samo zasilenie kapitałowe nie jest bowiem jednoznaczne z odniesieniem sukcesu. Na sukces składa się wiele czynników (w szczególności na początkowym etapie funkcjonowania startupu), w tym m.in. dobry model biznesowy, doświadczenie i szereg innych czynników, które mają na to wpływ. Jeżeli takie o to czynniki byłyby brane pod uwagę na samym początku przez podmioty inwestujące, to w rynek zostałby wysłany właściwy przekaz, iż uzyskanie pieniędzy zależy właśnie od tych czynników. W konsekwencji, startupy nie tworzyłyby innowacji dla „innowacyjnych pieniędzy”.
Wymogłoby to na startupach przyłożenia większej wagi do ciężkiej pracy jaką trzeba wykonać w celu uzyskania rundy inwestycyjnej w Polsce. Po profesjonalnym podejściu do tematu i stworzeniu nie tylko samego pomysłu, ale też urzeczywistnienia jego realnego, biznesowego aspektu, następną kwestią musi być zadbanie o to, żeby współpraca pomiędzy podmiotami inwestującymi, a startupami odbywała się na jasnych, transparentnych i uczciwych warunkach.
Takie wstępne uzgodnienie następuje w tzw. term sheet. Na jego podstawie przeprowadzane jest m.in. badanie due diligence, podczas którego potencjalny inwestor ma możliwość zbadania aspektów prawnych podmiotu oraz produktu, w który ma zainwestować, przy jednoczesnym zapewnieniu startupowi poufności (tzw. non-disclosure agreement).
Skoro w gruncie rzeczy pieniądze oddawane są w zamian za udziały w spółce, to wskazane jest dobranie odpowiedniej struktury prowadzenia startupu oraz dokładnego określenia warunków, na jakich dokonywana jest inwestycja, np. w zakresie wyjścia z inwestycji (exit) i zastosowania uprzywilejowanego wyjścia kapitałowego (liquidation preference). Treść umowy uwzględniać musi zarówno interes założycieli, jak również ryzyko inwestycyjne inwestora. Poprzez brak świadomości prawnej startupów, inwestorzy częstokroć wykorzystują swoją przewagę i nadużywają swojej silnej pozycji w stosunku do startupów.
Niektórzy powiedzą, że jest to w pełni dozwolone i każdy wie co podpisuje. Oczywiście tak, ale czy taki jest nasz cel? Mam nadzieję, że nie, bo powodowałoby to daleko idącą krótkowzroczność w oderwaniu od długoterminowego celu, do którego dążymy (a przynajmniej powinniśmy dążyć). Wszyscy uczestnicy ekosystemu muszą sobie uzmysłowić, że startupy i inwestorzy są na tym samym statku płynącym przez Atlantyk do „doliny obiecanej”. Wątpię, żeby ktoś chciał wysiadać w połowie drogi, tylko dlatego, że zjadł za darmo obiad. Efektów, o których wszyscy marzą nie osiągnie się bez odpowiedniego zabezpieczenia interesów założycieli, ale też praw do produktu oraz racjonalnego rozłożenia ryzyka inwestycyjnego.
Ponadto w środowisku przyjęto słusznie za pewnik, że sukces globalny mogą odnieść wyłącznie startupy z orientacją globalną, a nie lokalną, opartą tylko o polski rynek. Wszystkie osoby związane z inwestorami, funduszami venture capital, akceleratorami czy korporacjami, tak twierdzą. Mało kto zastanawia się jednak, jak jeszcze tą postulowaną globalną orientację wykonać.
Startupy posiadając orientację globalną nic przecież nie zdziałają same poza rynkiem lokalnym, bez odpowiedniej pomocy i wsparcia przedstawicieli otoczenia startupowego. Od uczestników ekosystemu, w szczególności podmiotów inwestujących, oczekiwać powinno się szerszej perspektywy, międzynarodowej sieci kontaktów, wiedzy i doświadczenia obejmującego działalność nie tylko na obszarze Polski. Globalnej działalności nie urzeczywistni się bez szerokiej sieci kontaktów, dostępu do międzynarodowych inwestorów, funduszy venture capital, kadry menadżerskiej z branży technologicznej z całego świata, w tym z Doliny Krzemowej, Londynu, Berlina, Nowego Jorku, Tel-Awiwu, czy Hong Kongu.
Inwestorzy powinni posiadać te umiejętności, gdyż są oni w Polsce pierwszym podmiotem, który mówi „sprawdzam”. Wypadałoby, żeby nie był to zwykły blef, a żeby inwestor miał do tego kompetencje i powód to powiedzenia „sprawdzam”. Wpłynie to w sposób nieunikniony na podniesienie poziomu i jakoś i startupów, które będą miały komunikowane sygnały, co zrobić, aby zyskały atencję największych graczy.
Takie podejście ponadto pomoże budować długoterminowe relacje, nie tylko w Polsce, uproszczając dojście do następnych rund (większych rund), a chyba na tym zależy zarówno inwestorom, jak i startupom. Nie widzę powodu, dla którego to tylko startup miałby inwestować w posiadanie wiedzy i kontaktów. Wszystko to sprawiłoby, że wypuszczalibyśmy z Polski dobrze opakowane biznesowo produkty z rozwiązaniami na skalę światową.
Jak pokazuje praktyka i osiągnięcia w Polsce samo zasilenie pieniężne na początkowym etapie rozwoju startupu nie daje nam pożądanych rezultatów w postaci budowania skalowalnych biznesów. Dlatego próbujmy inwestować w samych siebie, tak żeby rozbicie tego szklanego sufitu było wykonalne i przełożyło na osiąganie rzeczywistego sukcesu polskich startupów. Co oczywiście będzie sukcesem wszystkich zaangażowanych we wsparcie w tworzeniu i rozwoju startupów, które będą wtedy działać w silnym i dojrzałym ekosystemie.
Michał Kordaczuk - radca prawny, prowadzący Dentons Poland Startup Program w międzynarodowej kancelarii prawniczej Dentons.
Dentons obsługuje około 700 startupów na świecie. Dolina Krzemowa, Nowy Jork, Berlin, Londyn, Warszawa, Pekin, czy Singapur to tylko przykładowe miejsca, w których doradza prawnie startupom na każdym etapie ich rozwoju. Mając powyżej 7300 specjalistów w 130 lokalizacjach w ponad 50 krajach Dentons jest idealnym miejscem, aby pomóc startupom rozwijać i skalować ich biznes.