Nie jest dobrze, jeśli porównamy różnicę w wysokości wynagrodzeń między kobietami i mężczyznami w Polsce. Tak zwana luka płacowa w naszym kraju jest znacznie większa od tej na Filipinach, w Słowenii czy nawet Rwandzie.
Jak wynika z raportu World Economic Forum, na pierwszym miejscu wśród 145 badanych państw, różnica ta jest najmniejsza w Islandii. Według indeksu firmy Sedlak&Sedlak, gdzie jeden oznacza pełną równość płac kobiet mężczyzn, w tym kraju ma poziom 0,881.
Zaraz po niej plasuje się odpowiednio Norwegia i Finlandia z wynikiem 0,85. Do pierwszej dziesiątki dostały się również takie kraje jak, Irlandia (0,807), Nowa Zelandia (0,782) czy wspomniana już Rwanda (0,794). Polska z indeksem rzędu 0,715 zajęła 51 miejsce. Ostatnie miejsca w rankingu zajęły Syria (0,568), Pakistan (0,559) i Jemen (0,484).
Jak podaje w swoim raporcie firma Sedlak&Sedlak, powodów luki płacowej nad Wisłą jest kilka. Kobiety, choć mają zazwyczaj lepsze wykształcenie od mężczyzn, mają dyplomy kierunków, po których otrzymują niższe pensje oraz słabsze perspektywy awansu. Do tego dochodzi konieczności połączenia pracy z utrzymaniem ogniska domowego i opieki nad dziećmi, co nie wpływa najlepiej na ścieżkę zawodową.
Kolejnym powodem takiego stanu rzeczy są również możliwości negocjacyjne. Według raportu, to mężczyźni potrafią lepiej walczyć o swoje, domagając się wyższych płac, kiedy kobiety polegają częściej na możliwości dostrzeżenia efektów ich pracy przez przełożonego. Taktyka ta jednak okazuje się mniej skuteczna.
A płace przekładają się w późniejszym czasie na wysokość emerytur. W tym rankingu Polska uplasowała się mniej więcej w połowie stawki – przeciętna emerytka pobiera świadczenie świadczenie rzędu 76 proc. tego, co otrzymuje emeryt.
Najmniejsza różnice występuję między innymi w Australii i Estonii – tam kobiet otrzymuje 90 proc tego co mężczyzna. O dziwo największa różnica jest w Niemczech – tam emerytowana pracownica pobiera średnio 56 proc. świadczeń emerytowanego pracownika.