Nadchodzi koniec złotych czasów...dla złotoustych. Koloryzując swoje osiągnięcia w CV musimy być świadomi tego, że do ich sprawdzenia firmy zaczynają zatrudniać osoby z uprawnieniami detektywa. – Zwrócił się do nas klient z prośbą o prześwietlenie jednego kandydata. I co się okazało? Zgadzała się tylko data urodzenia, imię i nazwisko. Mężczyzna opowiadał historie swoich znajomych, stworzył fałszywe konto na LinkedIn – opowiada w rozmowie z INN:Poland Kamil Pastuszka, Business Area Manager z IBBC Group.
Rekrutacja kosztuje. Im wyższe stanowisko, tym więcej. Nic dziwnego, że przedsiębiorstwa zaczęły rozglądać się za kimś, kto dostarczy im pewnych informacji na temat kandydata. Pionierem na naszym rynku jest polska firma IBBC Group. Zaczynali od wywiadu gospodarczego. – Od początku naszą ideą było nie tyle masowe dostarczanie informacji, co ich dogłębna weryfikacja. Chcieliśmy trafiać „w punkt”. Do tego potrzebna była jednak licencja detektywa – mówi Pastuszka.
Biznes ten w Polsce wciąż jest w powijakach. Poza IBBC na polskim rynku są tylko gracze globalni, którzy mają tu swoje filie. Dysponują dużym kapitałem i know-how. Konkurencja jest więc wbrew pozorom spora.
Sam pomysł na weryfikację CV był naturalnym rozwinięciem powyższej oferty, choć idea przywędrowała z zagranicy. – W USA i Wielkiej Brytanii przedsiębiorstwa z sektora finansowego są zobligowane do weryfikacji kandydatów. U nas wciąż, mimo naszych starań, kojarzy się to jednak z inwigilacją – opowiada Kamil Pastuszka.
Rzeczywiście, słowo weryfikacja nie kojarzy się w naszym kraju najlepiej. Przed oczyma przeciętnego Kowalskiego stają obrazy rodem z PRL – wywiady środowiskowe, podsłuchy, osaczanie podejrzanego jak zwierzynę.
W dzisiejszych warunkach wygląda to jednak o niebo przyjaźniej. Kandydat musi przed rozpoczęciem całego procesu zostać poinformowany, o tym, że jego życie zawodowe zostanie prześwietlone - i co najważniejsze – wyrazić na to zgodę. IBBC dostarcza na koniec raport w postaci suchych informacji na temat potencjalnego pracownika – ich interpretacja zależy tylko i wyłącznie od rekrutera.
Jak wygląda sam proces weryfikacji? Dużo zależy od oczekiwań klienta. W głównej mierze odbywa się zza komputera. Przeglądane są informacje zawarte w internecie, w ruch idą maile i telefony do pracodawców, dziekanatów. W branżach, w których ważna jest poufność informacji sprawdzane jest nawet to, czy miejsce zamieszkania kandydata zgadza się z tym zadeklarowanym. To ważne, bo listy z poufnymi danymi nie mogą trafić do przypadkowych ludzi.
W przypadku osób ze stanowisk kierowniczych trzeba także zorientować się, jakiego typu szefem jest potencjalny pracownik. Czy słucha ludzi, czy zachowuje się jak despota? Do analizy tych informacji wykorzystuje się socjologów i psychologów.
Nie zawsze weryfikacja idzie bezproblemowo. Zdarza się, że firmy nie chcą udzielać informacji lub zwolniły cały dział, w którym interesująca klienta osoba pracowała. Wtedy trzeba radzić sobie na własną rękę. Bywa również i tak, że sam zainteresowany nie chce ujawniać swojej przeszłości.
– Podczas rekrutacji na stanowisko dyrektora finansowego kandydat nie wyraził zgody na sprawdzenie historii zadłużenia – opowiada Pastuszka. Nie robił natomiast problemów z researchem medialnym. W jego trakcie odkryliśmy, że prowadził własną firmę, która zbankrutowała. Przyparty do muru przyznał się, że praca na własną rękę mu nie szła, ale jako pracownik korporacji zbierał od swoich szefów bardzo dobre recenzje – podkreśla.
Pod jednym względem miłośnicy barwnych historii mogą spać jednak spokojnie. Zdaniem Kamila Pastuszki polskim pracodawcom wciąż brakuje świadomości, jak ważna jest prawidłowa weryfikacja kandydatów. A w kłopoty wpaść może każdy.
– Naszymi klientami są głównie duże przedsiębiorstwa, ale nie tylko. Zdarzył nam się kiedyś klient, który w firmie zatrudniał ok. 30 osób. Z byłymi pracownikami miał już wówczas dwie sprawy w sądzie. To pokazuje, że skala działania nie ma tak dużego znaczenia – opowiada.
Jakie kompetencje najczęściej koloryzują kandydaci na pracę? Najczęstsze przypadki oszustw dotyczą zawyżania czasu pracy, przypisywania sobie obowiązków kolegi czy niedopowiedzenie, w jaki sposób zakończyliśmy edukację. A przecież wyrzucenie ze studiów na piątym roku i obrona tytułu magistra ujęte w ramy czasowe wygląda taka samo. Popularne jest również chwalenie się kursami. W praniu wychodzi jednak, że część z nich można zdobyć w kilka godzin, a sam certyfikat wydrukować sobie na domowej drukarce.
Zazwyczaj rozbieżności między tym, co zapisane na papierze, a rzeczywistością są nieznaczne. I to może nieco usypiać czujność zainteresowanych tematem.
– Zwrócił się kiedyś do nas klient z prośbą o sprawdzenie kilku szczegółów z CV wybranego przez siebie kandydata. Sądził, że to tylko zwieńczenie rekrutacji na jedno z menedżerskich stanowisk – faworyt pokonał wcześniej mnóstwo kandydatów, a na placu boju pozostał mu tylko jeden konkurent. Okazało się, że wszystko co opowiedział było nieprawdą. Zgadzała się tylko data urodzenia, imię i nazwisko. Mężczyzna opowiadał historie swoich znajomych, stworzył fałszywe konto na LinkedIn – sfingował praktycznie cały życiorys – opowiada Pastuszka.
Jak na razie IBBC interweniuje najczęściej w sytuacjach kryzysowych. Gdy zachodzi podejrzenie, że pracownik wynosi dokumenty, współpracuje z konkurencją albo nadużywa swojej pozycji w inny sposób. – To około 90 procent naszych spraw – przyznaje Pastuszka. Pozyskujemy wtedy dowody do spraw sądowych, choć wolelibyśmy raczej zapobiegać, niż gasić pożary – tłumaczy.
Ile kosztuje ta usługa? W przypadku jednego kandydata ceny wahają się od 150 zł do kilku tysięcy złotych. Górna półka przeznaczona jest dla osób walczących o kierownicze stanowiska. – W takich przypadkach musimy bowiem zweryfikować całą historię zatrudnienia, odbyte kursy, prześwietlamy nawet historię kredytową i rozmawiamy bezpośrednio z kandydatem. Pytamy się m.in. o to, czy miał do czynienia z korupcją, czy może dojść do konfliktu interesów – opowiada Pastuszka.