logo

a

REKLAMA
Krzykacz miejski
Władysław Grzyb skończył Technikum Kolejowe w Lublinie, ale nigdy nie poszedł do pracy na kolei. Zamiast tego ten 84-letni miłośnik Lublina został... krzykaczem miejskim, czyli tzw. klikonem. Przez wieki przedstawiciele tej profesji zajmowali się obwieszczaniem mieszkańcom woli władz. Grzyb trafiłby zapewne do ścisłej czołówki mistrzów tej profesji – jego głos ma siłę ponad 80 decybeli (co zostało udokumentowane). Zajął się nią późno, dobiegając sześćdziesiątki, ale pozostaje jednym z nielicznych klikonów w Europie. Najgłośniejszym – przynajmniej według kryterium popularności – jest angielski krzykacz miejski, który w ostatnich latach obwieszczał m.in. Londyńczykom narodziny dzieci księcia Williama.

Wędrowny ostrzyciel noży
To rzemiosło miało wymrzeć tuż po wojnie – a jednak. Dwa lata temu dziennikarze odkryli ostatniego w Warszawie... wędrownego ostrzyciela noży. Edward Kołodziejczyk swój warsztat nieodmiennie zabierał do autobusu: maszyna składająca się z drewnianej ramy, koła od roweru, rzemienia, pedała – plus dwie kamienne osełki, po 20 kilo każda. Pan Edward twierdzi, że latami pracował w Ameryce jako programista, m.in. dla agencji prasowej Bloomberga czy niesławnego dziś banku Lehman Brothers. Na początku lat 90. wrócił do Polski, i wtedy spadła na niego lawina nieszczęść – śmierć bliskich, alkoholizm. Zajął się ostrzeniem noży – od tamtej pory zadbał o przeszło 20 tysięcy sztuk.

Flisak
Nowy sezon flisacki rozpoczęty – usłyszeli na początku kwietnia miłośnicy spływów po Dunajcu. Rzeką spływa wciąż około pięćdziesięciu łodzi i tratw flisackich, ale dziś pełnią one co najwyżej rolę atrakcji turystycznej. Ostatni flisak, który zarobkowo spławiał drewno rzekami, Wincenty Pityński z Ulanowa nad Sanem, przeszedł na emeryturę w 1963 roku.

Smolarz/węglarz
Za czasów PRL tą profesją parali się autsajderzy i wyrzutki społeczne. Żeby być prawdziwym smolarzem należało zaszyć się w Bieszczadach, na kompletnym odludziu, gdzie można było mieć system i resztę ludzkości w nosie. Dziś smolarzy – ewentualnie węglarzy, bo i tak są nazywani – pozostało niewielu. Wśród nich jest choćby Zbigniew Wolańczyk – bohater filmu dokumentalnego „Ostatni smolarz na Roztoczu” - który wybrał ten zawód nie tylko dla pieniędzy, ale też ze względu na urok krajobrazów i dziką przyrodę Roztocza. Wyglądając przez okna stalowo-betonowych korpobunkrów, trudno się dziwić.

Felczer
„Panie Stefanie, na kolanach dziękuję za uratowanie życia! Maj 2001 roku” – taki wpis można znaleźć pod jednym z nielicznych artykułów o 76-letnim Stefanie Torczyńskim... najmłodszym polskim felczerze. Profesja ta oznaczała chirurga polowego – nieco mniej niż lekarza, nieco więcej niźli tylko pielęgniarza. Torczyński zdobył uprawnienia do wykonywania zawodu niemal sześćdziesiąt lat temu, wkrótce później zaprzestano kształcenia zawodowego felczerów. Co nie znaczy, że przestali być przydatni – Torczyński od lat prowadzi Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Widźgowie.

Zdun
Najbardziej perspektywiczny wśród zawodów bez perspektyw: zdun. Na zdunach położono kreskę jeszcze u schyłku PRL – renowatorzy pieców kaflowych wydawali się znikać wraz z samymi piecami, a przyszłość wydawała się należeć do wyrafinowanych grzejników o fantazyjnych kształtach, w ostateczności – do „żeberkowców” instalowanych w „wielkiej płycie”. Renesans tego rzemiosła zaczął się kilka lat temu, od mody na stawianie względnie nowoczesnych pieco-kominków oraz odnawianie mieszkań w starych kamienicach czy adaptowanie starych budynków na lofty. Przeciętny adept tej profesji jest dziś w stanie wyciągać podobno około 4000 złotych miesięcznie.

Karpiniarz
Biały kruk pośród leśników. Karpiniarze sprzątali po drwalach i huraganach – wydobywali z ziemi korzenie ściętych lub zwalonych drzew i przetwarzali na kloce, deski czy, w ostateczności, drewno na opał. W dobie przemysłowego wyrębu miast karpiniarzy ze święcą szukać: jednym z ostatnich przedstawicieli tej profesji jest Henryk Derda – pracownik leśny z Konoptu. Ten karpiniarz trzydzieści lat temu znalazł sobie też uboczne zajęcie: z wydobytych i obrobionych przez siebie pni tworzy niepowtarzalne rzeźby. Derda szuka korzeni o niezwykłych kształtach i formuje z nich figury zwierząt, wijące się pnącza, zwichrowane sylwetki ludzkie i kompletne abstrakcje.