To była największa transakcja w historii rodzinnego biznesu Kulczyków. Gdyby miała miejsce w Polsce i objęto ją słynnym podatkiem Belki "od zysków kapitałowych", padłby rekord Polski w jednorazowej wpłacie do urzędu skarbowego.
To nie będzie sensacyjny thriller, więc od razu zdradzimy zakończenie. Niestety, najprawdopodobniej podatek od piwnych miliardów ominął nasz system. – Jeśli zaś chodzi o dane dotyczące strony podatkowej transakcji, to ich nie publikujemy – w ten sposób przedstawiciele Kulczyk Investments odpowiadają na nasze pytania.
Chodzi o transakcję, w której Kulczyk Investment sprzedało posiadane akcje piwnego giganta Sabmiller innej zagranicznej firmie AB Inbev. Na tej transakcji rodzina najbogatszych Polaków zrealizowała gigantyczny zysk. Jeśli zastanawiacie się, skąd biorą takie historie jak Panama Papers i Luxemburg Leaks, to odpowiedź jest prosta. Komu z was nie zadrżałby palec przed kliknięciem przelewu do urzędu skarbowego wartego kilkaset milionów złotych?
Ile podatku zapłaciłby Kulczyk w Polsce
Przypomnijmy całą historię. W 1993 roku Grupa Kulczyk zakupiła udziały polskiego producenta piwa – Lech Browary Wielkopolski. Firma została zrestrukturyzowana i doinwestowana, a dwa lata później (1995) do przedsięwzięcia biznesmen zaprosił zagranicznego wspólnika SABI (dzisiejszy SABMiller) jako partnera strategicznego. W 1999 roku Grupa Kulczyk (wówczas Kulczyk Holding, podmiot zarejestrowany w Warszawie) doprowadziła do połączenia spółek Lech Browary Wielkopolski i Tyskie Browary Książęce tworząc Kompanię Piwowarską SA. Tak powstała największa firma tej branży na naszym rynku. W 2009 roku w szczycie rozwoju rynku piwnego w Polsce Jan Kulczyk zamienił udziały polskiej Kompanii Piwowarskiej na akcje międzynarodowej spółki SabMiller. Wówczas pakiet tych akcji był wyceniany na 3,6 mld złotych.
Dopiero dziś widać, jak świetny interes zrobił nieżyjący już najbogatszy Polak. Akcje SabMillera notowane na londyńskiej giełdzie w ciągu kilku lat zwiększyły swoją wartość ponad trzykrotnie. Piwne aktywa stały się najważniejszym składnikiem majątku rodziny.
Kulczykowie kibicowali wydarzeniom, które rozegrały się na globalnym rynku. Inny ze światowych gigantów wywodzący się z Belgii AB InBev ogłosił plan przejęcia SabMillera i złożył akcjonariuszom tej spółki atrakcyjną ofertę kupna akcji. Po kilku miesiącach negocjacji w kwietniu tego roku Sebastian Kulczyk zdecydował się przyjąć propozycję. Połowę posiadanego obecnie pakietu sprzedał za miliard funtów z małym haczykiem (5,69 mld zł w przeliczeniu na złotówki).
Nietrudno policzyć, że dochód z inwestycji wyniósł około 4 mld złotych (piszemy "około", bo KI nie podaje dodatkowych szczegółów operacji). Dokonując takiej transakcji poprzez spółkę zarejestrowaną w Polsce, Kowalski, Nowak i każdy z inwestorów, nie dysponujący armią doradców podatkowych, musiałby się liczyć z zapłaceniem podatku od zysków kapitałowych. Ten sam podatek płacimy nawet od lokat bankowych. Słynny podatek (wprowadzony kilkanaście lat temu przez rząd Marka Belki) sięga 19 procent i w tym wypadku wyniósłby 760 mln złotych.
Kulczyk Investment to jednak firma zarejestrowana w Luksemburgu. W tym systemie podatkowym rozliczanie takich zysków jest o wiele atrakcyjniejsze. – Spółki z grupy Kulczyk Investments płacą podatki tam, gdzie działają. Na przykład tylko w 2015 roku polskie spółki z grupy zasiliły państwową kasę na ponad 152 mln złotych – brzmi komentarz. Można się domyślać, że chodzi o działające w Polsce Ciech czy Autostradę Wielkopolską, choć i te przedsięwzięcia kontrolowane są już z Luksemburga.
Wypada zapytać w jaki sposób piwne akcje "wyszły z Polski". – W 2007 roku, w związku z nową międzynarodową strategią Jana Kulczyka powstała nowa spółka – Kulczyk Investments, która skonsolidowała wszystkie aktywa – wyjaśniają przedstawiciele biura holdingu.
Zgrzyt patriotyczny
Dlaczego piszemy, że podatek to problem wizerunkowy Sebastiana Kulczyka? Bo jeszcze w ubiegłym tygodniu brał udział debacie o patriotyźmie gospodarczym.
Padały tam okrągłe zdania o współpracy polityków i biznesu oraz o budowie zamożności obywateli. Kilka miejsc obok siedziała Beata Szydło, której rząd dramatycznie poszukuje wpływów podatkowych na realizacje sztandarowej obietnicy – dodatku 500 złotych miesięcznie na dziecko.
Na morał całej historii pasuje wypowiedź samego Jana Kulczyka: – Płacenie większych podatków tylko po to, by nasi politycy mogli więcej obiecywać, jest nieracjonalne. Te pieniądze pozostawione ludziom, 40 milionom Polaków czy 500 milionom Europejczyków są dwa razy więcej warte niż pozostawione w rękach administracji – powiedział w wywiadzie trzy lata temu.
Według niego, patriotą gospodarczym jest każdy, kto nie marnuje żadnej okazji i wykorzystuje potencjał, by budować potęgę Polaków na świecie. W domyśle patriota oszczędza na podatkach, bo potrafi zrobić lepszy użytek z tych pieniędzy niż rząd. Akurat wtedy Jana Kulczyka okrzyknięto największym płatnikiem podatku dochodowego w Polsce. Może mimo sławy jednak żałował.