Na swojej stronie oferują zestaw kilku książek lub aubiobooków. Płacisz, ile chcesz, a za przelew powyżej średniej otrzymujesz bonus. Efekt? Pakiet książek Janusza Zajdla zarobił ponad 100 tysięcy złotych. Promują polskich młodych prozaików i poetów, a za ich e-booki ludzie płacą nawet kilkadziesiąt złotych, choć nie muszą. W rozmowie z INN:Poland Michał Michalski, współtwórca Bookrage, opowiada o tym, jak wpadł na pomysł sprzedaży "co łaska", dlaczego nie zniechęcił się po pierwszej porażce i dlaczego to mit, że Polacy nie czytają.
Nieźle jak na taką niszową formę. Co cię zainspirowało?
Mój przyjaciel, z którym chciałem założyć internetowe wydawnictwo muzyczne, Tomasz Stachewicz, pokazał mi stronę Humble Bundle. Płacisz tam, ile chcesz i dostajesz zestawy różnych gier.
Wtedy mocno działałem w muzycznym światku i pomyślałem, że to super opcja dla muzyków – zamiast męczenia się z wydawnictwem, są uczciwie traktowani przez swoich fanów. Mieliśmy spory sukces, bo nasz pakiet z muzyką różnych twórców sprzedał się 1500 razy. Ale projekt nie przetrwał.
Niech zgadnę – Spotify?
I Deezer. Zaczęliśmy działać na pół roku przed boomem na streamingi. Trzeba było uruchomić plan B.
Książki?
Dokładnie e-booki.
Czemu po prostu tego nie porzuciłeś?
Bo podoba mi się taka idea dystrybucji. Poza tym nasz kolega Paweł Dembowski, jeden z współtwórców Bookrage, mocno działał w fandomie [środowisko fanów- przyp. Red.] fantasy. Widział, że geeki i nerdzi chcą kupować e-booki w takiej formie. To przekształciliśmy Musicrage w Bookrage i pierwsze pakiety to były głównie książki fantastyczne.
I ile zarabiacie na takim pakiecie?
Bardzo różnie. Przez cały ten czas ciągle próbujemy z różnymi gatunkami. Przykładowo, pakiet książek Janusza Zajdla sprzedał się prawie 5 tysięcy razy za jakieś 116 tysięcy złotych. Z kolei pakiet poezji młodych twórców rozszedł się tylko 500 razy za około 15 tysięcy. Ale to jak na polską poezję w formie cyfrowej to i tak super. Dzięki temu wiemy, które gatunki schodzą dobrze, a które gorzej. Kryminały, sci-fi, nawet ekonomia – jak najbardziej. Poezja i książki sportowe – już, przynajmniej w naszym wypadku, gorzej.
Jak zdobyliście prawa autorskie do książek Zajdla?
Odezwaliśmy się do jego żony i córki. Spodobał im się pomysł i dzięki temu mogliśmy zrobić ten pakiet, a to nam bardzo pomogło zaistnieć w internecie.
Jak dzielicie pieniądze?
Na stronie są suwaki, gdzie sprzedający wybiera, jaki procent kwoty pójdzie do kogo. Docelowo, 70 proc. idzie do autora, a po 15 proc. dostaje Bookrage i Fundacja Nowoczesna Polska.
Ale autor nigdy nie wie, ile dostanie i czy mu się to w ogóle opłaci – może być tak jak z poezją.
Tylko oni o tym doskonale wiedzą. Nie owijamy w bawełnę i nie obiecujemy złotych gór. Współpracujemy z 10 wydawnictwami, które zdają sobie sprawę z ryzyka, związanego z taką dystrybucją. Zrozummy się, nawet jak efekt jest jak w przypadku poezji, to autorzy są bardzo zadowoleni.
Nigdy nikt nie miał obiekcji?
Jeden wydawca ustalił nam sztywną kwotę, jaka miała do niego trafić po akcji. Podziękowaliśmy za współpracę, bo ewidentnie nie chciał zrozumieć, jak to działa. Taki model ma ten plus, że nie ponosimy fizycznych kosztów składowania książek – odpada wynajem hal, druk, dystrybucja. Ale nie każdy to kuma, poza tym jest jednak dużo niewiadomych i zmiennych, więc staram się to zrozumieć.
Autorzy są pewni, że dostaną większość z zarobionej kwoty?
Badaliśmy, jak ludzie ruszają tymi suwakami i oni ich praktycznie nie zmieniają – średnio trafia do nich 68-72 proc. tego, co zarobimy. Więc tak, opłaca im się to.
Ale przecież Polacy nie lubią czytać. Nie mówiąc już o płaceniu za kulturę – a wasza najwyższa średnia za pakiet przekroczyła 40 złotych – jak?
Polacy nie są narodem skąpców. Nasze społeczeństwo jest po prostu dość ubogie. Mamy w naszym kraju dwa obozy – albo płać za kulturę jak za zboże, albo pirać wszystko jak leci. Ja lubię myśleć o naszym modelu jako „płać, ile możesz”.
Są ludzie, których po prostu stać na to, by wesprzeć swojego twórcę, płacąc bardzo dużo za taki pakiet, ale jest dużo przelewów na złotówkę, dwa, pięć. I to nie dlatego, że ludzie chcą przysępić. Tylko tyle mogą wydać na książki, by nie zaburzyć domowego budżetu. Jeśliby chcieli kupić te książki detalicznie w empiku, to by ich nie kupili, bo byłoby to znacznie droższe. To nie jest kwestia mentalności, tylko ekonomii.
Dalej działasz z Tomkiem?
Cóż, od niedawna zostałem w Bookrage sam. Tomek nie miał czasu, bo jego główny biznes po prostu zabiera mu zbyt dużo czasu.
To nie jest twoje stałe zajęcie?
Jak na razie to praca dorywcza. Widzisz, jaki to zmienny rynek – nie mogę założyć, że opłacę z tego czynsz. Chociaż mam nadzieję, że w przyszłości to się ustabilizuje i będę mógł zrobić tego moje głównie zajęcie.
Co planujesz w przyszłości?
Na jesieni wydamy kolejny pakiet z komiksami – zobaczymy jak się przyjmie, bo to o wiele więcej roboty, niż w przypadku książek. Pierwsze dwa pakiety zeszły po kilkaset sztuk, jak na Polski rynek to bardzo dobrze. Także jest w tym jakiś potencjał. Są też oczywiście kolejne zaplanowane pakiety ebookowe, więc lecę z tym dalej.