"Wtyczka Adobe Flash przestała działać", "Ta wtyczka Adobe Flash jest przestarzała, więc została wyłączona" – nie ma osoby, która nie zobaczyłaby kiedyś takiego komunikatu na swoim urządzeniu. Adobe Flash, kultowa wtyczka, odchodzi do lamusa. Chociaż dziś nie zwracamy na nią uwagi, miała większy wpływ – nie zawsze pozytywny – na tworzenie Internetu, niż nam się wydaje. Płakać czy śmiać się?
Istniejąca od 1996 roku wtyczka pozwalała nam tworzyć ruchome elementy i ożywiać witryny amatorskie i profesjonalne. Gdyby nie Flash, strony internetowe byłyby o wiele bardziej statyczne i mniej kolorowe. Po dwudziestu latach istnienia odsuwa się jednak w cień, odrzucona zarówno przez twórcę, firmę Adobe, jak i gigantów informatycznych pokroju Apple czy Google. Co w takim razie ją zastąpi? I dlaczego Flash musiał najpierw odejść?
Flash nie wytrzymał konkurencji innych standardów do tworzenia stron internetowych z dwóch powodów. Dla przeciętnego użytkownika, który z komputera korzysta tylko do wysyłania e-maili, pisania i ewentualnego zagrania w jakąś grę, pierwszy jest doskonale widoczny, drugi natomiast – mniej lub wcale – za to jest o wiele bardziej niebezpieczny.
Cichy zabójca procesorów
Pierwszą przyczyną jest użycie mocy obliczeniowej procesora przez wtyczkę. Pomimo ustawicznych, irytujących aktualizacji, Flash nie został zoptymalizowany pod kątem użycia mocy obliczeniowej. To oznacza, że aplikacja, która waży kilkanaście megabajtów, obciąża procesor komputera tak samo, jak gra komputerowa najnowszej generacji. Andrzej Pająk z serwisu chip.pl wspomina właśnie o takim przypadku.
Satyryczny komentarz dotyczący końca Adobe Flash i nadejścia ery HTML5
– Mój komputer ma już kilka lat, ale nie jest to jakaś bardzo słaba maszyna. Jednak kiedy na przykład włączam Wiedźmina 2, to uruchamia się dodatkowe chłodzenie, żeby procesor się nie przegrzał – tłumaczy. – Ale to samo dzieje się w przypadku Flasha. Coś jest nie tak, skoro wtyczka potrzebuje takiej samej mocy obliczeniowej, jak gra, która zajmuje kilkanaście gigabajtów pamięci na dysku – podsumowuje.
Takie wykorzystanie mocy obliczeniowej jest zmorą nie tylko dla użytkowników laptopów czy pecetów. W 2014 roku po raz pierwszy w historii Internetu częściej korzystali oni z sieci za pośrednictwem smartfonów. Surfowało w ten sposób dwa miliardy ludzi i ich liczba stale rośnie, podczas gdy wzrost użytkowników tak zwanych desktopów (komputerów stacjonarnych) zaczyna maleć.
Wtyczka, która nie lubi smartfonów
Jak się to wiąże z upadkiem wtyczki od Adobe? Ano tak, że baterie w smartfonach wyczerpują się znaczniej szybciej, kiedy ta jest w użyciu. Na pełnej baterii można odtworzyć dwa filmy w technologii Flash i pięć w technologii HTML5. W czasach powerbanków i wiecznego biegania po ładowarkę – robi to znaczącą różnicę.
Dlaczego w takim razie nie zaktualizowano wtyczki? Zdaniem Pająka, jest na to już za późno, bo technologia jest zbyt przestarzała i trudno byłoby ją teraz poprawić. Najlepiej byłoby napisać Flash od nowa, ale nawet macierzysta firma zdaje sobie sprawę, że to rozwiązanie odchodzi do lamusa – i zachęca do korzystania z innych rozwiązań.
Łódź z tysiącem dziur
Przestarzała technologia to pierwsza kwestia – drażniąca, ale z którą dało się jakoś żyć i korzystać z elektronicznych urządzeń. Druga natomiast związana jest z bezpieczeństwem.
W zeszłym miesiącu doszło do poważnego ataku na komputery z wtyczką. Hakerzy rozesłali wtedy program Cerber, który należy do kategorii ransmoware. Oznacza to, że szyfruje dane na zainfekowanym urządzeniu i wysyła do jego właściciela wiadomość z żądaniem okupu za odzyskanie do nich dostępu. Najczęściej trzeba płacić w kryptowalutach, takich jak Bitcoin.
Flash jest po prostu dziurawy. Oznacza to, że hakerzy i cyberprzestępcy mogą bez problemu wykorzystać technologię od Adobe, aby zaatakować nieświadomego użytkownika.
Nie dziwi więc fakt, że Mozilla, Apple i Google rezygnują z produktu Adobe. Filmiki na Youtube są już odtwarzane w technologii HTML5, a przeglądarka giganta z Cupertino – Safari – nie ma wgranej tej wtyczki jako domyślnej. Nawet reklamy i design stron w Internecie nie jest już wspierany przez te firmy. Po prostu nie opłaca im się to wizerunkowo.
Oczywiście, można dalej korzystać z technologii Flash na iMacu czy zwykłych pecetach, ale już na własną odpowiedzialność. I coraz mniej ludzi to robi.
Odkąd przestano dodawać wtyczkę jako domyślny program, instalowany razem z innymi komponentami systemu, popularność Flash gwałtownie spadła. Według raport portalu Encoding z początku tego roku, w 2015 roku z programu Adobe korzystało tylko 6 proc. wszystkich użytkowników. To znaczny spadek, w porównaniu z 21 proc. z poprzednich lat.
Autorzy raportu nazywają to po imieniu: Flash jest obecnie w stanie wegetatywnym, podtrzymywany przy życiu tylko przez autorów. Przewidują, że w przeciągu najbliższych dwóch lat całkowicie zniknie z użycia – i radarów ekspertów.
Mówi się trudno...
Czy to zła wiadomość? Na pewno nie dla internautów. Obecnie coraz częściej korzysta się z wspomnianego HTML5, formatu szybszego, lepiej dopasowanego do potrzeb współczesnego użytkownika i przede wszystkim – bezpieczniejszego. Użytkownicy są więc na zdecydowanie wygranej pozycji.
Czy to w takim razie koniec firmy Adobe? Też nie, przedsiębiorstwo ma szereg innych aplikacji, jak graficzny Photoshop czy czytnik PDF-ów – Reader. Twórcy mają zamiar wspierać jeszcze wtyczkę – ale tylko do czasu, aż kompletnie nie odejdzie w zapomnienie.
W całej tej historii fascynujące jest również to, jak subtelnie zachodzą te zmiany. Niegdyś topowy Flash, używany do tworzenia profesjonalnych portali i amatorskich blogów, znika. Jednak bez oburzenia, zaniepokojenia czy choćby zainteresowania ludzi. Jego zmiana była gładka i wyszła wszystkim na dobre. Pewne rewolucje można jednak przeprowadzić w białych rękawiczkach.
Napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl
Reklama.
Piotr Kupczyk, Kaspersky Lab
Adobe Flash od dłuższego czasu ma złą sławę, zarówno wśród ekspertów ds. bezpieczeństwa, jak i użytkowników komputerów. Aplikacja jest często określana jako "dziurawa, jak szwajcarski ser". Sporo w tym prawdy, jednak warto na sprawę spojrzeć także z drugiej strony. Fakt, że Flash posiada wiele luk w zabezpieczeniach, jest jednoznacznie związany z jego popularnością. Jeżeli dana aplikacja posiada odpowiednio duży udział w rynku, atakujący nie będą szczędzili wysiłków, by znaleźć w niej słabe punkty i wykorzystać je do infekowania komputerów.
Piotr Kupczyk, Kaspersky Lab Polska
Zainteresowanie cyberprzestępców lukami w zabezpieczeniach Flasha nie słabnie. Z naszych danych wynika, że w pierwszym kwartale 2016 roku to właśnie Flash, obok przeglądarki Internet Explorer, był najpopularniejszą opcją wykorzystywaną do infekowania komputerów za pośrednictwem dziur w aplikacjach.
Andrzej Pająk, Chip.pl
Jeżeli zaś chodzi o to, kto zawinił, to trudno w tym przypadku w ogóle o tym mówić. Możliwe, że twórcy, czyli zespół Adobe, są bardziej zainteresowani rozwijaniem swoich innych bardziej „przyszłościowych” produktów i po prostu nie poświecają Flashowi dostatecznie dużej uwagi – stąd tylko ciągłe łatanie dziur.