Inspektorzy Urzędów Podatkowych mają to do siebie, że kontrolują. Bywa jednak, że po kilku latach przychodzą raz jeszcze, skontrolować to samo. I ich werdykt jest skrajnie odmienny od poprzedniego. Należący do słupskiej PSS Społem bar „Poranek” postanowił jednak nie odpuszczać i przeczołgał fiskusa po sądach, aż po Naczelny Sąd Administracyjny.
Kilka ostatnich lat to był dla barów mlecznych burzliwy okres. Najważniejszym atutem tej branży były zawsze niskie ceny, a te udawało się zbić dzięki państwowym dotacjom do surowców, z których kucharze barów pichcili potrawy do menu. Nie wszystkie surowce były dotowane – ale nie broniono łączenia ich z surowcami niedotowanymi. Innymi słowy, w żurku z białą (niedotowaną) kiełbasą nie było nic nadzwyczajnego, podobnie jak w pierogach z (niedotowanym) mięsem.
Niemal dwa lata temu resort finansów zafundował barom mlecznym małe trzęsienie ziemi, przedstawiając „uaktualnione wyjaśnienia do stosowania przepisów dotyczących dotacji do posiłków sprzedawanych w barach mlecznych”. Okazało się m.in. że do dotowanych potraw nie można dodawać soli. Ot, niechaj konsument pozna niebiański smak gotowanych bez soli pierogów.
Ale kłopoty baru „Poranek” zaczęły się znacznie wcześniej. - Najpierw w lipcu 2008 roku przyszła kontrola z izby skarbowej za I kwartał tamtego roku. Mieliśmy protokół, że wszystko się zgadza – opowiada INN:Poland dyrektorka słupskiej PSS Społem, Eugenia Rębacz. - W 2013 roku jeszcze raz przyszli, te same panie, na tę samą kontrolę, za I kwartał 2008 roku. I stwierdzili, że robimy źle – kwituje. Decyzja fiskusa: „Poranek” ma zwrócić uzyskane z dotacji pieniądze, wychodziło w sumie milion złotych za lata 2008-2012.
- Taka się wrogość nagle do mięsa zrobiła. Do 2012 roku nie było problemu, urząd nic nie zarzucał. A nie można raz tak, raz inaczej – kwituje szefowa spółdzielni. - Przyprawy do mięs i innych potraw były u nas stosowane „od zawsze”. Były sprawdzane i kontrolowane, wszystko było dobrze. W protokołach pisali „bez zastrzeżeń”. Potem nagle zaczęło się okazywać, że np. pieprz nie może być stosowany do zupy, bo ta zupa to na mięsie. W sumie to można by go zastosować do twarożku – ucina.
Filozofia tej dublującej wcześniejszą kontroli była prosta: dotowanych przypraw nie można używać do potraw zawierających składniki niedotowane. Innymi słowy, należałoby zakupione przyprawy podzielić na dwie ewidencje – dotowane dla potraw dotowanych oraz niedotowane dla pozostałych. - Osobna ewidencja, osobny magazyn?... Przecież tego się nie da w jednym zakładzie wydzielić – utyskuje Eugenia Rębacz.
Sporu nie dało się zażegnać po dobroci, mimo że spółdzielnia posiłkowała się protokołami z wcześniejszych lat. Jedyny natychmiastowy efekt, to raptowna rezygnacja baru z dotowanych surowców oraz pójście do sądu w obronie zarówno samego baru, jak i całej 130-osobowej spółdzielni. - Nie zaakceptowali naszych odwołań, to musieliśmy pójść do sądu – kwituje ze stoickim spokojem Eugenia Rębacz. PSS odwołała się od decyzji Izby o zwrocie miliona – i resort finansów wstrzymał jej wykonanie, ale to nie wystarczało, spółdzielnia zaskarżyła decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który ostatecznie jesienią ubiegłego roku zdecydował o wstrzymaniu konieczności zwrotu dotacji.
To nie był jeszcze koniec historii sądowych sporów. Spółdzielnia postanowiła też odebrać 37 tysięcy złotych, które wcześniej musiała wpłacić na poczet egzekucji dotacji. W Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym wygrała, ale urzędnicy skarbowi zalicytowali wyżej i wnieśli kasację do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który nakazał zwrot pieniędzy PSS Społem.
Wyrok, który zapadł, można by uznać za salomonowy. - Sąd przyjął, że nie użytkowaliśmy przypraw prawidłowo, ale uznał też, że firmy muszą działać na zasadzie pełnego zaufania do instytucji publicznych. Jeżeli urzędnik stwierdza, że coś jest prawidłowo, to potem nie można stawiać zarzutów w tej samej sprawie, że coś było niedobrze – mówi szefowa słupskiej PSS.
Bar „Poranek” zrezygnował z dotacji, ale jakoś sobie radzi. Z dumą przypomina na swojej witrynie, że to właśnie tu, przeszło czterdzieści lat temu, została uruchomiona pierwsza w Polsce pizzeria. „Pizza podawana jest w dwóch smakach, z pieczarkami lub mięsem” - informują kierownicy baru. Najwyraźniej w „Poranku” wiedzą, jak przetrwać.