Już w kilka godzin po naszej poniedziałkowej publikacji o Kacprze Suliszu, który od siedmiu lat czeka na przelew z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, posypały się kolejne skargi przedsiębiorców. Wyłania się z nich obraz nierównej walki start-upów z Agencją, której raz wydana decyzja do niczego nie zobowiązuje. Można rozliczyć wniosek, osiągnąć wskaźniki, a ostatniego dnia dowiedzieć się, że trzeba zwrócić 200 tys. zł wraz z odsetkami.
Pierwszy mail przyszedł od przedsiębiorcy ze Szczecina. Maciej Zagozda napisał: PARP po pięciu latach, dokładnie w ostatni dzień umowy nadpisał wszystkie swoje wcześniejsze decyzje i wydał decyzję sprzeczną, kwestionując nasze wydatki w wysokości 160 tys. zł w projekcie o wartości 800 tys. zł. Warto dodać, że te wydatki zostały wcześniej zaakceptowane przez PARP w wyniku trzech kontroli i pozytywnych rekomendacjach RIF (Regionalna Instytucja Finansująca – przyp. red.). Dramat! Chciałbym o tym porozmawiać! Proszę o numer telefonu.
Oddzwaniamy. – Kolega mi podesłał pani artykuł i mówi – patrz, to tak samo jak u was – opowiada Maciej Zagozda. – Sytuacja mojej spółki była analogiczna, również mieliśmy trzy kontrole RIF-u, w Szczecinie jest to Zachodniopomorska Agencja Rozwoju Regionalnego. PARP te rekomendacje przyjął, nastąpiło rozliczenie, dostaliśmy kwoty, które PARP zaakceptował. No i się zaczęło – relacjonuje.
Spółka Zagozda sp. z o.o. dostała dofinansowanie z POIG 8.1 na 5–letni projekt, stworzyła usługę do zarządzania projektami online pod nazwą TaskBeat. Realizowali go w latach 2010-2015, gdy prezesem Agencji była Bożena Lublińska-Kasprzak (która ustąpiła ze stanowiska w styczniu 2016 r.). Zaliczali wszystkie kontrole, płatności zostały zrealizowane, wypłacili pieniądze wykonawcy, 160 tys. zł za dwa lata pracy. PARP i RIF wiele razy widziały wszystkie dokumenty. – W sumie mieliśmy dwie kontrole na miejscu i trzecią w okresie trwałości, żadna z tych kontroli niczego nam nie zarzucała – dodaje Zagozda. A tymczasem ostatniego dnia trwałości projektu, 29 czerwca urzędnicy przypomnieli sobie o swoich obiekcjach.
– Przyszedł faks, zakwestionowano nam sposób zawarcia umowy, dokładnie ostatniego dnia realizacji umowy. Dokładnie 5 lat po fakcie. Moim zdaniem, to typowe hodowanie odsetek, akceptowanie płatności, wydatków, decyzji, które w naszym przypadku też zostały uznane przez RIF i PARP jako kwalifikowalne – mówi Maciej Zagozda.
Zauważa, że instytucje zrobiły trzy podejścia do kwestionowania tej samej płatności, za każdym razem pojawiał się inny zarzut. Najpierw – zarzucono im łączenie wydatków. Nieskutecznie. – Wtedy zarzucono nam, że pewne usługi rozliczaliśmy zbyt długo, poza okresem finansowania. To też wyjaśniliśmy, to był błąd po stronie RIF – mówi Zagozda.
Do trzech razy sztuka. – Zarzucili nam, że zawarliśmy umowę z wykonawcą z naruszeniem wolnej konkurencji – opowiada Zagozda. Firma wybrała wykonawcę w pisemnym konkursie, ogłosili go na stronach internetowych, rozesłali zapytania ofertowe do potencjalnych wykonawców. – Wybraliśmy wykonawcę, jedynego który się zgłosił do projektu. Ponieważ agencja po 5 latach zdecydowała, że te wydatki są jednak niekwalifikowalne.
– Dla nas to była tragedia, przecież rozliczyliśmy już te pieniądze, z wszystkimi dostawcami się rozliczyliśmy – mówi Maciej Zagozda. I tu wchodzi klimat, którego nie powstydziłby się Franc Kafka. Zagozda natychmiast napisał odwołanie, dostał odpowiedź, że odwołanie mu nie przysługuje, bo ta decyzja PARP nie jest decyzją administracyjną. – W tamtym czasie złożyliśmy wniosek o ogłoszenie upadłości spółki. Nie mogliśmy się odwołać, a zostaliśmy poproszeni o zwrot pieniędzy większych niż spółka miała w kasie. Dostaliśmy około 800 tys. dotacji, musimy oddać 160 tys. zł plus odsetki karnoskarbowe. Bieg odsetek nadal płynie. Naliczanie zatrzyma się, gdy spółka sprzeda majątek lub gdy minister rozwoju wreszcie odpowie na nasze pismo. Czas płynie, odpowiedzi z PARP nie ma.
Pieczątki pod screenshotami
Maciej Zagozda odwołał się do ministra rozwoju. – Minister ma prawo nadpisać decyzje jako organ stojący nad PARP–em – mówi, że dopiero w ministerstwie ktoś w ogóle go wysłuchał. – No ale szkoda już się stała.
Na czym polegało to naruszenie wolnej konkurencji? Nie wiadomo, na ten temat PARP nie wypowiedział się do dziś (od czerwca 2015 r.). Maciej Zagozda wskazuje, że PARP sam nie wywiązuje się z umowy o dofinansowanie. Ta zaś zakłada, że wszelkie wątpliwości między stronami będą rozstrzygane – w pierwszej kolejności – w ramach negocjacji.
– Podobnie jak pan Kacper, my też wzywaliśmy do negocjacji. PARP odpowiadał za każdym razem „nie, nie będziemy negocjować” – rozkłada ręce przedsiębiorca. Odpowiedzi z PARP nie ma już 11 miesięcy.
Przedsiębiorca jest w pułapce. Jest zmuszony postawić w stan upadłości dobrze funkcjonującą spółkę. – Nasz system, w momencie, gdy spółka ogłaszała upadłość, miał 12 tys. użytkowników. Wszystkie wskaźniki projektu zostały wypełnione. Usługa dalej funkcjonuje, natomiast teraz spółka prowadzi proces upadłości i nie wiadomo, co się dalej stanie. Cały dorobek spółki jest na sprzedaż...
Jak wyglądały kontrole? – Tak samo jak u pana Kacpra. Musieliśmy stawiać pieczątki pod screenshotami. Na żądanie wysyłaliśmy zrzuty ekranu z aplikacji. Ktoś stał przy ekranie i robił zdjęcia monitorom – opowiada przedsiębiorca. Swoje doświadczenia podsumowuje bardzo gorzko. – Wykończyli nas po prostu, ale takie jest prawo.
To jest aparat represyjny
Kolejna firma, która się zgłosiła, jest tak przerażona, że ktoś ją zidentyfikuje, że w ostatniej chwili zmieniła zdanie i poprosiła o brak publikacji. – To są kosmici, ja się ich boję – mówi przedsiębiorca spoza Warszawy. Dlatego nie będziemy opisywać szczegółów działalności firmy. Dodamy tylko, że wzór dziania jest praktycznie taki sam: po wielu kontrolach, które niczego nie wykazywały, PARP również zmienił swoją decyzję po zakończeniu projektu – i zakwestionował wydatki na stworzenie platformy.
To wpędziło młodą firmę w poważne trudności finansowe. Decyzja, że koszty nie są kwalifikowalne – czyli że firma ma zwrócić kilkadziesiąt tysięcy złotych oraz rosnące lawinowo odsetki – została podjęta na podstawie opinii eksperta. Z którą to opinią przedsiębiorca nie miał prawa się zapoznać, usłyszał nawet, że „jeszcze nie jest gotowa”. Po awanturze, jednak ją pokazano. Zewnętrzny ekspert, poproszony o ocenę opinii eksperta PARP, złapał się za głowę i wytknął górę poważnych, merytorycznych błędów.
Co jednak niczego nie zmienia, szarpanina i postępowanie administracyjne wciąż trwają. – Jestem przerażony. To jest aparat represyjny, który doprowadza firmy do upadłości. A teoretycznie powinna mi pomagać rozwijać biznes – mówi. Przedsiębiorca przyznaje, że nie śpi po nocach.
Oprócz pierwszego rozmówcy, wszyscy pozostali obawiają się ujawnić nazwiska i ewentualnych represji. Kolejny przedsiębiorca, beneficjent z POIG 8.1., prosi, by nazwać go Bartłomiej. Najbardziej uskarża się na nieistniejącą jego zdaniem komunikację z agencją. – Miałem problem z osobą która mi rozliczała ten projekt. Zaszła w ciążę. Gdy ja sam wysłałem 15 maili do osoby z PARP z pytaniami, co się działo z wnioskiem, nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Bartłomiej ma już 15 miesięcy zaległości od płatności pośredniej. – Ja nie wiem, co mam teraz zrobić, czy oni mi wypowiedzą umowę, czy ja mam im zapłacić, czy będzie kontrola. Jeśli byłaby kancelaria, która chciałaby się tego podjąć, gwarantuję, że miałaby 50 zgłoszeń jednego dnia – mówi gorzko. Dodaje, że firma, która dziś prowadzi mu rozliczenia, ma wśród swoich klientów 8 firm, które mają po dwa lata zaległości w płatnościach. – Tych osób jest naprawdę mnóstwo i nikt nie wie, co ma w tej sytuacji zrobić. Agencja doskonale wie o tym, że przedłuża terminy. PARP nie ma żadnych terminów, podpisując umowę na dofinansowanie z PARP, zgadzamy się na to. Z jednej strony, PARP jest czysty – dodaje.
Rzecznik Prawa Obywatelskiego podjął sprawę z urzędu
Na koniec, ważna informacja. Opisaną przez nas sprawą Kacpra Sulisza zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich. – Przygotowujemy wystąpienie do prezes PARP, zostanie wysłane w najbliższym czasie – potwierdza Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego w Biurze RPO. – Będziemy wyjaśniać i starać się, by działania były zgodne z prawem. Rzecznik powziął wątpliwość co do ochrony praw obywatelskich w tym zakresie – precyzuje.
W Biurze RPO Mirosław Wróblewski zajmuje się właśnie kwestią dostępu do funduszy unijnych. Póki co, zgłasza się do niego więcej rolników niż przedsiębiorców. – Może pani napisać, że rolnicy są bardziej uświadomieni w tym zakresie – żartuje. – Ważną informacją jest to, żeby do nas pisać i składać skargi, wtedy możemy to wyjaśniać. Proszę zachęcać, by te osoby zgłaszały się do biura rzecznika.
Odpowiedź PARP (przesłana w poniedziałek, godz. 21.31)
dot. tekstu prasowego „POIG 8.1 to mój największy błąd biznesowy”
- Finalnie firmie InfullMobile wypłacono dotację w wysokości 322 199,38 zł. Kontrahent sam zrezygnował z realizacji części zadań ujętych w projekcie, co skutkowało obniżeniem wysokości wypłaconego dofinansowania.
- Od początku realizacji projektu, kwestią sporną były wydatki związane z wynagrodzeniem pana Kacpra Sulisza w wysokości 180 tys. złotych. Wbrew treści artykułu prasowego, beneficjent od 2011 r. był informowany przez PARP, że z powodu naruszenia przepisów kodeksu spółek handlowych, przy zawieraniu umów o dzieło, nie można rozliczyć tych wydatków w projekcie, co skutkowało brakiem możliwości przekazywania beneficjentowi kolejnych środków.
- Zgodnie z ustawą o finansach publicznych i postanowieniami umowy o dofinansowanie, brak rozliczenia zaliczki uruchomił naliczanie odsetek od dnia przekazania środków.
- Mamy świadomość, że system kontroli w poprzedniej perspektywie finansowej był wieloetapowy i rozproszony. W opisanym przypadku zbyt długo trwał proces wyjaśniania spornych kwestii pomiędzy beneficjentem a RIF-em, co w efekcie skutkowało długim okresem naliczania odsetek.
PARP zamierza powołać w swoich strukturach Rzecznika Beneficjenta