Senat kręci bat na sprzedawców, którzy wyrzucają żywność. Jeżeli projekt ustawy wejdzie w życie, sieci zostaną obciążone karami finansowymi za utylizację każdego kilograma jedzenia. Dla pojedynczego sklepu może się to wiązać z kilkoma tysiącami kary rocznie.
Sklepy nie chcą chwalić się ilością wyrzucanej żywności. Kilka lat temu Rzeczpospolita donosiła, że pracownicy jednego dużego sklepu potrafią wpakować do kontenerów nawet tonę żywności dziennie. Projekt ustawy zakłada, że za każdy zutylizowany kilogram sklepy zapłacą 10 groszy. W skali roku przełoży się to na tysiące złotych. Przepisy mają obejmować jednak tylko sklepy o powierzchni przekraczającej 250 mkw., które co najmniej połowę obrotów osiągają ze sprzedaży żywności.
– Pomysł ma w założeniu promować tych, którzy przekazują żywność na cele społeczne. Oni nie będą obciążeni żadnymi kosztami. Jeżeli przekaże go do utylizacji, co ma negatywny wpływ na środowisko naturalne, zostanie obciążony opłatą – wyjaśnia w rozmowie z INN:Poland Maria Kowalewska, z Federacji Polskich Banków Żywności. To właśnie ta organizacja jest jedną z odpowiedzialnych za odbieranie jedzenia od sprzedawców.
Jeszcze kilka lat temu za oddawanie jedzenia można było wpaść w tarapaty. Jeden z legnickich piekarzy został „przyłapany” na przekazywaniu pieczywa ubogim. Podatek VAT, który został na niego nałożony doprowadził go do bankructwa. Żeby zapobiec kolejnym tego typu sytuacjom w październiku 2013 roku zwolniono firmy z tego kuriozalnego obowiązku. Mimo to, nie wszyscy zdecydowali się na przekazanie żywności na cele społeczne.
– Nie weszły w to m.in. dyskonty, które generują przecież duże obroty – opowiada Kowalewska. Według jej szacunków, obecnie z bankami żywności współpracuje około 130 sklepów. Wliczają się w to również duże sieci jak Tesco, Carrefour czy Selgros. – Potencjał jest znacznie większy – komentuje jednak ekspertka.
Dlaczego mimo zmiany przepisów część sieci wciąż woli utylizować żywność zamiast przekazywać ją potrzebującym?
– Decyduje o tym czynnik ludzki. Każdy kierowników rozlicza się ze sprzedaży. Decyzja o zdjęciu produktu z półki przed upływem terminu przydatności do spożycia jest dla nich bardzo ciężka, bo oznacza zaprzepaszczenie szans na ewentualny zysk – twierdzi Kowalewska.
Jeżeli sklep nie zdecyduje się na przekazanie żywności, musi liczyć się z naliczeniem kary. Uzyskane w ten sposób pieniądze mają, według założeń projektu, pójść na rozwój infrastruktury, która pomaga odbierać produkty spożywcze od sprzedawców. Zdaniem Marii Kowalewskiej, mimo tej opłaty sklepy poniosą mniejsze koszty niż obecnie. Utylizacja również wiąże się bowiem z poniesieniem kosztów.
Przygotowany w Polsce projekt wpisuje się w szerszy światowy trend. We Włoszech za przekazanie pieczywa można otrzymać ulgę podatkową. We Francji za niszczenie niesprzedanej żywności grozi do dwóch lat więzienia. Kanadyjczycy wpadli natomiast na pomysł, by brzydsze plony, które w normalnych okolicznościach nie trafiłyby do sklepów, sprzedawać o 30 proc. taniej. Wszystko to w celu ograniczenia marnotrawienia jedzenia. Według danych Eurostatu, tylko w samej Polsce wyrzuca się 9 mln ton żywności rocznie. Daje nam to w piąte miejsce w Europie. ONZ donosi natomiast, że w skali całego świata to 1,6 mld ton o wartości biliona dolarów.