200 milionów złotych – na taką kwotę szacuje się kieszonkowe, jakie co miesiąc polscy rodzice wręczają swoim pociechom. Średnie kieszonkowe dzieci w wieku od 4 do 18 lat to mniej więcej 56 złotych miesięcznie. Z wiekiem, oczywiście, ta kwota rośnie. Sprawa ma niebagatelne znaczenie dla polskich banków: nie dość, że warto pozyskać tę gotówkę z rynku, to jeszcze gra toczy się o przyszłych klientów. W batalii o portfele młodych klientów walczą wszystkie banki, ale PKO BP poszedł najdalej, bo wycelował w najmłodszych, nawet kilkuletnich.
Być może właśnie nad Wisłą dochodzi do przełamania bariery wiekowej. W ostatnich latach rachunki adresowane do dzieci zaoferowały m.in. banki Barclays i Santander. Ale to konta, którymi można zarządzać najwcześniej w wieku jedenastu lat. Tymczasem PKO Bank Polski poszedł krok dalej: stworzył zbudowaną z kilku produktów usługę PKO Junior.
Punktem wyjścia jest konto PKO Konto Dziecka, otwierane w internecie – pod warunkiem, że jedno z rodziców ma konto w tym banku, na bazie PESEL dziecka i jednego dokumentu. Użytkownik konta korzysta ze specjalnego serwisu, w którym zwierzątka uczą dzieci, jak oszczędzać i dbać o bezpieczeństwo oszczędności. Konto umożliwia otwieranie „skarbonek”: a więc tworzenie de facto subkont oszczędnościowych, z których środki mają trafiać na określony cel. Odkładane pieniądze są oprocentowane.
Dziecko-właściciel rachunku może dokonywać przelewów (za zgodą rodzica) oraz używać substytutów kart płatniczych – zarówno w postaci karty płatniczej, jak i naklejek, służących do płatności zbliżeniowych. A całością można zarządzać za pomocą aplikacji mobilnej.
Można by uznać, że działania polskiego banku to projekt raczej wizerunkowy niż mający praktyczny wpływ na kondycję instytucji. PKO Junior stworzono już trzy lata temu, a w oststanich dniach uruchomiono wspomnianą już aplikację mobilną PKO Junior. I nic dziwnego, że bank rozwija tę usługę: jak się okazuje, już około pół miliona klientów banku to nieletni.
Przeciętny kilkulatek wciąż jest przekonany, że pieniądze biorą się ze ściany. Aplikacja i usługa prezentowane są więc jako rodzaj programu edukacyjnego. – Rodzice nie uświadamiają sobie, że dziecko, które nie ma możliwości nauczenia się, np. przeżywania straty głupio wydanych pieniędzy, będzie potem dorosłym, który uwierzy radośnie, że kredyt jest za darmo i wejdzie często w tą niebezpieczną aktywność finansową – podkreśla dr Aleksandra Piotrowska, psycholog dziecięcy. Rodzice w olbrzymiej większości, sięgającej – według badań sondażowych – niemal 95 proc., rozmawiają ze swoimi dziećmi o pieniądzach. I jak twierdzą, najlepszym momentem na rozpoczęcie edukacji ekonomicznej dziecka jest mniej więcej moment pójścia dziecka do szkoły podstawowej: wiek od 6 do 9 lat.
Ale biznesowa perspektywa jest wcale nie mniej ważna – w zależności od badań, od dwóch trzecich do trzech czwartych rodziców w Polsce wypłaca dzieciom jakąś formę kieszonkowego: od tygodniówek, przez comiesięczne, po gotówkę wykładaną w razie potrzeby. Trudno o bardzo konkretne szacunki, ale w sumie może chodzić o kwotę 200 mln złotych miesięcznie. Do tego prawdopodobnie należałoby dołożyć jeszcze nadzwyczajne świąteczne „dodatki” w gotówce i pieniądze, jakie dzieci dostają od rodziców, wyjeżdżając na wakacyjne obozy sportowe czy kolonie.
Na co idą te pieniądze? Zgodnie z wiedzą rodzicieli – przede wszystkim na słodycze. Z badań nad „kieszonkowym” przeprowadzonych kilka lat temu przez instytut Homo Homini wynika, że mniej więcej co czwarte dziecko sięga do portfelika z myślą o poważniejszych zakupach: ubraniach, zabawkach oraz grach, biletach do kina i na rozmaite imprezy, a wreszcie – pismach i książkach. Im starsze są jednak dzieciaki, tym bardziej stają się widoczne dla biznesu. Gimnazjaliści i licealiści są już regularnymi klientami sklepów internetowych, choć wciąż najpopularniejszą w tych grupach formą płatności jest gotówka przy odbiorze.
Banki starają się wyczuć ten moment. Usługa PKO Junior, wraz z momentem, w którym dziecko osiąga wiek 13 lat, zamienia się w regularny rachunek o nazwie PKO Kontro Pierwsze – z zachowaniem numeru, historii, danych właściciela, w tym loginu i hasła. Zmienią się wtedy też formy i stylistyka dostępnych usług. W końcu ostatnią rzeczą, jakiej chciałby nastolatek, to przypominać mu, że wciąż jest dzieckiem.
Na tym poziomie (wiekowym) walka odbywa się już na całego. Otworzenie rachunku bywa premiowane tabletem. Jednym z najmocniej promowanych produktów, adresowanych do nastolatków było konto dla młodzieży w ING Banku Śląskim: bank zwalnia użytkowników takiego konta z opłat za prowadzenie i prowizji za pobranie gotówki z bankomatu. Z kolei Alior Bank, w przypadku, gdy nastoletni klient otwiera u niego konto, obiecywał zwrot aż 5 proc. wartości zakupów internetowych. Bonusem są m.in. sięgające 40 proc. rabaty na zakup gier.
A potem? No cóż, młody i przyzwyczajony już do swojego banku klient zapewne zostanie z nim na lata. A przynajmniej na to liczą dziś bankowcy.