Ambitny plan likwidacji gimnazjów, ogłoszony w czerwcu przez Minister Edukacji Narodowej, Annę Zalewską, może odbić się bolesną czkawką w województwach w całej Polsce. Konsekwencją tego rozwiązania może być zwrócenie milionowych dotacji z Unii Europejskiej.
Jak podaje Gazeta Wrocławska, na samym Dolnym Śląsku chodzi o kwotę rzędu 75 milionów złotych. Dlaczego w ogóle musiałoby do tego dojść? Chodzi o tak zwaną zasadę trwałości projektu. Przez pięć lat beneficjent, który uzyskał dotację (w tym przypadku gimnazja) musi działać na tych samych zasadach co w momencie opisania ich we wniosku o dopłatę unijną.
A likwidacja gimnazjów to oczywiście złamanie tej zasady. Jak można z tego wybrnąć? To już zależy od Ministerstwa Rozwoju i Komisji Europejskiej, która zadecyduje czy dotacje cofnąć czy nie. Co na to urzędnicy zajmujący się dopłatami? Rozkładają bezradnie ręce. Nie wiedzą bowiem, co mają zrobić ze szkołami gimnazjalnymi, które uzyskały zgodę na dotację i w październiku mają podpisać umowy.
Jak na te rewelacje zareagowali ministerialni pracownicy? Nijak. Ani MEN, ani Ministerstwo Rozwoju nie poczuwa się do tego, by w jakiś sposób ustosunkować się do tych doniesień.