Od trzech dni internet żyje anonimowym listem pracowników sieci, w którym pada wezwanie do konsumenckiego bojkotu. – Wie pan co, nie znam treści tego listu – słyszymy od Małgorzaty Zydler, zastępcy przewodniczącej NSZZ Solidarność Tesco.
Trzy dni temu do redakcji Faktu trafił anonimowy list pracowników Tesco. Jego autorzy pisali, że dla brytyjskiej sieci liczy się tylko „oszczędność i zysk”, a pracownicy są regularnie straszeni zwolnieniami. Pismo kończy się wezwaniem kierowanym do klientów o bojkot sklepu.
W celu ustalenia jak do sprawy odnoszą się inni pracownicy, skontaktowaliśmy się z działającym w Tesco związkiem zawodowym „Solidarność”. I tu spotkało nas spore zaskoczenie. – Wie pan co, nie znam treści tego listu. Nie wiem, o co chodzi i na razie nie jestem w stanie zająć stanowiska – przyznała Małgorzata Zydler. Zastępca przewodniczącej dopytywała, czy chodzi o artykuł w gazecie, czy luźno krążącą po internecie informację.
Co więc związek ma zamiar począć z kontrowersyjnym tematem? – Czekamy na spotkanie komisji zakładowej. Jeżeli przewodnicząca zdecyduje się pochylić nad tym tematem, to będziemy dalej myśleć – skomentowała Zydler.
Informacja o wezwaniu do bojkotu pojawiła się w Fakcie i na większości portali branżowych. List fatalnie wpływa na wizerunek brytyjskiej sieci, ale zainteresowane osoby wydają się być tym niewzruszone.
– Nasi pracownicy, jeśli tylko chcą podzielić się swoimi uwagami czy obawami, mogą skorzystać z licznych kanałów komunikacji, takich jak Forum Pracownicze czy anonimowa Bezpieczna Linia. Szczerość i otwartość są podstawą naszego dialogu z koleżankami i kolegami w Tesco – wierzymy, że wewnętrzna dyskusja jest najlepszym sposobem budowania wzajemnego zrozumienia. Wszelkie zatem wątpliwości wolimy wyjaśniać we własnym gronie, w zespole pracowników Tesco. Będziemy wdzięczni, jeśli autor listu skontaktuje się z nami bezpośrednio, byśmy mogli wspólnie porozmawiać o jego opiniach i uwagach – czytamy w komunikacie biura prasowego wysłanym do INN:Poland. Tekst o dokładnie takiej samej treści dostała wcześniej redakcja "Faktu".
Niezależnie od tego czy autor listu jest faktycznym pracownikiem, czy sieć padła po prostu ofiarą negatywnej kampanii, problem wizerunkowy pozostaje. A polski oddział zdaje się nie mieć pomysłu w jaki sposób bezboleśnie z niego wyjść.