Czy powinniśmy być wynagradzani za to, że przychodzimy do pracy? Najwyraźniej uznał tak burmistrz Parczewa Paweł Kędracki, który przyznał nagrody 54 pracownikom swojego urzędu, pomijając zaledwie 4 osoby. Tymczasem długi gminy Parczew wynoszą kilkanaście milionów złotych.
Parczew, 10-tysięczne miasto w województwie lubelskim. To tu mieszka burmistrz, który w 2015 roku na nagrody wydał 177,5 tys. zł.
Sprawę opisał portal 24wspolnota.pl. W rozmowie z burmistrzem przytoczyliśmy powyższe dane uzyskane przez dziennikarzy regionalnych z urzędu miasta, które najpierw zakwestionował, mówiąc nam, że... dziennikarz nie autoryzował tekstu. Naszym zdaniem autoryzuje się wypowiedzi, a nie dane uzyskane z... urzędu miasta. Czyli burmistrz podważył dane dziennikarzy, które otrzymali oni z jego własnego urzędu.
Potem jednak sam przyznał w rozmowie z INN:Poland, że liczba nagrodzonych pracowników wynosi ponad... 90 procent. Burmistrz powiedział nam też, że autor artykułu, Andrzej Dejneka, przytoczył suche liczby, które nie odzwierciedlają rzeczywistego zaangażowania pracowników.
– Każda nagroda przyznawana przez burmistrza jest umotywowana pisemnie. Uważam mówienie o tym, że urzędnicy dostają nagrody za przychodzenie do pracy za całkowicie krzywdzące dla pracowników, którzy z poświęceniem wykonują swoją pracę – mówi burmistrz Paweł Kędracki w rozmowie z INN:Poland. – Każdemu należy się nagroda za rzetelnie wykonaną pracę. Urzędnik jest takim samym pracownikiem jak każdy inny. Te nagrody to chociażby kwestia przygotowania dokumentacji pod kątem uzyskania środków na realizację inwestycji ze środków z Unii Europejskiej. Nagrody natomiast z całą pewnością nie może dostać ktoś, kto nie przychodzi do pracy, to normalne – twierdzi burmistrz. Czyżby?
Jedną z najwyższych nagród otrzymuje od kilku lat skarbnik gminy Anna Makówka. W 2013 roku za przepracowane cztery kwartały dostała 7726 zł nagrody. Przez pierwsze trzy kwartały 2014 roku nie było jej w pracy, jednak za czwarty kwartał, w którym się pojawiła, dostała... 7207 zł. A więc wysokość nagrody za jeden kwartał pracy jest na podobnym poziomie, co za cały 2013 rok.
„Każdemu pracownikowi należy się nagroda za rzetelnie wykonaną pracę. Urzędnik jest takim samym pracownikiem jak każdy inny”- mówi burmistrz. Nie wydaje nam się, rzetelna praca jest obowiązkiem każdego pracownika i za nią należy się wynagrodzenie. Ale nie nagroda. Burmistrz w rozmowie z nami powołał się też na to, że urzędnicy na prowincji mało zarabiają. Ale to również nie może być powód do wręczenia nagrody. Bo nagroda, jak głosi regulamin wynagradzania pracowników w Urzędzie Miejskim w Parczewie, należy się za „szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej. Szczególne to te ponadprzeciętne, przekraczające oczekiwania”. A poprawne pisanie wniosków o pozyskanie funduszy unijnych to ich obowiązek.
– Dla mnie to, co robi burmistrz, to dodatkowy element wynagrodzenia, co kłóci się z ideą nagrody. W regulaminie jest mowa o szczególnych osiągnięciach. Argumentacja, że są pozyskiwane środki unijne, mnie nie przekonuje. To obowiązek urzędników. Wynajmujemy ich do tego, żeby działali jak najlepiej na naszą korzyść. Poza tym w urzędzie gminy w Parczewie wnioski o pozyskanie unijnych pieniędzy opracowuje dosłownie kilka osób i może kolejnych kilka im pomaga – mówi nam Andrzej Dejneka, redaktor naczelny 24wspolnota.pl i autor artykułu o hojnym burmistrzu.
Z pewnością w nagrodach nie chodzi też o pracę urzędników po godzinach. Pracują oni do 15:30. Poprosiliśmy w sekretariacie o zadanie burmistrzowi pytania o 15:29, usłyszeliśmy w Urzędzie Miasta, że „to niemożliwe, bo już skończyliśmy pracę i pan burmistrz nie odpowie na pytanie”.
Poprosiliśmy również o wykaz nagród wraz z ich uzasadnieniem, nie otrzymaliśmy go przez ponad dobę, a powtórna prośba wysłana w godzinach pracy następnego dnia, wraz z adnotacją, że chcemy jeszcze tego dnia opublikować artykuł, pozostała bez odpowiedzi. Wierzymy, że osoba, która się z nami komunikowała, nie otrzymała od pana burmistrza nagrody za „szczególne osiągnięcia w pracy”.
Tymczasem zadłużenie gminy Parczew wyniosło w 2015 roku około 13 mln zł. – Zadłużenie to normalna sprawa, jeśli chcemy pozyskiwać środki z Unii Europejskiej, musimy posiłkować się wkładem własnym. Gdy obejmowałem funkcję burmistrza, zadłużenie wynosiło około 6 mln 450 tysięcy złotych. Dziś jest to kwota 12 mln zł, przy wykonaniu inwestycji rzędu 70 mln zł – odpowiada nam burmistrz.
Naszym zdaniem pan burmistrz mógłby, zamiast nagradzać urzędników, np. utwardzić drogę do Kolonii Babianka, o co mieszkańcy nie mogą doprosić się od lat. Gdy spadną deszcze, droga jest kompletnie nieprzejezdna, a wieś odcięta od świata. Jedna z mieszkanek, która prowadzi dziecko do szkoły, zakłada mu na nogi gumowce, które następnie na przystanku autobusowym zmienia na zwykłe buty.