Idea szalonego, przewrotnego, prześmiewczego pomysłu, którym Polska zakpi ze światowego i unijnego lobby walczących z CO₂ wygląda następująco. Prezes wielkiej firmy przemysłowej, elektrowni czy kopalni, musi zapłacić 10 mln euro za zielone certyfikaty, czyli prawo do emisji dwutlenku węgla z kominów swoich zakładów. Ale dogaduje się z Lasami Państwowymi. Nie płaci, tylko mówi urzędnikom i ekologom: – Ten dwutlenek węgla, co myśmy go w zeszłym kwartale puścili w globalną atmosferę, to nam pięknie zjadły drzewa z lasów pod Zbuczynem. A te 50 ton z zeszłej soboty wchłonął las za Małkinią. Nic nie zapłacę, proszę państwa, i co mi zrobicie – mówi szczwany prezes.
Jeśli chodzicie na spacery do lasu, być może spotkaliście się z tabliczkami "wstęp wzbroniony – ostoja zwierzyny". Wkrótce pojawią się nowe: „leśne gospodarstwo węglowe”. Drzewa, które rosły nie niepokojone przez pilarzy, dostaną bowiem nowe zadanie – i to wagi państwowej. Oddychać jak największą ilością dwutlenku węgla emitowanego przez nasze elektrownie i fabryki itd. Wtedy Polska nie będzie musiała płacić haraczu wynikającego z porozumienia klimatycznego, a firmy nie poniosą kosztów Europejskiego Systemu Handlu Emisjami. Jak zagonić chmurę gazu do konkretnego lasu? Nieważne. Chodzi o to, że w atmosferze nad Polską zgadzał się bilans CO₂, a więc także „pieniążki” za emisję gazów cieplarnianych.
W buku nadzieja
Brzmi to jak scenariusz skeczu Monty Pythona, ale to naprawdę się dzieje. Kiedy piszę ten tekst, prezesi największych firm – PGNiG, TAURONA, Orlenu oraz wielu innych – siedzą w dworku w Trzciance i słuchają wykładu leśników o bukach.
Ten gatunek drzewa ma wyjątkowy apetyt na CO₂. Gdyby dosadzić buki wśród innych drzew, wartość absorpcji dwutlenku węgla wzrośnie o 10 procent bardziej niż w zwykłym lesie „nie-bukowym”. Tę nadwyżkę można rozliczyć z tym, co wychodzi z przemysłowych kominów. Mało tego, prawdopodobnie dzięki tym polskim bukom możemy nawet zarabiać.
Lasy Państwowe przekonują, że w przypadku, gdyby cena uprawnienia do emisji jednej tony CO₂ wynosiła ponad 30 euro, to z hektara takiego lasu można byłoby uzyskać ponad 500 euro. Trzeba tylko wpisać „leśne gospodarstwa węglowe” do unijnego systemu handlu emisjami CO₂. Ponieważ lasy są państwowe, jak również największe firmy mają za właściciela skarb państwa – fabryki i zagajniki mogłyby żyć w finansowej symbiozie idealnej. Potwierdza to podpisanie pierwszego porozumienia pomiędzy PGNiG, a Lasami Państwowymi.
Konsekwencje Pakietu Klimatycznego to nie tylko problem prezesów, ale właściwie każdego z nas, konsumentów. Domowe rachunki za prąd mogą wzrosnąć 200 złotych rocznie, szacowali eksperci cytowani przez Rzeczpospolitą. Gdyż każda z dużych firm produkujących prąd i gaz, prosząc Urząd Regulacji Energetyki o zaakceptowanie wyższych cenników, prosiła o uwzględnienie rosnących kosztów zakupu praw do emisji CO₂. To nie wszystko – za CO₂ płacimy kupując bilety lotnicze: w PLL LOT to teraz znaczący koszt, obok paliwa do samolotów. Bilet na Wyspy Kanaryjskie zawiera 12 euro opłaty za gazy cieplarniane. Budujesz dom – płacisz 15 złotych w cenie tony cementu. Palisz w piecu węglem – 17 złotych idzie do pieca z każdą toną.
Podatek, który zniszczy polski przemysł
Prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki przekonuje, że system handlu emisjami od początku został źle zaprojektowany. Nie szkodzi zbytnio przemysłowym gigantom (USA i Chiny mają to zupełnie w nosie), a drenuje gospodarki europejskich krajów rozwijających się – takich, jak Polska. – Pozwolenia na emisje to w rzeczywistości podatek nakładany na gospodarkę, opierającą się na paliwach kopalnych. Jeżeli uczynimy energię drogą, to jednocześnie nasza gospodarka będzie niekonkurencyjna – mówi prof. Mielczarski.
W walce z globalnym ociepleniem powstają już tak absurdalne projekty, jak technologia CCS (ang. carbon capture storage), zakładająca wiercenie dziur w ziemi, w poszukiwaniu podziemnych wolnych przestrzeni, np. po wyczerpanych złożach gazu albo ropy naftowej. CO₂ miałby być wychwytywany na kominach i specjalnymi instalacjami wtłaczany do podziemnych magazynów. Planowano także nasączanie gazem struktur podziemnych skał. Po zaledwie stuleciu (w przybliżeniu) gaz wchodzi w reakcję ze skałami, tworząc nowe związki mineralne. Kosztem setek tysięcy euro z unijnych dotacji stworzono nawet mapę takich magazynów w Polsce. „Próby polowe” przeprowadzone na zlecenie energetyków budziły jednak uśmiech ekspertów, w tym także byłego prezesa PGE Tomasza Zadrogi. Cała zabawa okazała się droższa niż koszt pozwoleń na emisję gazu do atmosfery.
Na całe szczęście udało się opracować plan innowacyjnego wykorzystania lasów, a tych mamy pod dostatkiem prawie 30 procent terytorium. Co z tego, że to kombinacja na szczytach abstrakcji. Do tego zmusza polskie firmy walka z globalnym ociepleniem. Nic, tylko sadzić buki i kosić euro za certyfikaty.
Polska posiada ogromne zasoby leśne, które można w ekologiczny sposób wykorzystać do redukcji CO2. Strategia Grupy Kapitałowej PGNiG zakłada rozwój segmentu produkcji ciepła. Dlatego, w dłuższej perspektywie będziemy potrzebować większej ilości certyfikatów emisji CO2. To porozumienie daje nam perspektywę ich zakupu od Lasów Państwowych, w ramach wspólnie wypracowanego innowacyjnego oraz ekologicznego modelu