Chociaż istnieją w ludzkiej świadomości właściwie od zawsze, dalej niewiele o nich wiemy. Wilki, bo o tych zwierzętach mowa, przez wieki kojarzyły się negatywnie, w ostatnich latach ich wizerunek uległ poprawie. W biznesie również, zajmując obok rekinów swoje miejsce w finansowym slangu. Dr Robert Mysłajek bada je od ponad 20 lat. W rozmowie z INN:Poland rozwiewa szkodliwe mity z nimi związane i tłumaczy, czego przedsiębiorcy mogliby się nauczyć od tych majestatycznych zwierząt.
W kulturze, także tej biznesowej, dużo mówi się o wilkach. Tak dobrze je już poznaliśmy?
Nie. To gatunek, który dalej pozostaje dla nas słabo zbadany. Chociaż od zawsze fascynował ludzi. Widać to po tym, że jest obecny w legendach i literaturze już od czasów starożytnych. Z jednej strony, jako groźny drapieżnik, jak w baśni o Czerwonym Kapurku. Z drugiej, jako istota niezmiernie opiekuńcza i wybawiająca ludzi z opresji. Wystarczy przytoczyć legendę o założeniu Rzymu, gdzie wilczyca wykarmiła Romulusa i Remusa, czy „Księgę Dżungli” Rudyarda Kiplinga, w której Mowgli, ludzkie dziecko, zostało wychowane przez wilczą rodzinę.
Który z tych wizerunków jest bardziej prawdziwy?
Żaden z nich. W literackich opisach i podaniach człowiek używa zwierząt jako symboli własnych cech. Kulturowy wizerunek wilka więcej mówi o ludziach niż o samych drapieżnikach.
Czy w takim razie samotny wilk, który podbija Wall Street, to trafione porównanie?
To określenie jest kompletnie chybione. Samotny wilk to najsłabszy wilk. Jest zagubiony, dopiero szuka partnerki, z którą mógłby założyć własną grupę rodzinną. Jeśli ktoś jest samotnym wilkiem w biznesie, to daleko nie zajdzie. Te zwierzęta swoją siłę opierają na grupie, którą tworzą i z którą blisko się trzymają. Miarą ich sukcesu jest to, jak silna jest rodzina, a nie poszczególne jednostki.
Wilk jest w takim razie zwierzęciem społecznym?
W pewnych granicach, owszem. Ma bardzo silne związki ze swoją partnerką czy partnerem i swoim potomstwem.
Nawet tym słabym?
Tak, raczej nie zostawiają rannych czy osłabionych osobników na pastwę losu. Kiedy jeden z nich niedomaga, opiekują się nim, iskają i pomagają wylizać rany. Pod warunkiem rzecz jasna, że jest ze „swojej” grupy rodzinnej.
A jeśli nie jest?
Cóż, te zwierzęta mają bardzo silne poczucie terytorialności. Wyraźnie oznaczają swoje rewiry, tak by sąsiednie grupy rodzinne zdawały sobie sprawę z tego, gdzie się nie zapędzać. Takimi „znakami granicznymi” są odchody i mocz niosące sygnał zapachowy czytelny dla innych wilków.
W odstraszaniu intruzów ważną rolę odgrywa również wycie. Przy bezpośrednich kontaktach wilki wymieniają informacje także mimiką i mową ciała oraz sygnałami wokalnymi – warcząc, poszczekując, piszcząc. Stosunkowo rzadko dochodzi do bezpośrednich walk między nimi, ale czasami to się zdarza. Najbardziej opłacalną strategię postępowania jest jednak unikanie agresywnych interakcji i jasne wyznaczanie granic pomiędzy terytoriami poszczególnych grup rodzinnych.
W biznesie otwartość jest jednak bardzo ważną cechą.
Dokładnie! Dlatego jeśli chcemy wykorzystać wilka jako symbolu aktywności biznesowych, to najlepiej pasuje on na emblemat firm rodzinnych, gdzie ważny jest związek krwi, ludzie sobie ufają i się szanują. No i słuchają się starszych– w watahach to właśnie one maję największy posłuch.
Tylko ze względu na wiek?
Na doświadczenie. Młody wilk umie tyle, ile się nauczy od starszego, w tym wypadku głównie od rodziców.
Czy nie komunikują się na jakimś wyższym poziomie, instynktownie? Zwłaszcza podczas polowań?
Takie teorie można wsadzić spokojnie między bajki. Najbardziej skuteczne podczas polowań są najbardziej doświadczone dorosłe osobniki. Podrośnięte szczenięta jeszcze niewiele potrafią i raczej przeszkadzają niż pomagają. Według badań, skuteczność polowań spada, gdy grupa jest zbyt liczna. Tu nie ma mowy o jakimkolwiek wyższym poziomie komunikowania. Tak jak u ludzi – wiesz tyle, ile się nauczysz od bardziej doświadczonych.
Z tego co Pan mówi wynika, że mamy z nimi sporo wspólnego.
Bo mamy. One też mają wysoko rozwiniętą mowę ciała i komunikację głosową. I są mocno przywiązane do swoich rodzin.
Czy człowiek mógłby z nimi żyć?
To jest kolejna bajka wzięta z jakichś mitów. Wilk na wolności nigdy nie zaakceptuje człowieka jako członka grupy, to bzdura. Są ludzie, którzy je zamykają w ogrodzonych wolierach, a potem próbują wchodzić z nimi w interakcje, na przykład wspólnie spożywając mięso. Ale to nie jest żaden dowód na akceptację człowieka jako pobratymca.
Dlaczego?
Bo to przejaw ludzkiej arogancji. W takich przypadkach nie chodzi o zrozumienie ich zachowania, tylko o ujarzmienia ich natury i udowodnieniu sobie, że człowiek może kontrolować każde zwierze. Z naukowego punktu widzenia to bezsens.
To jak się bada wilki?
W dalszym ciągu dużą rolę odgrywa tropienie wilków w terenie, ale współcześnie naukowcy stosują bardzo zaawansowane techniki genetyczne czy też monitoring z wykorzystaniem obroży telemetrycznych wyposażonych w GPS. W ten sposób nie tylko je poznajemy, ale i możemy ocenić wpływ kłusowników. Na przykład w lipcu w Pieninach ktoś zastrzelił wilczycę, którą po śmierci odnaleziono wyłącznie dlatego, że miała obrożę z nadajnikiem. Inna sprawa, że samego sprawcę trudno złapać, ale nie są już bezkarni.
Często odnotowuje się takie przypadki?
Poziom kłusownictwa trudno ocenić, ale wyraźnie widać, że w niektórych regionach jest to istotny czynnik śmiertelności. Na szczęście, odkąd wilk został objęty w Polsce ochroną [w 1998 roku – przyp. Red.] to jego populacja stabilnie wzrasta, na wolności żyje około 1200 osobników. Powoli powraca on także do lasów zachodniej części kraju, gdzie wcześniej został niemal doszczętnie wytępiony przez myśliwych. Można nawet powiedzieć, że eksportujemy wilka do sąsiednich państw, bo wilki rekolonizujące Niemcy i dochodzące do Holandii i Danii to właśnie przybysze z Polski.
Ale jest chybiony jako biznesowym symbol?
Rodzinne przedsiębiorstwa mogą się nim spokojnie legitymować. Może jeszcze start-upy. Wolves Summit ma bardzo adekwatną nazwę, bo tam właśnie te małe, zagubione wilczki mogą połączyć się w swoją własną watahę. Natomiast korporacje i koncerny powinny jednak poszukać innego symbolu.