Jeszcze niedawno firma Rafała Brzoski uchodziła za modelowy start-upowy sukces znad Wisły. Dziś drastycznie tnie zatrudnienie, zamyka prawie połowę oddziałów. Czy to koniec potęgi InPost, a państwowy moloch, Poczta Polska, odzyska swój monopol na rynku?
– Poczta Polska szkodzi polskiej gospodarce, oferując dumpingowe ceny. Gdyby na rynku listów zwykłych miała zostać tylko Poczta Polska, to byłaby to bardzo zła wiadomość dla przedsiębiorstw i konsumentów, bo oznaczałoby to, że ceny wzrosną drastycznie, nawet 4-5 krotnie, bo tam, gdzie nie ma konkurencji, ceny idą w górę. Na pewno odbija się to na pracownikach Poczty Polskiej, którzy nie mogą się doprosić o podwyżkę ani nawet o premię, które jeszcze w dawnych latach były standardem – mówi w rozmowie z INN:Poland Wojciech Kądziołka, rzecznik prasowy InPost.
Jaki macie pomysł na wyjście z kryzysu. Wasze akcje pikują, spadła o 45 proc. liczba oddziałów, o 40 proc. zatrudnienie.
Grupa kilka lat temu była liderem na rynku ulotek. A jednak Rafał Brzoska sprzedał ten biznes za 15 mln euro. Podjął kluczową decyzję, która okazała się słuszna, bo za chwilę ten biznes w Polsce w ogóle przestał przynosić profity. Dziś sytuacja się powtarza. Jaki jest sens walczyć na rynku, który kurczy się dramatycznie, czyli zwykłych listach? Nie potrzebujemy więcej oddziałów, by świadczyć tradycyjne usługi listowe.
Chcemy koncentrować się na e-commerce, to jest nasz główny biznes. Nasze przychody z tego rynku wzrosły w pierwszym kwartale 2016 roku o 381 procent. To pokazuje najlepiej, gdzie powinniśmy być obecni. Ten segment rynku rośnie dynamicznie z roku na rok, my również zwiększamy w nim swój udział. Trudno o lepszy dowód, że klienci doceniają naszą ofertę. Dla e-commerce oferujemy jako jedyna firma w Polsce i to na terenie całego kraju najszerszy zakres usług: od listu e-commerce (Allelist), poprzez przesyłkę kurierską po Paczkomaty InPost. Żadna inna firma nie ma tak szerokiej oferty.
Jak chcecie przekonać uciekających inwestorów?
Nie jest rolą spółki komentowanie ruchów cenowych akcji, natomiast na pewno można stwierdzić, że skoro firma bardzo mocno wycofuje się z segmentu, który spada jako całość – jako biznes, to powinno być dla akcjonariuszy sygnałem, że dbamy o koszty i nie zamierzamy być obecni tam, gdzie nie ma przyszłości, jeśli nam się to nie opłaca. Koncentrujemy się na paczkomatach, usłudze kurierskiej i listach e-commercowych.
Już w marcu liczba przesyłek kurierskich wzrosła do poziomu wyższego niż w grudniu, który z powodu świątecznych zakupów jest tradycyjnie najlepszym miesiącem dla przesyłek kurierskich. My w marcu przebiliśmy grudniowy „pik”, co znaczy, że konsumenci doceniają jakość naszych usług. Dotyczy to także przesyłek paczkomatowych, które rok do roku rosną o kilkadziesiąt procent.
A jak pan skomentuje doniesienia o tym, że wasze przesyłki sądowe nie dochodziły na czas?
Bardzo chętnie pokażę panu statystyki reklamacji z sądu w Lublinie za czasów, gdy Poczta Polska była tam operatorem, i za czasów, kiedy my obsługiwaliśmy sądówkę. W 2013 roku było to około 140 tysięcy reklamacji dla Poczty Polskiej, w 2014 – za naszych czasów – było 45 tysięcy reklamacji – to świadczy o tym, że w sposób zdecydowany poprawiliśmy jakość obsługi sądów.
Dlaczego mówi pan tylko o statystykach z Lublina?
To jest tzw. e-sąd – jedyny sąd, który dysponował w pełni skomputeryzowanym systemem, dlatego tylko ten sąd ma pełne historyczne dane za lata ubiegłe.
Co to znaczy, że ograniczacie obecność na rynku listów zwykłych?
Obecnie trwają analizy. Na pewno będziemy nadal obecni z usługami dla ok. 70 procent populacji w Polsce. Trwają rozmowy z klientami, którzy chcieliby korzystać z naszej sieci pocztowej w przyszłym roku. Bo prawda jest taka, że Poczta Polska obniżyła mocno ceny listów zwykłych, dla biznesu z 1,40 zł trzy lata temu do 41 groszy.
Jak zniknie konkurencja Poczty Polskiej, to ceny te mogą wrócić nawet do poziomu 2 zł za list zwykły, a to oznacza wzrost kosztów dla poszczególnych klientów biznesowych – wysyłających dużo korespondencji – nawet o kilkadziesiąt milionów złotych rocznie. Zasada jest prosta: tam, gdzie nie ma konkurencji na rynku pocztowym, ceny dramatycznie rosną.
Zdumiewające jest to, że w 2013 roku Poczta Polska oferowała tę samą usługę dla sądów, i to bez VAT, w cenie 580 mln zł za dwa lata, a teraz za trzy lata... 290 milionów złotych.
Wtedy Poczta Polska oferowała 290 mln za rok świadczenia usług pocztowych dla sądów, a teraz robi to za 80 mln zł. Mówimy o dokładnie tej samej usłudze. Co więcej, wymagania świadczenia tej samej usługi są dziś o wiele większe niż wcześniej, choćby z tytułu większych kar umownych. PP po wygraniu przetargu twierdziła, że to są ceny rynkowe. Czas pokaże jakie będą dla niej koszty świadczenia tego kontraktu.
Jak pan skomentuje wprowadzenie tak niskich cen przez Pocztę Polską?
Co tu komentować? Nie widzę powodu, by zastanawiać się nad polityką cenową Poczty Polskiej. Na pewno odbija się to na pracownikach, którzy nie mogą się doprosić o podwyżkę ani nawet o premię, które jeszcze w dawnych latach były standardem. Oczywistym jest, że odbije się to na klientach detalicznych dla których cena – już po wygraniu kontraktu sądowego – wzrosła.