Ceny prądu wzrosną co najmniej o 55 zł rocznie. Rząd chce z kieszeni Polaków dorzucić pieniądze koncernom energetycznym na modernizację i budowę nowych elektrowni. To jednak tylko część kosztów jakie ponosimy trwając przy elektrowniach węglowych. Wsparcie dla nich kosztuje każdego Polaka prawie 1100 zł rocznie.
Ponad 100-proc. podwyżka „opłaty przejściowej” w rachunku za energię czeka Polaków od początku przyszłego roku – podaje "Gazeta Wyborcza". Oznacza to, że rachunki wzrosną przynajmniej o 55 zł rocznie. Koncerny energetyczne potrzebują pieniędzy na budowę nowych elektrowni i modernizację starych, które za chwilę przestaną spełniać unijne wymogi.
– To nie ma sensu – komentuje dla INN:Poland Tobiasz Adamczewski, ekspert ds. klimatu i energii z WWF Polska. Jego zdaniem dosypując pieniądze do przestarzałych elektrowni sami skazujemy się na dalsze zatruwanie środowiska. Uzależniamy się również od spalania węgla kamiennego na kolejne dekady. To może spowodować, że w przyszłości będziemy zmuszeni do importowania tego surowca np. z Rosji.
– Inwestycje w odnawialne źródła energii uchroniłyby nas od takich podwyżek w przyszłości – dodaje Adamczewski.
Wydobycie węgla i używanie go do produkcji energii, wbrew pozorom, słono nas kosztuje. Według raportu think-tanku WiseEuropa w 2012 roku każdy Polak musiał dołożyć ze swojej kieszeni 1099 zł. Składają się na to wszystko nie tylko bezpośrednie inwestycje w elektrownie węglowe. Autorzy uwzględnili także takie elementy jak dopłaty do rent i emerytur górniczych (90 zł), restrukturyzacja górnictwa (10zł) czy bezpłatne uprawnienia do emisji (35 zł). Zdecydowanie najwięcej pochłaniają koszty związane z niszczeniem środowiska i rujnowaniem naszego zdrowia. Eksperci think-tanku obliczyli je na niemal 900 złotych rocznie.
Kiedy zsumujemy to wszystko w jedną całość kwota robi się ogromna: około 870 mld złotych. Od 1990 roku wydaliśmy bowiem 170 mld złotych, a kolejnych 700 mld (w wersji optymistycznej, autorzy raportu szacują, że w rzeczywistości mogło być to nawet 2,2 biliona) pochłonęły straty związane ze wzrostem śmiertelności i naszymi chorobami.
Szybkiego wyjścia z tej sytuacji nie ma. Jak przewiduje agencja ratingowa Moody's, co najmniej do 2021 roku w Polsce będzie dominował węgiel. W ubiegłym roku zostaliśmy w związku z tym skrytykowani przez Komisję Europejską, która chciałaby, by polski rząd szybciej przestawił gospodarkę na korzystanie z odnawialnych źródeł energii. Udział OZE w naszym miksie energetycznym miał, zgodnie ze strategią Unii Europejskiej, wzrosnąć do 15 proc do 2020 roku. Na dzisiaj, zdaniem brukselskich urzędników, realizacja tego scenariusza jest dość wątpliwa.
Szkoda, bo potencjał istnieje. Według obliczeń Instytutu Energii Odnawialnej niewykorzystane zasoby tkwią przede wszystkim w energii słonecznej, wiatrowej i geotermalnej. OZE napotykają w debacie publicznej na krytykę – że drogie, że sztucznie utrzymywane, że lepiej korzystać z taniego, polskiego węgla. Tymczasem autorzy wspominanego wcześniej raportu WiseEuropa policzyli również, ile kosztuje polskiego podatnika wsparcie dla elektroenergetyki odnawialnej. To całe...67 złotych rocznie.