Ten moment, kiedy po 20 minutowej wizycie u lekarza z ulgą wychodzisz z gabinetu i wiesz, jaki lek ci pomoże. Zaraz, zaraz. Jak on się właściwie nazywał? Patrzę na receptę i widzę te szalone robaczki napisane przez śpieszącego się lekarza. Dico… Pico...fon? - nie do rozczytania.
No właśnie. I na to też pojawił się genialny lek. Polska firma stworzyła appkę na telefon, która rozszyfrowuje, co lekarz miał na myśli. Wystarczy zrobić zdjęcie recepty, wysłać za pośrednictwem aplikacji Appteka i po kilku minutach już wiesz, co ci przepisali. To nie wszystko. Appteka powie, w jakiej aptece aktualnie znajdziesz potrzebny lek w najbardziej atrakcyjnej cenie. A jeśli nie chce ci się jechać na drugi koniec miasta, to możesz zamówić swoje lekarstwo i odebrać w aptece położonej najbliżej domu. Gwarantują, że dostarczą tam potrzebne pigułki w ciągu 24, a najwyżej 72 godzin godzin. To bardzo użyteczna opcja dla kogoś, kto potrzebuje jakiegoś niszowego, rzadko stosowanego farmaceutyku.
Jak działa Appteka?
Warto przypomnieć, że nie wszystkie przychodnie przygotowują pacjentom recepty na drukarkach. W wielu to lekarz wypisuje recepty ręcznie. Robi to szybko, bo za drzwiami jest kolejka. W efekcie niektórzy gryzmolą jak kura pazurem. Tymczasem aplikacja rozpoznaje pismo bardzo szybko, nawet po kilku minutach dostaniesz informację, że recepta została odczytana. Informacja trafia na telefon w formie powiadomienia push. Przepisane leki automatycznie trafiają na listę zakupów. Sprawdzasz cenę, możesz wybrać tańszy zamiennik.
Czy poleganie na appkach w sytuacjach, gdy chodzi o nasze zdrowie, nie jest przesadą? Odczytywanie pisma lekarzy w tym przypadku to nie sprawka "sztucznej inteligencji". Raczej nikt nie chciałby zaryzykować, że zamiast zalecanego antybiotyku, jakiś automatyczny dekoder poleci preparat na siwienie włosów, który w dodatku wciera się w skórę dłońmi w ochronnych rękawiczkach. Jak wiadomo, polskie apteki są najdziwniejszym konceptem biznesowym tej branży na świecie. Bez problemu dostaniecie tam siatkę viagropodobnych tabletek na "płonący konar". Kupicie olej z wątroby kaczki, rekina, dorsza. Jednak jeśli zapytacie o antybiotyk podawany przy zapaleniu ucha, farmaceuta westchnie: - Oj będzie problem. Muszę zamówić.
Twórcy naprawdę się postarali. Zdjęcia recept trafiają do... dyżurujących farmaceutów, Niekiedy to nawet 10 specjalistów. To właśnie oni sprawiają, że już po 3 minutach otrzymujemy informacje o leku z recepty.
Znajdź lek
Ale to jeszcze nie wszystkie zalety Appteki. Wczoraj wstałem rano z podkrążonymi oczami. Piszę więc w smartfonie coś na „podkrążone oczy”. Bęc i już mam odpowiedź: żelowe i przeciwzmarszczkowe płatki pod oczy za... 9,49 zł i listę kilkudziesięciu innych polecanych preparatów. Można wpisać nazwę swojej dolegliwości: grypa, suche oczy, tłuste włosy. Appka dopasuje produkty, które mają położyć kres naszym cierpieniom. W aplikacji jest też skaner kodów kreskowych, więc jeśli kończy ci się jakiś lek i masz jeszcze do niego opakowanie możesz je tutaj wykorzystać. Skaner pomoże odtworzyć składniki domowej apteczki. Przydatna jest też jest też zakładka pt. "Promocje i przeceny" – dzięki niej znalazłem krople do oczu za 99 groszy.
Aplikacja nie wygląda może zbyt efektownie, ale jest darmowa, pomocna w rozwiązywaniu autentycznych problemów konsumentów. Daje dostęp do zorientowania się w cenach i ich porównywania. Ma więc wszystko, co niezbędne, aby stać się przebojem. Powstała 3 lata temu. Dlaczego więc zupełnie o niej nie słychać? Kiedy pytam twórców aplikacji, dlaczego nie promują swojego produktu, odpowiadają, że mogłoby to być uznane za niedozwoloną reklamę aptek. Ustawa Prawo Farmacetyczne z 2012 roku zabrania każdej formy reklamy aptek. Tym samym zakazano również informowania o obniżkach cen, rabatach, zakazano nawet publikacji niezależnych badań porównujących ceny w wybranych aptekach. Większego idiotyzmu jeszcze nie słyszałem, ale Polska to jedyny kraj w UE gdzie taki zakaz stał się faktem.
Zabetonowany rynek
– Rygorystyczna wykładania sądów uznaje za reklamę każdą aktywność, która wyróżnia placówkę na tle konkurencji. Zakazano więc prowadzenia w aptekach bezpłatnych badań poziomu cukru we krwi, badania ciśnienia, dermokonsultacji. Zabronione jest nawet podawanie informacji o możliwości dokonania płatności kartą, a nawet o tym, że personel przygranicznej apteki włada językiem litewskim – komentuje zakaz Magdalena Piech ekspertka Konfederacji Lewiatan. Z tego samego powodu Apteki nie mogą przystąpić do Karty Dużej Rodziny, dającej zniżki rodzinom wielodzietnym. Zamknięte zostały programy z obniżkami dla seniorów, młodych matek, czy diabetyków - to także uznano za promocję aptek.
Na tak zabetonowanym rynku aplikacja Appteka to wręcz zbrodnia. Autor apki to spółka Pharma Partner związana z giełdowym holdingiem Pelion. Ten z kolei ma sieć ponad 400 własnych aptek Dbam o zdrowie. Inna z jego spółek Polska Grupa Farmaceutyczna to największy hurtownik na polskim rynku zaopatrujący w leki tysiące aptek. Szefowie Peliona od prawie 30 lat udoskonalają ten biznes, a zaczynali od hurtowni w wynajętym garażu i wożenia leków Polonezem. Jednym zdaniem są bardzo podejrzani, że mogą nadal próbować zrobić coś dobrego dla konsumentów.
Zupełnie czego innego chce lobby indywidualnych aptekarzy. Właściciele małych aptek bardzo się boją, że ktoś będzie chciał ich wysadzić z siodła, proponując innowacje w branży. Nawet kosztem wygody pacjentów, chronią własny biznes lobbując za takimi ustawami jak ta o zakazie reklamy. Donosił o tym branżowy serwis Rynek Zdrowia. Ma być po staremu. Kolejki do okienka, brak promocji, aby utrudnić wybór kto ma taniej, kto ma drożej, kto ma lepiej.