
Jeśli Big Data to religia, Martin Lindstrom jest obrazoburcą. Według niego analiza wielkich ilości danych jest bezcelowa – bo nieskuteczna i pozbawiona emocji. Swoją wiedzę czerpie z tysięcy rozmów, wypytywał nastolatki z brazylijskich faweli, przedstawicieli handlowych z Czech, prostytutki na Węgrzech, teściowe w Indiach. Czy jego najnowsza książka „Small Data. The Tiny Clues That Uncover Huge Trends” (Jak małe poszlaki odkrywają wielkie trendy) powstrzyma triumfy zwolenników Big Data?
Wynajęliśmy znanego brytyjskiego reżysera, który zmienił wiedeński salon firmy Tally Weijl w cyrk, spektakl. W noc otwarcia przebrani aktorzy – szczudlarze, grajkowie, brodaci faceci w falbaniastych ciuchach – kręcili się przy drzwiach salonu, sącząc różowe napitki z kieliszków do szampana
Inni jednak nie chcą stawiać kreski na Big Data. – Dowolnego narzędzia można użyć w odpowiedni, albo nieodpowiedni sposób. Rozwiązania Big Data bazują na wiedzy analityków, którzy mówią, co z pozyskanymi danymi można zrobić. Gdy tej wiedzy nie ma pojawia się ryzyko porażki, niemal stuprocentowe – komentuje Michał Olczak, specjalistka w dziedzinie Big Data z firmy doradczej Obserwatorium.biz.
Na razie to wciąż taki szum. Technologie tego typu są w powijakach, choć widać, że ta branża dynamicznie rusza do przodu
Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl
