Trend się odwrócił: mieszkańcy już nie uciekają ze wsi. Wręcz odwrotnie, to mieszczuchy coraz chętniej przeprowadzają się na prowincję. Polska wieś już nie pije i nie żyje wyłącznie z zasiłków. Poznaj zaskakujące wnioski, płynące z nowego raportu Fundacji na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa.
„Byłam totalnym mieszczuchem, dzieckiem supermarketów, natura była mi wrogiem” - pisze na swoim blogu Karolina, na co dzień marketingowiec. Miłość zmieniła wszystko. „Pragnienie bycia razem pokonało moją niechęć do wsi, zaakceptowałam ją w całości, a nawet pokochałam. Nasze miejsce zamieszkania to nie jest typowa, to osiedle wybudowane w środku pola (…) Uwielbiam tu mieszkać, dobrze się tu czuję, kocham swoje mieszkanie, to moje miejsce na świecie i nie planuję w najbliższej przyszłości zmieniać cokolwiek w tej kwestii”.
– Nazywamy to cudem roztoczańskim. Kora potrzebowała ciszy, świeżego powietrza, spokojniejszego rytmu życia – komentowała dla kolorowej prasy menedżerka piosenkarki, Katarzyna Litwin. Dwa lata temu nękana chorobą gwiazda przeprowadziła się do jednej z wsi na Roztoczu, gdzie spędza większość czasu, zajmując się swoimi psami i kotami oraz dwiema hodowlanymi alpakami.
Kilka lat temu do podwarszawskiego Kałęczyna wyprowadził się też niegdysiejszy marszałek Sejmu Ludwik Dorn, we wsi pod Iłżą zamieszkał znany antropolog kultury profesor Roch Sulima (w bliskim sąsiedztwie trzech innych akademików), na wsi mieszka Elżbieta Zapendowska, jurorka TV-show „Must Be the Music”. Na wsi robi się tłoczno
Wieś nie żyje już z rolnictwa
Jedna jaskółka wiosny nie czyni – można by rzec. Wystarczy jednak zajrzeć do raportu „Polska wieś 2016. Raport o stanie wsi”, by się przekonać, że polska wieś diametralnie się zmienia.
Najlepszym przykładem mogą być właśnie migracje: na wsi mieszka dziś 40 procent Polaków. Proces wyludniania się ze wsi wyhamował już kilkanaście lat temu, w ciągu ostatnich kilku lat tempa nabrał proces przeciwny – przeprowadzek mieszkańców miast nawet nie na przedmieścia lecz do miejscowości odległych o kilkadziesiąt kilometrów od większych ośrodków miejskich.
Ba, proporcje byłyby jeszcze bardziej uderzające, gdyby nie fakt, że spora część mieszkańców wsi ostatecznie wyjeżdża za granicę. Jak szacują autorzy raportu, około jednej trzeciej wszystkich migrantów z Polski stanowią rezydenci najmniejszych miejscowości.
Konsekwencją powyższego procesu jest w sporej mierze fakt, że większość mieszkańców polskich wsi nie pracuje w rolnictwie. Uprawą czy hodowlą – wyjąwszy przypadki takie, jak dwie należące do Kory alpaki – zajmuje się zaledwie 11,5 proc. Polaków, a więc – w uproszczeniu – zaledwie co czwarty mieszkaniec wsi.
To jednak nie oznacza, że na wsi nie ma się czym zająć. Generalnie – jak konkludują autorzy raportu – dystans rozwojowy między miastem a wsią szybko się zmniejsza. Upodabniają się wskaźniki definiujące rozwój społeczny i gospodarczy, poglądy polityczne, aspiracje edukacyjne, wzorce konsumpcji czy sytuacja demograficzna. Ba, narzekania na bierność mieszkańców wsi również należałoby odłożyć do lamusa – tzw. „niski poziom kapitału społecznego”, przejawiający się m.in. w niewielkim zaangażowaniu rolników w pracę społeczną, to złudzenie. Rolnicy chętniej od mieszkańców miast angażują się w pracę społeczną, chętniej udzielają się w działających na wsiach organizacjach.
Głosują na PiS, ale w "dyktat Brukseli" nie wierzą
Przygotowany przez naukowców pod kierownictwem profesora Jerzego Wilkina z Polskiej Akademii Nauk raport pokazuje też inne paradoksy. Polska wieś najchętniej głosuje na prawicę – m.in. w ubiegłym roku, jak podkreślają autorzy raportu, zdecydowała o wygranej Andrzej Dudy oraz Prawa i Sprawiedliwości w wyborach prezydenckich i parlamentarnych.
Jednocześnie jednak ci sami wyborcy są jednoznacznie proeuropejscy. Wbrew pomstowaniom na „dyktat Brukseli”, od jakich roi się na internetowych forach, rolnicy w 88 procentach (co nie dotyczy wszystkich mieszkańców wsi) popierają przynależność Polski do Unii Europejskiej. No cóż, trudno się temu dziwić. Skok cywilizacyjny, jakiego dokonała polska wieś w ciągu ostatnich dwunastu lat – to zasługa Brukseli – dlatego też eurosceptyczne tyrady „na prowincji” nie znajdują większego posłuchu.
Olbrzymia pula środków z Wspólnej Polityki Rolnej czy funduszy spójności sprawiła, że standard życia na wsi znacząco się podniósł – jak podkreślają naukowcy, statystycznie dochody mieszkańców wsi to ledwie 82 proc. średniej krajowej, ale gdyby wziąć pod uwagę koszty życia w mieście, należałoby mówić o zrównaniu się standardów. Weźmy też pod uwagę preferencje podatkowe czy w dziedzinie ubezpieczeń społecznych, którymi cieszą się rolnicy.
O ironio, nawet jeśli na wsi wciąż nietrudno znaleźć wyspy skrajnego ubóstwa – 60 proc. wszystkich Polaków żyjących poniżej tego progu to mieszkańcy wsi – jednak pod względem zadowolenia z życia „wieśniacy” górują nad „mieszczuchami”. Internet i infrastruktura już tam jest, za to niewiele patologii: poważnej przestępczości, narkomanii, a nawet... alkoholizmu. Wskaźnik zadowolonych z życia z daleka od miast sięga 80,6 proc., ponad dwa punkty procentowe więcej niż średnia dla całego kraju.
„Lata 2004-2016, a więc okres członkostwa Polski w UE, to niewątpliwie najlepszy czas dla polskiej wsi – zapewne w całej jej historii” – konkludują autorzy raportu. Miejmy nadzieję, że to początek dobrej passy.