Paweł Wujcikowski podczas studiów na politechnice zafascynował się miniaturyzacją. Zauważył, że komercyjne urządzenia do inwigilacji i podsłuchu zmieniają się z topornych dyktafonów o krótkim czasie działania w małe, subtelne, urządzenia, które można umieścić w każdym miejscu bez wzbudzania podejrzeń. W sklepie Spyshop z powodzeniem sprzedaje je w naszym kraju i w Europie. W rozmowie z INN:Poland tłumaczy, czy Polacy to naród paranoików, jak szpiegować i jak skutecznie przed szpiegowaniem się bronić.
Coraz lepiej. W porównaniu z kwartałem zeszłego roku sprzedaż wzrosła trzykrotnie.
Pomogły afery podsłuchowe i ustawa antyterrorystyczna?
Też, ale to była raczej pomoc niż przełom. To jest stabilny wzrost, bez szarpnięć. Na pewno pomaga to, że społeczeństwo jest bardziej świadome dzięki takim wydarzeniom.
Polacy są paranoikami?
Sprzedajemy też za granicę, głównie przez Amazona, i powiem Panu szczerze – nie odstajemy od reszty Europy. To nawet nie jest kwestia paranoi, tylko tego, że ten sprzęt jest coraz tańszy i lepiej dostępny.
Nie zdarzyło się Panu obsługiwać ludzi, którzy wszędzie widzieli spiski?
Oczywiście że tak, ale to jest mniejszość, mniej więcej jeden klient na dziesięciu. Teraz już nie pracuję za ladą, ale jak zakładałem biznes w 2007 roku, to przychodzili tacy delikwenci. Myśleli, że ktoś ich śledzi, albo sąsiad podsłuchuje ich przez ścianę przy pomocy szklanki. Szczerze mówiąc, prędzej bym ich wysłał do psychiatry, niż mojego sklepu. Ale podkreślam, że większość taka nie jest.
To kim jest pozostała dziewiątką?
Najczęściej przedsiębiorcy i osoby, które podejrzewają kogoś ze swojego otoczenia, że jest wobec nich nieuczciwy.
Co najczęściej kupują?
To już zależy.
Powiedzmy, że podejrzewam żonę o zdradę. Co Pan poleca?
Trzeba zbadać, jak komunikuje się z potencjalnym kochankiem. Do podsłuchu możemy na przykład wykorzystać dyktafon. Wygląda jak pendrive, ma tylko jeden mały guziczek. Włączamy go i kładziemy w jakimś miejscu, a on robi swoje.
Jeśli chcemy jednak śledzić, co robi w sieci partner lub partnerka, to wtedy instalujemy specjalne oprogramowanie na laptopie lub ukryte aplikacje telefonie. Proces trwa jakieś pól minuty, a potem jest niewidoczne dla użytkownika. Przechwytuje zrzuty ekranu, zapamiętuje wciskane na klawiaturze klawisze, gromadzi wszystkie te informacje, które mogą dowieść, czy współmałżonek jest nieuczciwy. Ewentualnie, montujemy specjalny urządzenie do namierzania w telefonie i wiemy, gdzie teraz się znajduje. To popularna metoda również u rodziców, którzy chcą wiedzieć gdzie są ich dzieci.
Ale trzeba mieć najpierw dostęp do tego urządzenia.
Zdobycie takich informacji wiąże się z jakimś ryzykiem. Nikt nie poda nam ich na tacy. Dlatego takie programy instalują się kilka sekund, żeby to ryzyko zminimalizować.
Która płeć najczęściej sprawdza wierność?
Pół na pół z przewagą mężczyzn. Nie wiem do końca, z czego to wynika, podejrzewam, że płeć brzydka po prostu bardziej interesuje się nowinkami technicznymi, ale nie jest to szczególnie duża różnica. Kobiety też chcą mieć dowody wierności lub niewierności.
Wracając do przedsiębiorców, dużo firm się do Was zgłasza?
Ogrom. Nie jestem w stanie tego policzyć, ilu właścicieli się przewinęło przez sklep.
W jakich branżach najczęściej się inwigilują?
Głównie logistyka i spedycja, ale też w handlu. Przykładowo, właściciele biur deweloperskich podsłuchują przedstawicieli, czy podczas prezentacji mieszkania nie oferują klientom własnych usług i nie podkradają klientów. A w firmach przewozowych sprawdza się, czy kierowca jedzie tam, gdzie powinien, a nie zatrzymuje się w lesie i nie rozkrada towaru.
No właśnie, nie zdarzyło się, że złodzieje korzystali z takich urządzeń?
Jasne, nieraz byłem w prokuraturze, by zeznawać w sprawie napadu na kuriera. Złodzieje czasem montują nadajniki GPS, żeby śledzić i uderzyć w odpowiednim momencie na samochód. Ale trzeba zaznaczyć, że ja tylko sprzedaje sprzęt. Jego sposób użycia jest niezależny ode mnie, jak u sprzedawcy noży kuchennych – jego też nie oskarża się, jak ktoś kogoś zadźga jego produktem.
Poza bandytami, wykorzystuje się je do bardziej wyrafinowanych przestępstw?
Bardzo często przy szpiegostwie przemysłowym. Zgłosiło się do mnie wielu przedsiębiorców, którzy zauważyli, że z ich komputery zaczęły znikać bazy danych lub receptury jakiegoś produktu.
Każdą sprawę rozpatrujemy indywidualnie i staramy się dobrać odpowiednie zabezpieczenia. Wystarczy wspomniany już podsłuch, lub odpowiednie oprogramowanie szyfrujące. Niektórzy uniknęli dzięki tamu strat w setkach tysięcy złotych, bo w porę wykryli, że partner wynosi własność intelektualną, by rozkręcić własny biznes i byłego kolegę zostawić na lodzie. Półki w biurze do dzisiaj uginają się od butelek z alkoholem, które dostałem za podziękowanie w wykryciu oszustw.
Szpiegowanie brzmi jak coś prostego.
Tak się może wydawać, ale zależy jeszcze z jakich urządzeń korzystamy na co dzień.
No właśnie – jeśli nie chcę dać się inwigilować, to jaki telefon jest najbezpieczniejszy?
Stara dobra Nokia, na przykład model 3310. Nie ma tam wbudowanej żadnej pamięci, więc nie da się zainstalować programów szpiegowskich. Tutaj może pomóc tylko podsłuch, ale taki, do jakiego mają dostęp służby specjalne. Albo podpinają się pod sieć i podszywają się pod operatora, albo występują z nakazem, by on sam podsłuchiwał dany numer.
A jeśli wolimy smartfony?
Iphone'y są stosunkowo bezpieczne, zarówno przed cywilami jak i służbami. Po pierwsze, bardzo trudno na nim zainstalować oprogramowanie spoza Appstore, z tym jest dużo gimnastyki. A po drugie, polskie służby muszą wystąpić o dane do samego Apple, a jak wiadomo, niezbyt chętnie dzielą się z rządem takimi danymi. Pod tym względem Androidy są łatwiejsze – tam można zainstalować wszystko, więc najłatwiej je „złamać”.
Na razie mówimy tylko jak szpiegować. A jak bronić się przed szpiegowaniem?
Zaczyna się od małych rzeczy. Przede wszystkim ustawiamy blokadę na ekrany smartfona i telefonu. To najprostsza, ale stosunkowo skuteczna metoda. Jeśli chcemy mieć pewność, że nasz sprzęt jest czysty, to musimy zrobić mu audyt. U nas w sklepie puszczamy wtedy specjalne skanery i wykrywamy, czy nikt nie manipulował naszym smartfonem.
Jeśli podejrzewamy, że ktoś założył nam podsłuch, to możemy kupić specjalny wykrywacz. Działa on na zasadzie ciepło-zimno. Im bliżej jesteśmy emitera fal, przykładowo pluskwy, tym głośniej piszczy. Firmom polecam jednak cięższy kaliber: bramki i wykrywacze metalu, żeby nikt nie mógł wnieść podsłuchu na spotkanie, plus zagłuszacze akustyczne, które wytłumiają dźwięki, jeśli ktoś na przykład próbowałby podsłuchiwać nas przez z zewnątrz, na przykład specjalnym stetoskopem z mikrofonem.
A przed czym najtrudniej się obronić?
Pamięta Pan aferę w restauracji „Sowa i Przyjaciele”?
Tak.
To były zwykłe dyktafony. One tylko nagrywają, nie da się ich zagłuszyć, bo nie wysyłają fal. Tu już potrzeba specjalistycznego, bardzo drogiego sprzętu co jest swoją drogą zabawne. Zazwyczaj ceny urządzeń i inwigilacji i zabezpieczenia kosztują podobną kwotę. A na dyktafon za dziesięć złotych potrzebujesz sprzętów zagłuszających za kilkadziesiąt tysięcy.