Wiemy już, że Wielka Brytania opowiedziała się za wyjściem ze struktur Unii Europejskiej. Jednak jeden artykuł z Traktatu Lizbońskiego może to uniemożliwić, a na pewno sprawić, że nie będzie to przyjacielska rozłąka.
W 2007 roku członkowie UE zadecydowali o podpisaniu Traktatu. Wtedy jednak nie było jeszcze kryzysu finansowego, wojny na Bliskim Wschodzie, a ekspansja Wspólnoty na wschód Europy przebiegała bez problemu.
Dlatego Artykuł 50, dotyczący procedury wyjścia z Unii został celowo napisany w ogólnikowy sposób – nikt nie sądził, że do takiej sytuacji w ogóle dojdzie. Co to oznacza? Miesiące niepewności politycznej i negocjacji, w jaki sposób interpretować ten zapis.
Co stanowi Artykuł? Rząd państwa, które opuszcza wspólnotę, musi ją oficjalnie powiadomić. Później następują negocjacje warunków odejścia kraju, na które politycy mają dwa lata.
W tym czasie Wielka Brytania zostanie odłączona od wszelkich procesów decyzyjnych, a warunki końcowe muszą zostać zatwierdzone jednogłośnie przez wszystkich pozostałych członków UE (czyli 27 państw).
Po formalnym wystąpieniu, może rozpocząć się kolejna tura negocjacji, dotyczące nowych umów handlowych. Jest jednak pewien haczyk.
Nigdzie w dokumencie nie jest napisane, jaki czas po referendum trzeba uruchomić procedurę. Z tego powodu politycy obawiają się bardzo długiej obstrukcji. Część z nich nawołuje do rozpoczęcia procesu jak najszybciej.
David Cameron, który w związku z wynikiem referendum zrezygnował z funkcji premiera, w wywiadzie dla Independent sceduje ten obowiązek na swojego następcę.
Eksperci podkreślają, że teraz inicjatywa jest po stronie brytyjskiej. To ona musi ustalić, w jaki sposób uruchomią procedurę wyjścia i zdecydować, jakie relacje będą ją łączyć z Unią. Przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk, ostrzegł że ten proces może potrwać nawet do siedmiu lat.