A gdyby tak przenieść funkcjonalność Google do realnego świata? Na taki pomysł wpadli polscy programiści. Ich aplikacja, Billy-Asystent zakupów, ma przenieść jedną z funkcjonalności internetowego potentata do sklepów stacjonarnych. I przy okazji pomóc ludziom z alergiami.
Jak przyznaje w rozmowie z INN:Poland Marcin Piechocki, pomysł na aplikację zrodził się z życiowej potrzeby. Jego żona cierpi na celiakię, chorobę genetyczną, która nie pozwala trawić glutenu. A gluten znajduje się w każdym podstawowym produkcie na półce sklepowej.
Dla kogoś z tą przypadłością oznacza to żmudne przebijanie się przez kolejne opakowania mąki czy makaronów. Dlatego w Billym jest możliwość sortowania produktów na bazie ich alergenów. Na razie udostępniono aż 38 składników, które mogą uczulać, podzielonych na 15 grup alergenów. Piechocki zaznacza, że to dopiero początek w kwestii dbania o zdrowie.
Do czego, oprócz ostrzegania przed potencjalnym zagrożeniem dla alergika, może jeszcze służyć Billy? Współtwórca podkreśla, że tak naprawdę jego główną zaletą jest możliwość porównywania cen w czasie rzeczywistym.
Kiedy korzystamy z internetu, możemy porównać ceny rzeczy w sklepach e-commerce – wyjaśnia Piechocki. – Google zna koszt w sieci, a w sklepie stacjonarnym już nie. Te zaś można na bieżąco aktualizować. Jeśli użytkownik zobaczy nową cenę na półce, od razu może poinformować sąsiadów i wrzucić do aplikacji – podkreśla.
Jego zdaniem, takie zaangażowanie użytkowników w kontekście społecznościowym pozwoli na korzystanie „po sąsiedzku” - żeby dowiedzieć się, gdzie w naszej okolicy najtaniej kupimy mleko czy proszek do prania, potrzebujemy pomocy mieszkających obok nas i korzystających z Billy'ego lub sami zaktualizować cenę – czyli po prostu się przejść.
Wszystko pięknie, ale dobrze byłoby na takim pomyśle zarobić. Twórcy postawili na pozycjonowanie sponsorowanych produktów. Na razie można podawać ceny dla 51 sieci spożywczych i drogerii, a w bazie znajduje się ponad 28 tysięcy artykułów, chociaż Piechocki zaznacza, że chcą ją poszerzyć aż do 4 i pół miliona.
Dzięki temu mają bazę potencjalnych producentów, którzy chcieliby w ten sposób reklamować swoją żywność. Piechocki zaznacza, że najważniejsza jest transparentność – polecany produkt jest oznaczany. Chodzi po prostu o uczciwość z użytkownikiem, tłumaczy.
Skalowalność to kolejny element, który przemawia za potencjalnym sukcesem Billy'ego. Głównie z powodu prostego systemu dodawania sklepów – wystarczy dodać sieci i produkty w danym kraju. Na razie jednak to dalsze plany, bo założyciele chcą nauczyć się działać na krajowym rynku.
Na razie w bazie są dostępne tylko sklepy i dyskonty z popularnych sieci. A co z osiedlowymi sklepikami? - Od początku chcieliśmy je wprowadzić do naszej bazy, ale natrafiliśmy na kilka przeszkód – mówi Piechocki. - Mało osób tam chodzi, więc ceny są rzadziej aktualizowane. Prościej jest zacząć od sieciówek ale nie ma co się martwić: wrócimy do tematu sklepików – zaznacza.
Aplikacja na smartfony działa już od miesiąca i pobrano ją łącznie około 3 tysiące razy. Skromnie, ale dotychczasowy wynik Listonica (od 2009 roku pół miliona w Sklepie Play) wskazuje, że ludzie chcą korzystać z takich aplikacji. Warto dodać, że Billy jeszcze może służyć do zapisywania wydatków. W jednej aplikacji dostajemy kilka zakupowych narzędzi – warto monitorować, w jaką stronę się rozwinie.