W Polsce 48 proc. oprogramowania komputerowego jest używana nielegalnie – wynika z raportu organizacji BSA (Business Software Alliance), zrzeszającej twórców oprogramowania. To najniższy wynik w historii naszego kraju, ale daleko nam do średniej unijnej, która wynosi 31 proc. W polskim biznesie jest jeszcze gorzej.
Aż 51 proc. firm korzysta z nielegalnych programów. Głównym powodem nie jest jednak cwaniactwo, tylko niewiedza – właściciele są często oszukiwani przez dystrybutorów. Nie kontrolują także, czy zainstalowane oprogramowanie ma wszystkie niezbędne licencje.
Kijem i marchewką.
To zmieniło optykę organów ścigania i BSA, która zrzesza producentów software’u. Zamiast karać przedsiębiorców, zaczęto organizować kampanię uświadamiające, jak „Prawda czy Fikcja”. W jej ramach do pół miliona polskich przedsiębiorstw rozesłano listy ze specjalnymi loginami.
Za ich pomocą pracownicy mogą się zalogować na stronie organizacji i skorzystać z bezpłatnej możliwości zarządzania oprogramowaniem lub dowiedzieć się więcej o potencjalnych szkodach i konsekwencjach korzystania z software’u bez licencji.
Bartłomiej Witucki, przedstawiciel BSA, twierdzi, że zorganizowanie tej akcji ma na celu przede wszystkim wprowadzenie dobrych praktyk w firmach z naszego kraju. To oczywiście szczytny cel, ale chodzi głównie o straty firm, które są zrzeszone w ramach organizacji. Należą do niej między innymi Microsoft, Apple czy Adobe, czyli potentaci na rynku technologii.
I w 2015 roku stracili w Polsce 447 milionów dolarów. Dla porównania w Wielkiej Brytanii – chociaż udział takiego oprogramowania wynosi tylko 22 proc., korporacje straciły prawie dwa miliardy dolarów.
Pomoc dla firm od BSA to metoda marchewki, ale organizacja nie boi się używać kija na najbardziej zatwardziałych użytkowników nielegalnego software’u. Przykładowo, w 2015 roku organizacja trafiła na trop firmy, której nazwa została później utajniona. Korzystała ona z ponad 200 programów bez licencji. Skończyło się najwyższą w Polsce ugodą na kwotę miliona dolarów.
Aukcyjni spryciarze.
BSA monitoruje za to rynek aukcyjny – to tam najczęściej można paść ofiarą oszustwa. W ramach kontrolowanego zakupu, w marcu br. przedstawiciele polskiego oddziału firmy Microsoft dokonali kontrolowanego zakupu oprogramowania na jednym z serwisów aukcyjnych. Wszystkie zakupione kopie okazały się nielegalne. Do tego przestępcy oferują je hurtowo, bo zazwyczaj można zaopatrzyć się w kilkaset płyt z nielegalnym oprogramowaniem.
W taką hurtową ilość poszło małżeństwo z Olsztyna. Mąż początkowo sprzedawał tylko DVD, później dokupił duplikator płyt i rozpoczął hurtową „produkcję” nielegalnego software’u. Dbał jednak o detale – policja podała, że urządzenie drukowało również logo Microsoft na płycie. Na samych aukcjach para oszustów potrafiła wystawić do 1000 takich nośników. Organy ścigania ujęły ich w połowie marca br. Zdaniem policji, proceder trwał kilka lat, a starty z nielegalnych licencji mogły osiągnąć poziom 3 milionów złotych. Małżeństwu grozi do pięciu lat więzienia.
Do zwalczania nieuczciwych dystrybutorów włączył się również Związek Pracodawców Technologii Cyfrowych Lewiatan. Ostrzega on, że coraz więcej programów niewiadomego pochodzenia trafia do zamówień publicznych. Wymienia również technik z jakich korzystają oszuści.
Firmy często kupują sprzęt komputerowy z zainstalowanym softwarem. Dołączone certyfikaty i kody mają podkreślić jego wiarygodność, jednak najczęściej pochodzą one z kradzieży lub zostały wykorzystane na innych nośnikach. Zdaniem Związku, rozwiązaniem tego problemu byłoby uszczelnienie prawa przetargowego – dystrybutorzy musieliby poświadczyć, że program jest legalny, a zamawiający mógłby sprawdzić to u producenta.