Nastolatki do dziesiątej rano są zbyt rozkojarzone, by sie uczyć. Studenci przytomnieją jeszcze później.
Nastolatki do dziesiątej rano są zbyt rozkojarzone, by sie uczyć. Studenci przytomnieją jeszcze później. Fot. Pixabay
Reklama.
Rytm dobowy przeciętnego człowieka kompletnie rozmija się z ogólnie przyjętym harmonogramem pracy – zakładającym, że zaczyna się ona o godzinie 9, a końca dobiega o 17 – twierdzi Kelley. Zaczynamy pracować o 9, ale organy naszego ciała – choćby nerki czy serce – w pełni zaczynają funkcjonować dobrą godzinę czy dwie później.
Najbardziej widać to w zimie, kiedy przystosowany do światła słonecznego organizm jest zmuszany do funkcjonowania na pełnych obrotach na długo przed wschodem słońca. W konsekwencji, wyniki naszej pracy, nasz nastrój i zdrowie psychiczne są dalekie od optymalnych.
Kelley zaczyna od uczniów. Z jego eksperymentów wynika, że przeciętny dziesięciolatek nie jest w stanie skoncentrować się na nauce przed wpół do dziewiątej. Oznaczałoby to, że pierwszą lekcję w olbrzymiej większości szkół należałoby spisać na straty.
Mało tego, z wiekiem jest coraz gorzej. Szesnastolatki nie są rozkojarzone do dziesiątej, studenci uniwersyteccy przed jedenastą rozumieją piąte przez dziesiąte.
Rozwiązanie, jakie proponuje badacz z Oksfordu, jest proste, ale kontrowersyjne: przesunąć wszystkie zajęcia – od szkolnych po pracę zawodową – o dwie godziny w górę. Według niego, średnia ocen powinna wówczas wzrosnąć przynajmniej o 10 proc. I nie są to badania jajogłowego badacza – Kelley jest też praktykiem: jako dyrektor szkoły w Tyneside przesunął swego czasu początek zajęć z 8.30 na 10. Jak twierdzi, średnia ocen w jego placówce podskoczyła o… 19 procent.
Analogicznie z pracą. – Pracownicy są zazwyczaj niedospani – twierdzi Kelley. – Całe nasze społeczeństwa składają się z niewyspanych jednostek – dodaje. Efekty odbijają się na funkcjonowaniu całych systemów społecznych, np. przedsiębiorstw, i relacjach międzyludzkich w ogóle.
Najbardziej kontrowersyjną konkluzję badacz zostawia na koniec. – W szerszym kontekście możemy porównać cały proces do szpitali albo więzień. Tam budzi się ludzi wcześnie i daje im jedzenie, którego ich organizm jeszcze nie jest gotowy przyjąć – podkreśla Kelley. Sugeruje też, że pozbawieni snu ludzie są bardziej skłonni do podporządkowania.
– Pozbawianie snu to tortura – kwituje. Na dłuższą metę brak snu niszczy nastrój, zdrowie psychiczne, długoterminową pamięć, wpędza też w nałogi. Fizycznie wywołuje frustrację i impulsywne zachowanie, tycie i nadciśnienie, niższą odporność i podatność na stres. Ba, zgodnie z badaniami genetyków, może wywołać ponad siedemset zmian genetycznych.
Uniwersytet Oksfordzki stoi murem za swoim naukowcem. W najbliższych latach uczelnia będzie prowadzić eksperymenty z rozkładem zajęć, próbując empirycznie sprawdzić, czy tezy Kelley’a mają uzasadnienie. Niestety, na miarodajne wyniki tych badań będziemy musieli poczekać aż do 2018 roku.
Źródło: National Post