Żarówki z trudem uchodzą za symbol trwałości i doskonałej rzemieślniczej roboty. Jednak w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Centennial Light – czyli zaledwie 4-watowa żarówka, ręcznie dmuchana i wyposażona we włókno węglowe jako żarnik – budzi fascynację tysięcy ludzi na całym świecie.
Nie znajdziecie Centennial Light w muzeum. Wręcz przeciwnie, żarówka wciąż pełni służbę – na remizie w kalifornijskiej miejscowości Livemore, pod adresem 4550 East Avenue.
Niepozorna, a jednak uchodząca za arcydzieło żaróweczka powstała w fabryce nieistniejącej już firmy Shelby Electric w 1890 roku. Do użytku weszła dopiero w 1901 roku: początkowo jako żarówka 30- lub 60-watowa. Po przeszło stu latach świecenia szkło jest już jednak tak opalone, że poziom emicji światła odpowiada zaledwie 4W.
Przez osiemdziesiąt lat świeciła sobie skromnie w rozmaitych miejscach w Kaliforni. Jak dowiedział się Mike Dunstan – reporter, który zwrócił uwagę na Centennial Light już niemal pół wieku temu – m.in. w prywtanym domu, okolicznym garażu służb miejskich, a nawet w lokalnym ratuszu.
W 1976 r., o ironio, ktoś zapruszył w remizie ogień. Strażacy Z Livemore musieli żarówkę ratować – i przeprowadzili akcję profesjonalnie: działania zaplanowano i zrealizowano tak, że Centennial Light przestała świecić raptem na 10 minut.
Na stulecie debiutu żarówce wyprawiono przyjęcie urodzinowe. Dziewięć lat temu założono jej stronę internetową. A trzy lata temu fani żarówki przeżyli chwilę grozy: kamerka internetowa zarejestrowała, jak Centennial Light migocze i gaśnie... Wezwany do wystawienia świadectwa zgonu elektryk potwierdził jednak, że nie zawiodła żarówka, a jeden z obwodów. Pod siedmiu godzinach żarnik ponownie rozbłysnął. Uff.