Muzyka ustaje, a weselni goście próbują jak najszybciej zająć jedno z wolnych krzeseł, stojących na środku sali. Przedsiębiorcy zainspirowali się tą niewinną zabawą i próbują przenieść ja teraz na grunt biznesu. Ma być efektywniej i bardziej ekonomicznie.
Hot desk to pomysł, który przyszedł na polski rynek pracy z Zachodu. Zakłada, że pracownicy nie mają stałych miejsc pracy. Przychodzą do biura rozglądają się i zajmują jedno z ogólnodostępnych stanowisk.
Rozwiązanie zostało zaprojektowane z myślą o firmach, w których pracownicy większość czasu spędzają poza biurem. Delegacje, praca z domu lub po prostu elastyczny czas pracy, powodują, że pracodawcy utrzymują czasami znacznie więcej miejsc niż jest to w rzeczywistości potrzebne. „Gorące krzesła” pomagają zredukować ilość stanowisk nawet o 30 procent. W czasach, gdy ceny wynajmu powierzchni w dużych miastach osiągają zawrotne poziomy, jest do argument nie do odrzucenia.
Zwolennicy hot desk podkreślają, że dobra organizacja pracy w firmie wyklucza ryzyko sytuacji, w której do biura przychodzi komplet osób. – (...)Planujemy z wyprzedzeniem, dzięki czemu osoby zarządzające biurem widzą, kiedy może być trudny okres i mogą zaproponować dodatkową pracę zdalną – wyjaśnia portalowi trojmiasto.pl Tomasz Salamon ze State Street.
Korzyści dla pracodawcy wydają się oczywiste, ale co ma z tego szeregowy pracownik?
– Poznajemy nowe miejsca w biurze i ludzi. Możemy w ten sposób docelowo usprawnić pracę, do tego urozmaicamy swoją codzienność. Dowiadujemy się więcej na temat pracy innych działów. To może w przyszłości ułatwić przepływ informacji i zrozumienie dla pracy innych – wyjaśnia w rozmowie z trojmiasto.pl Jakub Siwiecki z Wyższej Szkoły Bankowej. Psycholog tłumaczy także, że w wyniku tego zabiegu ludzie zaczynają mniej identyfikować się z zespołem, a bardziej z organizacją.
Jak podaje HR News, w Polsce hot desk stosować może nawet 10 procent firm.