W naszej branży przyjmuje się zasadę 40-20-10. Sprowadza się ona do tego, że jeśli po jednym dniu pozostaje 40 proc. użytkowników, po tygodniu 20 proc., a po miesiącu 10 proc. – to gra działa optymalnie i ma szansę na siebie zarobić. Gry freemium są tworzone metodą ciągłego ulepszania. Wprowadzamy zmiany do gry i patrzymy jak przekłada się to na ilość graczy i ich satysfakcję z gry. Gry wydawane na platformach mobilnych można aktualizować znacznie częściej niż tradycyjne gry komputerowe.
Firma Huuuge Games – wbrew pozorom, przedsiębiorstwo znad Wisły – produkuje gry właśnie z segmentu free-to-play. Zagospodarowała jednak bardzo specyficzną niszę: gry z gatunku social casino. Co to jest? Cóż, po prostu mobilne wersje popularnych gier hazardowych – takich, jak poker, oczko czy jednoręki bandyta.
Model free-to-play ma również swoich przeciwników – fragment serialu komediowego "South Park"
Skąd tak duże nakłady na marketing? Szczygieł tłumaczy to głównie nasyceniem rynku. – Mamy na przykład segment mobilnych gier strategicznych, który jest do tego stopnia zdominowany przez kilka tytułów, że raczej nie ma sensu na niego wchodzić. – tłumaczy. – W naszym segmencie działa już kilka dużych firm, głównie amerykańskich. To one mają największy udział w rynku. Mimo to udało nam się „wbić” na ten rynek, zarabiać i rozwijać się. – podkreśla.
I chociaż biznes ma się dobrze, to jednak coraz częściej deweloperzy gier mobilnych patrzą tęsknym wzrokiem na Chiny. W wspomnianym raporcie firmy Newzoo jej analitycy podkreślają, że to największy rynek dla gier – w zeszłym roku przyniósł 6,5 miliarda dolarów przychodu.
Jedną z metod na podbicie sobie pozycji w rankingu choćby takiego AppStore są tak zwane "ślepe instalacje". Na czym one polegają? Metoda jest bardzo prosta – twórca płaci grupie słupów za ściągnięcie i zainstalowanie aplikacji. Nie muszą jej nawet uruchamiać – algorytmy widzą pobranie i automatycznie pozycjonują grę wyżej.
Przychody z wyświetlania reklam pomagają uzupełnić przychody uzyskiwane z mikropłatności. 98 proc. graczy w ogóle nie płaci: jeśli do wyboru ma obejrzenie reklamy lub wydanie jakiejś kwoty – wybiera to pierwsze. Dzieje się tak zwłaszcza w Polsce, gdzie mamy dużo graczy, którzy wolą taką formę "zapłaty". W USA jest pod tym względem lepiej, bo Amerykanie są trochę bardziej świadomi tego, jak działa rynek i wolą zapłacić te kilka dolarów, byleby mieć możliwość grania bez reklam. Dlatego Stany to nasz najbardziej dochodowy rynek.
Napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl