– Znam przypadek, gdy osoba spóźniła się z rozliczeniem faktury dwa dni i musiała oddać prawie pół miliona złotych. Skąd ta złośliwość? Przecież PARP i tak nic na tym nie zyska – mówi w rozmowie z Inn:Poland o kłopotach beneficjentów POIG 8.1. Artur Kurasiński – bloger, przedsiębiorca, twórca Auli Polskiej.
Inn:Poland opisał siedmioletnią batalię firmy InFullMobile, która odbiła się szerokim echem wśród czytelników. Poprosiliśmy więc o komentarz Artura Kurasińskiego, który branżę start-upów finansowanych z funduszy unijnych zna od podszewki.
InnPoland: Nie zdziwiła Pana opisana przez nas historia potyczek beneficjentów z POIG 8.1?
Artur Kurasiński: Myślę, że takich przypadków może być kilka tysięcy. Na szczęście to nie zabiło Kacpra, znam go, on dalej jest w biznesie, ale na pewno oddanie nawet kilku tysięcy zł komukolwiek jest bolesne. Znam wiele takich przypadków. Większość z tych projektów zamykała się w granicach 800 tys. zł. PARP jako firma często wycofywała się z podpisanych wcześniej umów, wykorzystywali najdrobniejsze uchybienia. PARP na przykład miał absurdalną niechęć do rozliczania faktur zza granicy.
Pan, mimo wszystko, naprawdę polecałby ubieganie się o dofinansowanie?
Zdecydowanie tak. Największa pula pieniędzy ma do nas trafić do roku 2020, nikt nie wie, jak będzie potem. Większość przedsiębiorców powinna się zastanowić nad złożeniem wniosku w tym roku lub w przyszłym, bo potem nie wiadomo, jak będzie z pieniędzmi.
Pan również ma duże doświadczenie w projektach z funduszy unijnych. Co jest ich główną bolączką?
PARP w pewnym momencie zbyt często zmieniał reguły gry. Mówił, że wszystko jest w porządku, a po kilku latach mówił – nie nie, to jest nieprawdą, musicie to zrobić inaczej albo grozi wam kara.
Pytanie, dlaczego PARP-owi tak na tym zależy. Nic przecież nie zyska wstrzymując wypłaty. Oczywiście, że trzeba pilnować i odsiewać oszustów, ale bądźmy skrupulatni, a nie róbmy pokazówki.
Nasi rozmówcy, przedsiębiorcy, bardzo krytykują pracę urzędników.
Znam przypadek, gdy osoba spóźniła się z rozliczeniem faktury dwa dni i musiała oddać prawie pół miliona złotych. Potrafię zrozumieć argumentacje urzędnika, ale trzeba postawić pytanie, czy kary muszą być tak drastyczne. Odnoszę wrażenie, że zbyt często urzędnicy, którzy oceniają wniosek, nie mają żadnego zrozumienia dla projektów biznesowych.
Urzędnicy PARP mieli bardzo różny poziom wiedzy, ale większość osób po prostu się nie znała i była od tego, by sprawdzać numery stron, czy istnieją domeny. A pod koniec projektu wytaczane były wielkie działa, mimo że niby wszystko było ok, a mimo to projekty musiały być zrealizowane zgodnie z podpisaną umową.
Ale kontrole są konieczne.
Tak, ale nie było mowy w ogóle o działaniu związanym z utrzymaniem czy wsparciem tych projektów. Tego biznesu nie można zaplanować na 5 lat do przodu. Część pieniędzy brali bardzo młodzi przedsiębiorcy, gdy biznesplan rozpisany na 3 lata, w żaden sposób nie dawał się realizować. Jeśli ktoś mówił, że część biznesu jest nie do przewidzenia, urzędnicy rozkładali ręce.
Jeśli biznesplan się zgadza, to też jakakolwiek zmiana jest nie do zrealizowania. Na przykład, nie potrzebujemy tylu serwerów, ale za te pieniądze wykupilibyśmy jakąś usługę… nie ma mowy.
Co jeszcze Pana dziwi?
Pod koniec projektu PARP często próbuje wydusić od beneficjenta maksymalną ilość dokumentów.
W USA czy na Zachodzie wystarczą faktury, proste dokumenty sprzedażowe, które w Polsce są też honorowane, ale wymagane są pieczątki. Brak pieczątki, jeśli chodzi o wnioski unijne, jest ogromnym problemem.
Mnóstwo papieru, ryzy szły jedna za drugą, drukarki się psuły, to była zgroza. Ludzie drukowali po nocach, miejmy nadzieję, że to nikomu nie zginie, nikomu przez te pięć lat nie zaleje piwnicy…
Uprzedzenia urzędników nie wzięły się przecież zupełnie znikąd. Nawet pisaliśmy o takich projektach w tekście "15 mln poszło z dymem".
Oczywiście, że czasem wnioski były dęte, dosłownie przygotowywane na kolanie. Czasem było tak, że te same wnioski były składane do różnych urzędów. Chodzi o to, by sam projekt wyglądał w porządku.
Nasi rozmówcy załamywali ręce nad pracą ekspertów.
Uważam, że eksperci, którzy oceniali wnioski, to byli ludzie dosyć przypadkowi, czasem to się ocierało o absurd. Czasem wystarczyłoby chwile poszukać, np. że serwis randkowy dla zwierząt. Czasem w jednym naborze przechodziło kilka niemal identycznych usług, nawet nie kopiowanych, ale widać, że była jakaś moda, mimo że biznesowo to się nie broni.
Słyszałem, że ocena wniosku kosztowała od 150 do 200 zł. Jeśli mamy czegoś wymagać od ludzi, którzy biorą 150 zł za ocenę wniosku, z którego ktoś potem weźmie np. 800 tys. zł, no to o czym mówimy?
Jeśli chodzi o wiedzę ekspercką, to są bardzo niskie kwoty. Zwiększając to 2–3 razy, otrzymalibyśmy rynkową wartość. Ale dla mnie jest ważne, że taka osoba, która oceniała jakiś wniosek, jest potem do znalezienia. Po to, by można było sprawdzić, żeby się wytłumaczyła, dlaczego podjęła taką akurat decyzję. Wszyscy, którzy uczestniczą w takim projekcie, muszą ponieść odpowiedzialność
A jednak, Pan nie krytykuje tak do spodu działań Agencji.
Proszę pamiętać, że było bardzo dużo projektów, które jednak PARP zrealizował. Mimo to większość osób będzie pamiętała braki. Myślę, że PARP uczył się z roku na rok. Ja też jestem beneficjentem, otrzymałem pieniądze i jestem fanem PARP.
Dobrze by było zaznaczyć, że PARP spełnił swoją rolę i zajął swoje miejsce na rynku start-upów. Taka instytucja jak PARP jest potrzebna: nie jest to bowiem bankiem ani fundusz inwestycyjny. Nie może być też tak, że mamy nadmierną przewagę funduszy unijnych, dobrze byłoby zachować proporcje. Fundusze inwestycyjne mają problem, bo młodzi ludzie, jak mają wybór, to wolą się udać po darmowe środki.
Interesujące podejście. Ciekawe, co na to nasi czytelnicy...
Fundusze nie mogą też oferować bardzo prostych pieniędzy. Mówimy o rynku, w którym normalnie 9 na 10 spółek pada. No to nie ma cudów, nie ma możliwości, by każdy składający wniosek potrafił ocenić prawidłowo ryzyko biznesu.
Jestem zwolennikiem, by doszukiwać się również pozytywów, ale są niestety takie przypadki, jak Kacpra, gdzie coś ewidentnie zostało zawalone i wina leży głównie po stronie PARP.
Dziękuję za rozmowę