
REKLAMA
Jacek ma 48-lat i pracuje po kilkanaście godzin dziennie w niewielkiej agencji eventowej. Musi zarobić na utrzymanie dzieci. Młodszy syn jest jeszcze na studiach. Starszy, choć skończył naukę, pozostaje na utrzymaniu rodziców. Dorabia zleceniami, ale nie czuje presji, by wchodzić na rynek pracy. W Polsce, co szósty człowiek w wieku 20-24 lata zalicza się do kategorii NEET (not in emplyment, education or training), to znaczy nie uczy się, ani nie jest zatrudniony. W grupie 25-29 takich osób jest jeszcze więcej. Co piąty Polak przed 30-tką nie pracuje i się nie uczy. Dobrą wiadomością jest to, że z roku na rok, ten współczynnik powoli, ale jednak spada.
W Polsce NEET-ów w każdej kategorii wiekowej jest nieco więcej niż średnia europejska. Największy problem mają jednak Włosi i Grecy. W Italii co trzeci człowiek tuż przed trzydziestką zalicza się do grupy niepracujących i nieuczących się. Funkcjonuje tam nawet specjalne określenie „bamboccioni” dla osób, które wybierają życie na garnuszku rodziców. W Grecji odsetek NEET-ów jest jeszcze wyższy i przekracza 36 procent. Na drugim biegunie są Islandia (6,6 procenta) i Szwajcaria (7 procent).
Jeśli zestawimy te dane z najniższą w historii naszego kraju stopą bezrobocia (8,6 procenta), nalepży postawić pytanie o to, dlaczego tak wiele osób w najlepszym zawodowo wieku, nie jest aktywnych na rynku pracy. Firmy chcą zatrudniać, ale nie potrafią zachęcić młodych ludzi do podjęcia aktywności. W ten sposób nasza gospodarka nie wykorzystuje najcenniejszych zasobów, które posiada. Zmiana tego trendu jest jednym z wyzwań, które stoją zarówno przed pracodawcami, jak i rządzącymi.
Napisz do autora: tomasz.staskiewicz@innpoland.pl
