Byłeś na Open'erze i zarejestrowałeś opaskę? Licz się z kolejnymi opłatami! Jak donosi portal trojmiasto.pl, jeśli ją zarejestrowałeś za każdy kolejny miesiąc jej posiadania zapłacisz złotówkę. Opaska po festiwalu przestała być darmowa, a rozwiązanie umowy kosztuje 30 zł. Zapłacą Ci, którzy nie czytali regulaminów.
Festiwale to źródło świetnych pomysłów na biznes, które niekoniecznie polegają na tym, że ktoś nie przeczytał czegoś co było dopisane małym drukiem.
1. Czysta toaleta
– Powiem wprost, czasami bałem się usiąść na desce w toitoiu. Dwa złote za możliwość skorzystania z czystej toalety, to nie jest wygórowana cena – opowiada nam o swoich doświadczeniach z Przystanku Woodstock Janek. – Ale tak samo było w Jarocinie. Do czystej, płatnej toalety ciągle stała kolejka – dodaje.
Ten rodzaj biznesu bazuje na bardzo podstawowej potrzebie fizjologicznej człowieka. Z toalety musi skorzystać każdy. Korzystanie z festiwalowych toitoiów, szczególnie nad ranem, kiedy kończą się koncerty, to rodzaj sportu ekstremalnego. Dlatego postawienie przenośnej toalety, w której jest czysto, nie braknie papieru i nie strach usiąść daje pewność dobrego zarobku.
Dwa złote za wejście i pełne obłożenie niemal 24 godziny na dobę gwarantują zysk. Prosta kalkulacja pokazuje, że przez trzy dni festiwalu można zarobić nawet 15 tysięcy złotych.
2. Prysznic w domu publicznym
– Tak, to nie żart. Korzystałem z tego kilka razy – opowiada nam Grzegorz o swoich doświadczeniach. – Nigdy wcześniej nie byłem w agencji, ale ze wstydem wygrał komfort wzięcia szybkiego prysznica. Dycha, to dwa piwa – dodaje.
Jeśli komuś nie odpowiadają warunki higieniczne na polu namiotowym, może skorzystać z usług domu publicznego. Za 10 złotych, przy okazji Przystanku Woodstock, kostrzyński zamtuz oferował możliwość wzięcia prysznica. Nawet jeśli w ten sposób nie pozyskiwał zbyt wielu klientów na swoje podstawowe usługi, to pomysł należy docenić pomysł na dywersyfikację źródeł przychodu.
Z informacji, które przekazał nam Grzegorz korzystający z tej nietypowej oferty, wynika, że właściciele lokalu byli bardzo zadowoleni, ponieważ zarabiali w godzinach przedpołudniowych, które zazwyczaj są w tej branży martwe.
2. Skup złomu
Kiedy imprezowicze wracają z koncertów świta. W tym czasie zaczynają swoją pracę zbieracze puszek. Kilogram aluminium można sprzedać za ok. 3,50 złotych na kilogram. Zebranie takiej ilości na terenie wielkiego festiwalu zajmuje kilka minut.
- Podstawa to wózek, worki foliowe i kijek z gwoździem. Na głównej alei festiwalu zbieram kilka kilogramów w pół godziny, potem idę między namioty – Adam dzięki takiej pracy, nie tylko nie wydał na festiwalu ani grosza, ale wrócił do domu bogatszy. – Pracuję od szóstej rano do dziesiątej-jedenastej, potem idę odespać. Wieczorem koncert, impreza, niczego nie tracę – wyjaśnia.
Profesjonaliści specjalnie w tym celu przywożą wózki sklepowe. Kilka godzin pracy o świcie pozwala zarobić nawet 200 złotych dziennie. Trzeba być tylko przed innymi. Dla firm, które skupują złom, również to wspaniały interes. Zazwyczaj na terenie festiwalu oferują one ceny skupu niższe o kilkadziesiąt procent niż normalnie.
4. Nocleg w pokoju wieloosobowym
- To meblościanka w Płocku, a nie jakiś p* Marriott – Marzena nie kryje wzburzenia. Jedyne co jej się udało znaleźć, to materac w kilkuosobowym pokoju. Za wystrój w stylu PRL, cztery obce osoby i wątpliwy komfort spania na materacu zapłaci 120 złotych. Za tę cenę można mieć normalnie nocleg ze śniadaniem w dwuosobowym pokoju w jednym z najlepszych hoteli Płocka. Chyba, że trwa festiwal Audioriver.
Grupa płaci więc za noc tyle, za ile normalnie w Płocku można znaleźć kawalerkę w Centrum na miesiąc. Podobne przebitki uzyskują właściciele mieszkań w Kostrzyniu nad Odrą (Woodstock).
5. Styliści
Jeśli przyjechałeś na festiwal nie dość dobrze przygotowany, zawsze znajdą się chętni, żeby pomóc ci dostosować stylówkę do tego w jakim miejscu się znaleźliśmy. Ceny zaczynają się od jednego piwa za wygolenie na irokeza na imprezie rockowej i sięgają kilkudziesięciu złotych za odpowiedni gotycki makijaż na Castle Party w Bolkowie. Ania, która jest tam stałą bywalczynią swoje kreacje przygotowuje znacznie wcześniej, ale jak mów, jeśli ktoś poczuje klimat, to znam ludzi, którzy za pięć dych zrobią z kogoś prawdziwego Gota.
Najdrożej pod tym względem jest na Open’erze. W tym roku zagościli tu barber i manicurzystka.
– Cena za samo strzyżenie wynosiła 70 złotych. Do tego 50 złotych za brodę – mówi nam Marcin. Nie wiem ile kosztował manicure, ale moja żona mówi, że ceny były „warszawskie”, choć prowadzony był z przyczepy przypominające sprzedaż zapiekanek w PRL-u – dodaje.