Polowanie na technologie i miejsca pracy na Zachodzie, a następnie przenoszenie ich do Polski – takie są rekomendacje autorów raportu „Kierunki 2016. Polska w pułapce średniego dochodu”. Analiza, przygotowana przez ekspertów Banku DNB Polska oraz firmy konsultingowej Deloitte, opiera się na doświadczeniach polskich firm. Doświadczeniach, o których przedsiębiorcy mówią jednak niechętnie.
Dyskretnie, szybko, skutecznie
– Proszę szukać w raportach giełdowych, w komunikatach nikt nie pochwali się wyprowadzaniem miejsc pracy z innych krajów – radzą nam eksperci. Rzeczywiście, próżno szukać informacji o zachodnich firmach przejętych przez Polaków po to, by przenieść choćby częściowo produkcję stamtąd nad Wisłę. Nasi rozmówcy wskazują jednak kilka dużych polskich firm, które tej sztuki próbowały.
Wśród nich znajduje się Pfleiderer Grajewo, który na początku tego roku przejął swoją spółkę-matkę: Pfleiderer GmbH, urastając do rangi jednego z czołowych europejskich producentów wyrobów drewnopochodnych, ze sprzedażą na poziomie 1 miliarda euro oraz zatrudniający 3 tysiące pracowników.
Grupa Nowy Styl od lat poluje na zagraniczne firmy: u schyłku ubiegłego lata przejęła szwajcarską firmę SITAG, a w poprzednich latach niemieckie firmy SATO Office czy Rohde & Grahl. W tym przypadku chodzi nie tyle o ewentualne przeniesienie produkcji do Polski, ale też m.in. zastąpienie poddostawców zachodnich firm własną produkcją. – Na przestrzeni ostatnich kilku lat dokonaliśmy trzech akwizycji: kupiliśmy 2 niemieckie firmy oraz 1 szwajcarską - tłumaczy w rozmowie z INN:Poland Magdalena Tokarczyk-Cyran, dyrektor marketingu w Grupie. - Kupiliśmy firmy oferujące wysoko rozwinięte i ergonomiczne rozwiązania meblowe, z opatentowanymi mechanizmami i rozpoznawalnym designem - dodaje.
- Nie planujemy przenosić produkcji do Polski, ponieważ od lat wyznajemy zasadę myślimy globalnie i działamy lokalnie - kwituje jednak Tokarczyk-Cyran. - Wiemy, że nasi klienci w tych krajach oczekują produktów z etykietą „Made in Germany” czy „Made in Switzerland” i tego nie planujemy zmieniać. Oczywiście część komponentów, która była przez te firmy kupowana na zewnątrz jest teraz wytwarzana w Polsce. Staramy się też centralizować część usług, m.in. IT, księgowość, marketing - podsumowuje.
Za firmę o podobnej strategii uchodzi największa polska grupa z branży spożywczej – Grupa Maspex Wadowice. Przejęła ona w ten sposób około siedemnastu firm, w tym – pod koniec ubiegłego roku – rumuńską spółkę Rio Bucovina. Na zakupy nad Renem wybierają się – poza Pfleidererem i Grupą Nowy Styl – również tacy rynkowi potentaci, jak Boryszew, Unimil czy Action SA. Rok temu również producent naczep Wielton sfinalizował zakup swojego francuskiego odpowiednika – firmy Fruehauf Expansion SAS.
Ucieczka z pułapki średniego dochodu
– Oficjalnie przedsiębiorcy nie chcą mówić, co dokładnie robią z przejmowanymi zachodnimi firmami – komentuje dla INN:Poland Rafał Antczak, członek zarządu Deloitte Consulting SA. – Może wynikać to z niechęci dzielenia się strategią firmy, delikatnością polityki restrukturyzacyjnej w zagranicznym kraju, który ma swoje całkiem nieliberalne przepisy rynku pracy lub innymi czynnikami – dodaje.
Jednocześnie jednak nie ukrywa, że te praktyki odgrywają bardzo ważną rolę, gdy chodzi o nadanie polskiej gospodarce nowego impetu. Bowiem recepta na prosperity nie jest prosta. Według autorów raportu „Kierunki 2016”, Polska znalazła się w impasie: są branże czy firmy, które kwitną i dostrzegalnie rosną: gastronomia, zdrowie czy rolnictwo. Ale jednocześnie są i takie branże, które ciągną polską gospodarkę w dół – handel, energetyka, edukacja czy sektor publiczny. Efektem jest dramatyczne szarpanie się, by utrzymać się w miejscu: „pułapka średniego dochodu”.
Wyrwanie się z tej pułapki wymaga inwestycji. Inwestycje wymagają oszczędności. Oszczędności wymagają zysków. Błędne koło? – W przypadku sektora prywatnego należałoby oczekiwać wzrostu stopy oszczędności o 2 proc. PKB – komentują eksperci Deloitte i Banku DNB. – Dla firm oznacza to konieczność zwiększenia zysków o około jedną trzecią z obecnego poziomu – w wyniku ekspansji na rynki krajów UE i przejmowania zachodnich firm, z których część produkcji byłaby przenoszona do Polski, a pozyskiwana technologia pozwalałaby podnosić efektywność i produktywność. Część polskich firm już prowadzi taką politykę, chodzi więc o to, aby trend ten wzmocnić i podtrzymać w długim okresie – podkreślają.
– W raporcie podkreślamy, że aby Polska mogła w perspektywie jednego pokolenia wydostać się z pułapki średniego dochodu, potrzebne są nie tylko odpowiednie zasoby pracy i kapitału, ale i umiejętne ich wykorzystywanie, co oznacza systematyczny wzrost produktywności czynników produkcji (TFP) – mówi INN:Poland Marcin Prusak, dyrektor zarządzający pionem biur sektorowych DNB Bank Polska. – Jeśli polska firma, która przejmuje przedsiębiorstwo za granicą, przenosi produkcję do Polski, często tworzy nowe miejsca pracy. A jeśli pozyskuje dzięki przejęciu technologię pozwalającą np. na zwiększenie produktywności czynników produkcji, to też jest to zjawisko pozytywne – dodaje.
Polacy na zakupach
Czy nie budzi to wrogich reakcji w państwach, gdzie polskie firmy realizują tę strategię? – Przejęcia i akwizycje w UE to nic nowego, dlatego trudno w tym kontekście mówić o niechęci którejś strony – odpowiada Prusak. A liczą się niższe koszty pracy i nierzadko przyjaźniejsze opodatkowanie, jakie można znaleźć nad Wisłą.
Jak podkreśla ekspert, według ostatnich dostępnych danych NBP – za 2014 rok – wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych polskich firm wynosi ponad 230 mld zł. Z kolei GUS policzył, że w 2014 roku ponad 1400 przedsiębiorstw z siedzibą w Polsce posiadało udziały w niemal 3200 podmiotach za granicą.
– Nowszych danych co prawda nie ma, ale zaryzykować można stwierdzenie (poparte również publicznymi informacjami o znaczących przejęciach polskich firm na rynkach zagranicznych), że skala zjawiska rośnie – podkreśla Marcin Prusak. – Dla wielu polskich firm rynek wewnętrzny jest już po prostu zbyt mały, a sprzedaż własnych produktów przez lokalnych pośredników w innych krajach okazuje się mało opłacalna. Rozwój poprzez tworzenie spółek-córek za granicą bywa czasochłonny – szybciej, a często też łatwiej, jest wejść na lokalny rynek właśnie – poprzez przejęcie miejscowej firmy – kwituje.
Z ankiet przeprowadzonych przez bank DNB wynika, że aż 38 proc. polskich przedsiębiorstw zrealizowało już i planuje kolejne zagraniczne przejęcia. Kolejne 18 proc. nie ma jeszcze takiego doświadczenia za sobą, ale chce je zdobyć. Co więcej, 40 proc. ankietowanych firm, które wykupiły zagraniczne przedsiębiorstwa, przeniosło produkcję – częściowo lub w całości – nad Wisłę. Jedynie 12 proc. „eksportowało” miejsca pracy z Polski za granicę.