Podczas gdy Ty zastanawiasz się, jak stworzyć światowy biznes, inżynierowie z Gdyni mają to już za sobą. Automatyzowali fabryki największych marek samochodowych na świecie. Teraz chcą zrobotyzować polskie fabryki, nie tylko samochodowe, bo pod tym względem jesteśmy daleko nawet za Czechami czy Słowacją.
Firma z Gdyni projektuje roboty na liniach produkcyjnych silników i skrzyń biegów czołowych, światowych marek samochodów. Control Solutions uczestniczyła już m.in. w projektach realizowanych dla Jaguar Land Rover i Forda (Wielka Brytania), Volkswagena (Niemcy), General Motors (USA), Volvo (Szwecja), Opla (Węgry) czy BMW (Tajlandia), które odbywały się w fabrykach na całym świecie.
Na czym polega praca Control Solutions? – Najpierw działamy w biurze projektowym w Polsce. Tworzymy oprogramowanie do maszyn i robotów. Potem jedziemy do klienta, wgrywamy oprogramowanie, testujemy je, a następnie przeprowadzamy rozruch linii produkcyjnej – mówi w rozmowie z INN:Poland Patryk Smok, właściciel Control Solutions. – Na początku tylko programowaliśmy maszyny na liniach produkcyjnych. Potem weszliśmy także w hardware czyli projekty elektryczne maszyn. Projektujemy więc linię produkcyjną od strony instalacji elektrycznej. Trzecim krokiem, jaki poczyniliśmy jest programowanie robotów przemysłowych – mówi Patryk.
To właśnie fabryki samochodów są miejscami, gdzie działa najwięcej robotów przemysłowych z wszystkich branż. Dobrze zaprogramowany robot jest na wagę złota. Gdy robot nawali i doprowadzi do wad produkcyjnych aut, mogą one narazić Audi, Volvo czy Volkswagena na milionowe straty. Równie ważne jest bezpieczeństwo pracowników na linii produkcyjnej.
Zamontował silnik w radzieckiej deskorolce
Jak to się zaczęło? Patryk Smok ma 37 lat, urodził się w Lidzbarku Warmińskim. – Od zawsze chciałem rozwiązywać skomplikowane problemy. Rozbierałem zabawki na części i składałem je od nowa, lub robiłem z dwóch zabawek trzy. Sklejałem skomplikowane samoloty – opowiada o początkach swojej inżynierskiej pasji. – Lubiłem eksperymentować. Do starej radzieckiej deskorolki zamontowałem mały silnik spalinowy i nawet potrafiła jeździć. Dłubałem i naprawiałem motocykle w garażu – dodaje.
W 1998 roku Patryk rozpoczął studia na Politechnice Gdańskiej, na Wydziale Elektrotechniki i Automatyki. Podczas nich postanowił wyjechać za chlebem na Wyspy, ale już jako wykwalifikowany pracownik. Znalazł pracę jako technik utrzymania ruchu w ThyssenKrupp, która zajmuje się liniami produkcyjnymi wielkich marek samochodowych. Odpowiadał za linię produkcyjną podwozi do Volkswagena. Nadzorował pracę dwudziestu kilku robotów, które spawały konstrukcje.
– Zawsze fascynowała mnie inżynieria, a że nowinki technologiczne w fabrykach samochodów znajdują zastosowanie najszybciej, wiedziałem, że linie produkcyjne w branży moto będą moją zawodową przyszłością – wyznaje Patryk.
Patryk wrócił do Polski się obronić, ale ThyssenKrupp początkowo nie przyjęła wypowiedzenia. Proponowali, że dadzą bezpłatny urlop, bo chcieli, by wrócił do nich pracować. Patryk jednak nie skorzystał. Miał już niezbędne doświadczenie. Po studiach znów rozpoczął pracę w ThyssenKrupp, ale w... Gdańsku, w czym pomogła reputacja, jaką zdobył w Wielkiej Brytanii.
Stoi na stacji lokomotywa, ciężka, ogromna...
Tu tworzył oddział firmy od podstaw i przeszedł wszystkie szczeble kariery. Był to dla niego poligon doświadczalny. Na początku programował maszyny na liniach produkcyjnych. Potem został liderem zespołu, a następnie kierownikiem działu konstrukcji elektrycznych – miał więc pod sobą całe biuro, które było powiązane z działem w Niemczech. Uczestniczył więc w międzynarodowych projektach. Zajmował się m.in. projektowaniem nowych linii produkcyjnych silników i skrzyń biegów m.in. do Skody i Volkswagena.
Kiedy kariera Patryka w niemieckiej korporacji rozwijała się modelowo, przyszedł szok. Centrala ThyssenKrupp zlikwidowała gdański oddział. – Wyjechaliśmy z żoną do Azji, by się zresetować i naładować akumulatory. Wiedziałem, że programowanie robotów i maszyn jest jedyną rzeczą, którą potrafię robić. Postanowiłem założyć własną firmę, która będzie działać dla największych marek na świecie – opowiada.
Patryk nauczył się w ThyssenKrupp nie tylko know-how związanego z inżynierią linii produkcyjnych, ale także tego, czym charakteryzują się ogromne, warte wiele milionów euro projekty w branży moto. A czym? – Wykonawcami projektów są ogromne korporacje przemysłowe, potężne, ale czasem ociężałe jak pociąg, jeśli chodzi o procesy decyzyjne. Trzeba nauczyć się cierpliwości w budowaniu swojej pozycji i zaufania. Myślę, ze nam się to udaje, dzięki czemu rozmawiamy dziś z dużymi graczami z całego świata – przekonuje.
Był 2011 rok, Patryka czekała teraz mozolna harówka od zera. Musiał od nowa zdobyć kontrakty i zaufanie. Zaczął od małych firm w Niemczech, które pracowały dla światowych marek. Dlaczego tam? – To konkretni klienci, wiedzą czego chcą. Zrobiłem zlecenie dla Forda w Rumunii. Miałem wtedy jednego pracownika – opowiada.
Potem przyszły pierwsze, próbne projekty – dla Skody w Mlada Boleslav. Tak to się zaczynało. – Na początku musieliśmy zaprogramować i uruchomić jedną maszynę na linii produkcyjnej. Dzisiaj programujemy takich maszyn 40 przy jednym projekcie, realizując jednocześnie 5 takich projektów. Zatrudniamy blisko 20, wysoko wykwalifikowanych inżynierów. Realizujemy też program stażowy dla 6 studentów Politechniki Gdańskiej. Nie są od przynoszenia kawy, tylko piszą programy dla maszyn do produkcji Audi w węgierskim Gyor. Mimo, że jeszcze studiują, uczestniczą już w międzynarodowym projekcie i mam nadzieję, że zostaną z nami dłużej – mówi Patryk.
Jak zdobywa się pracę dla wielkich marek samochodowych? – Przez te kilka lat zapracowaliśmy na dobrą opinię, jesteśmy więc z polecenia zapraszani do przetargów.. Tak to w branży automotive działa. Jeśli dobrze zrobimy jeden projekt, wieści o nas się roznoszą – komentuje.
– Mocno inwestujemy w szkolenia i licencje na oprogramowanie. Jedna kosztuje nawet 50 tys. zł, a pojedyncze szkolenia dla pracowników to często koszt od 6 do nawet 20 tys. zł. Wszelkie międzynarodowe projekty wymagają certyfikatów zagranicznych. Nasi pracownicy zdobywali je np. w Akademii Volkswagena w Wolfsburgu – były to szkolenia programowania robotów przemysłowych w zakresie ich bezpieczeństwa pracy – zdradza.
Obecnie gdyńscy inżynierowie pracują w Tajlandii nad produkcją silników, które trafią do samochodów BMW w Azji. Uruchamiają kilkanaście stacji manualnych i półautomatycznych montażu silnika i jego podzespołów. Pracownicy polskiej firmy tworzą m.in. oprogramowanie PLC (Programowalny Sterownik Logiczny). Nadzorują próbne uruchomienie linii w Polsce oraz ostateczne w Bangkoku.
Równolegle uruchamiaja dla Audi w jego fabryce na Węgrzech 12 stacji automatycznych. Pracuje tam 6 programistów i robotyków Control Solutions. Firma rozpoczęła też podobny projekt dla Forda w Meksyku w miejscowości Chihuahua, gdzie pracuje łącznie 10 osób.
„Łatwiej iść z góry na dół”
Siedziba Control Solutions mieści się obecnie w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym w Gdyni. Kolejnym krokiem w rozwoju firmy ma być już budowa całych maszyn i robotów, co pozwoli dostarczać kompleksowe rozwiązanie. Czyli nie tylko projekt i programowanie, jak dziś, ale również wykonanie maszyn i robotów „szytych” na miarę potrzeb klienta. – Dążymy do tego, by mieć własną siedzibę i halę produkcyjną i tworzyć na indywidualne zamówienie. Teraz obsługujemy w 99 proc. branżę zagraniczną, ale chcemy też wejść na rynek polski. Interesuje nas nie tylko branża automotive, ale też spożywcza, farmaceutyczna czy stoczniowa. To w zasadzie już się dzieje, ale na szczegóły jeszcze za szybko – mówi tajemniczo Patryk.
Zwykle polskie start-upy chcą zdobywać światowe rynki. W przypadku Control Solutions to już się dokonało. Gdynianie mają mocną pozycję w branży. Teraz chcą działać zdobyć polski rynek, tworząc maszyny na miarę. – Łatwiej chyba iść z góry na dół niż z dołu do góry. Miałem to szczęście, że zacząłem od rynku światowego. Teraz chcemy międzynarodowe doświadczenie i wiedzę przenieść na polskie podwórko – deklaruje Patryk.
A mamy co automatyzować. Według danych Międzynarodowej Federacji Robotyki na 10 tys. pracowników przypada w Polsce zaledwie 19 robotów. W Czechach trzy razy więcej, bo 60, w Słowacji – 80. W Niemczech zaś 282, a w Korei Południowej 437. Control Solutions ma więc przed sobą kolejne wyzwanie: zrobotyzować polskie fabryki.
Napisz do autora: rafal.badowski@innpoland.pl
Reklama.
Jakub Pawłaszek
agencja rekrutacyjna Fair Recruitment
Nasi inżynierowie są coraz bardziej cenieni na świecie. Przyczynia się do tego dobra baza edukacyjna. Po ukończeniu studiów maja oni solidny background. Takie uczelnie jak AGH i Politechnika Krakowska czy Politechnika Warszawska współpracują z zagranicznymi uczelniami, organizują staże i stypendia. Sektor nauki zbliża się w Polsce z biznesem, inżynierowie są kształceni coraz efektywniej. Znacząco w ciągu ostatnich lat wzrosła wśród nich znajomość języka angielskiego. Barierą jest wciąż to, że rzadko inżynierowie, którzy mają renomę w Polsce, decydują się wyjeżdżać za granicę. Zadowalają się tym, co mają, zwłaszcza że wynagrodzenia dla specjalistów w Polsce rosną.
Patryk Smok
CEO, Control Solutions
Od zawsze chciałem rozwiązywać skomplikowane problemy. Rozbierałem zabawki na części i składałem je od nowa, lub robiłem z dwóch zabawek trzy. Sklejałem skomplikowane samoloty. Lubiłem eksperymentować. Do starej radzieckiej deskorolki zamontowałem mały silnik spalinowy, nawet potrafiła jeździć. Dłubałem i naprawiałem motocykle w garażu.