„Ja proponuję wypłacać w węglu. Pomoże to górnictwu”. „Świetny pomysł – zamiast pińcet faktycznie będzie 400, bo za ile będzie można sprzedać spekulacyjne obligacje państwa ze śmieciowym ratingiem, który za kilka lat stanie się faktem”. „Jeżeli osoba związana z ogromną mamoną sugeruje taki numer, jak obligacje, to musiałem z kieszeni szybko wyjąć nóż, by się sam tam nie otworzył”. Pomysł szefowej giełdy Małgorzaty Zaleskiej na poprawę płynności rynku kapitałowego w Polsce nie podbił serc rodaków.
Propozycja jest klarowna: jakaś część kwoty wypłacanej w ramach programu 500 plus – przykładowo, 100 złotych – mogłaby mieć formę obligacji. Obligacje można sprzedać, ale można też stworzyć z nich swoistą lokatę kapitału na przyszłą edukację dziecka. – To bardzo dobry moment do uświadomienia Polakom, rodzinom potrzeby oszczędzania, przede wszystkim długoterminowego – dowodzi prezes Giełdy Papierów Wartościowych.
Internauci zareagowali burzliwie. „Rodzice, nie dajcie się nabrać na jej pomysł rodem z piekła. Wyjdziecie na tym jak na 200 zł Balcerowicza, z których pozostało już kilkaset złotych długu w Biurze Maklerskim” - napisał jeden z czytelników na portalu dziennik.pl. „Moje pokolenie już raz zostało wyrąbane na takich oszczędnościach. Była to tzw. Polisa Posagowa. Dziecko po uzyskaniu pełnoletności, miało uzyskać 100 tys. zł, co stanowiło ok. 50 miesięcznych zarobków. Przyszła dewaluacja i dziecko otrzymało 10 zł, tj. część dniówki. Ja, chwalić Boga, nie dałem się na ten
szwindel nabrać” – sekundował mu inny, na stronach „Super Expressu”.
Muzyka gra, na parkiecie pusto
Wyjąwszy fatalne wspomnienia Polaków z czasów transformacji, projekt szefowej GPW rzeczywiście ma swoje mielizny. Żeby go zrealizować, należałoby udowodnić, że taka formuła jest zgodna z konstytucją – bądź co bądź, nawet obligacje skarbu państwa są jakimś rodzajem spekulacyjnego instrumentu finansowego i państwo nie może zmuszać obywateli do korzystania z niego.
Nie wiadomo jeszcze, jakie dokładnie obligacje wchodziłyby w rachubę. Obligacje skarbu państwa są najpewniejszym z takich środków – jednak jako instrument skłaniający do oszczędności nie są nazbyt atrakcyjne: ich oprocentowanie waha się w widełkach 2-3 proc. w skali roku, na dodatek jest ono obciążone tzw. podatkiem Belki. Jeśli trochę poszukać, można znaleźć w ofercie polskich banków oferty z wyższym oprocentowaniem – rzędu nawet 5 proc. – choć część z nich jest powiązaną z korzystaniem z innych usług danego banku, np. otworzeniem w nim konta.
Ale w grę mogłyby przecież wchodzić inne obligacje – samorządów lub przedsiębiorstw. Te pierwsze jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu mogły uchodzić za instrument finansowy niewiele mniej bezpieczny niż wspomniane papiery skarbu państwa. Ale to przeszłość: dziś samorządy są w kiepskiej sytuacji i – jak niedawno pisaliśmy na stronach INN:Poland – ich perspektywy finansowe są znacznie gorsze. Dlatego na rynku finansowym są znacznie wyżej oprocentowane – nawet do pułapu kilkunastu procent, czyli poziomu, na którym operują najagresywniejsze fundusze hedżingowe. Innymi słowy, przestały różnić się od – nierzadko przecież ryzykownych – obligacji firm.
Obligacje mogą też przerosnąć możliwości zarówno adresatów, jak i realizatorów programu 500 plus. Z danych statystycznych wynika, że w pierwszym półroczu 2015 roku inwestorzy indywidualni odpowiadali za zaledwie 12 proc. obrotów Giełdy. Można się spodziewać, że liczba osób znających tajniki rynku kapitałowego, to grupa liczona co najwyżej w dziesiątkach tysięcy. I raczej nie pokrywa się z grupą beneficjentów 500 plus.
Ba, nawet ogólna wiedza ekonomiczna Polaków jest zazwyczaj niska. „Analiza wyników badania na różnych wymiarach pokazuje, że wiedza Polaków na temat zagadnień finansowych jest zdecydowanie niska” – konkludowali kilka lat temu badania ankietowe statystycy. „Większość ankietowanych ocenia swoją wiedzę dotyczącą tematyki finansowej jako słabą (39 proc.) lub średnią (43 proc.). Tymczasem, jak się okazuje faktyczna, obiektywna wiedza Polaków jest jeszcze mniejsza, niż im się wydaje” – pisali z kolei dwa lata temu analitycy Citi Handlowy. Pytanie więc, czy nawet pierwsze reakcje na pomysł szefowej GPW nie wynikają z tego braku wiedzy, jakiego doszukują się u nas bankowi eksperci.
Wypłacanie 500 plus w obligacjach to również ból głowy dla instytucji zapewniających dystrybucję środków z tego programu. Obsługa programu 500 plus przerosła już możliwości przynajmniej siedmiu województw – małopolskiego, świętokrzyskiego, lubelskiego, śląskiego, zachodniopomorskiego, łódzkiego i dolnośląskiego. Tylko w Małopolsce brakuje na te cele 1,5 mln złotych. Jeżeli potwierdziłoby się zastrzeżenie samej prezes GPW – że większość beneficjentów 500 plus i tak spieniężałoby na bieżąco obligacje – chaos tylko by się pogłębił.
Milion chętnych do gry
Jednak stawianie kreski na projekcie Małgorzaty Zaleskiej byłoby przedwczesne. Na niemal każdy argument przeciwników projektu dałoby się znaleźć kontrę. Ryzyko związane z obligacjami jest rzeczywiście minimalne – bankructwo Polski jest opcją wyłącznie teoretyczną. Również obligacje samorządów, przynajmniej w olbrzymiej większości, wydają się być niezagrożone – przed emisją stan kasy lokalnych władz badają Regionalne Izby Obrachunkowe, sprawdzając zabezpieczenie obligacji i ich płynność. Emisja następuje dopiero, gdy „zapalą zielone światło”.
Niewątpliwie więc obligacje skarbu państwa są bezpieczne – a wspominany przez internautów kiepski rating Polski może co najwyżej zwiększyć ich atrakcyjność, wpływając na zwyżkę oprocentowania.
W portfelach Polaków – zarówno pod postacią gotówki, jak i rozmaitych instrumentów finansowych – znajduje się grubo ponad bilion złotych. Lwia część tej sumy to gotówka lub pieniądze na nieoprocentowanych rachunkach. Wprowadzenie na rynek takiej masy obligacji mogłoby uczulić Polaków na inne formy długoterminowego oszczędzania. Jak pisał w ubiegłym roku portal natemat.pl, ponad milion Polaków żywo interesuje się inwestowaniem na giełdzie, choć większość z nich nie ma jeszcze o niej wielkiego pojęcia.
Obligacje mogłyby więc być taką zachętą. – Bez oszczędności długoterminowych pojawią się wyzwania z punktu widzenia państwa, rynków finansowych, z punktu widzenia społeczeństwa – ostrzegała Zaleska. – Będzie coraz większa postawa roszczeniowa Polaków do państwa, kiedy zaczną przechodzić na emerytury i te emerytury będą na niesatysfakcjonującym poziomie – kwitowała. Tym bardziej, że jest instrument łatwiejszy „w obsłudze” niż klasyczne akcje: łatwiej je sprzedać, transakcji można dokonywać nawet w internecie czy przez telefon.
Pytanie tylko, czy propozycja pani prezes spotka się z odzewem. Na pytania o to, czy rozwiązanie to było już przedstawiane w resorcie finansów, Zaleska odpowiedziała nieco enigmatycznie, że „nie powiedziała o nim dzisiaj po raz pierwszy”. Pytanie zatem, czy publiczne wystąpienie szefowej GPW oznacza, że dostała ona zielone światło z ministerstwa na taką prezentację, czy też wręcz przeciwnie: chce nacisnąć na resort, ujawniając swoją koncepcję publicznie. A może to rodzaj „próbnego balonu”, mającego w założeniu sprawdzić reakcję Polaków na ten pomysł?