Pewnie nie wiecie, że polski rząd postanowił stworzyć najnowocześniejszy polski instytut energetyki odnawialnej. Nie wiecie też, że za 91 milionów złotych w ubiegłym roku ukończono jego budowę. Nasi naukowcy z PAN, mając do dyspozycji takie zabawki jak 800 kW solarów i turbin wiatrowych, mają promować i wprowadzać te nowe technologie pod strzechy. Ale już na pewno nie uwierzycie, że aby skorzystać z ich najnowocześniejszej ładowarki słonecznej, trzeba złożyć podanie. Zostanie ono rozpatrzone w ciągu 14 dni, a potem to już tylko kilka formalności.
Kto by się spodziewał, że walka o postęp technologiczny może oznaczać robotę równie ciężką jak oranie ugoru parą wołów. Wysiłkiem niemal nadludzkim, z pomocą pieniędzy podatników, dotacji Unii Europejskiej, pod patronatem ministra nauki (przecinał wstęgę) naukowcy Polskiej Akademii Nauk uruchomili ładowarkę dla samochodów elektrycznych. Przecież Centrum Badawcze „Konwersja Energii i Źródła Odnawialne” PAN w Jabłonnej miało "służyć swoją bazą laboratoryjną środowisku naukowemu i firmom z całego kraju". Miało też "popularyzować technologie energii odnawialnej w społeczeństwie" – cytaty z przemówień podczas otwarcia.
Technologia cyfrowa, myślenie analogowe
Co jednak zrobić z ładowarką do samochodów elektrycznych, jak już powstała? Udostępnić ot tak dla kierowców? Może lepiej nie, bo a nuż jeszcze popsują, albo porazi ich prąd, a wtedy kto będzie za to odpowiadał, no kto? Dlatego specjalnie dla postronnych (nie-naukowców) miłośników energii odnawialnej instytut stworzył regulamin korzystania z ładowarki solarnej.
To tak na początek, bo dalej czytamy w nim, że aby skorzystać z ładowarki należy wysłać do instytutu wniosek (a w nim swoje dane osobowe: imię, nazwisko, telefon kontaktowy oraz markę, model pojazdu elektrycznego oraz jego numer rejestracyjny). Pismo zostanie rozpatrzone w ciągu 14 dni. Dni roboczych, czyli po prawie 3 tygodniach – co, jak na stację "szybkiego ładowania", dość wolno. Dalej już z górki – wystarczy dzień przed ładowaniem uprzedzić panią Marzenę Waruś – administratora CB PAN KEZO, podając przybliżone godziny ładowania. Podczas ładowania mieć przy sobie aktualne badania techniczne pojazdu, wypis ze specyfikacji pojazdu, parę innych papierków i koniecznie przebywać w holu budynku L5.
I już można ładować… Instytut rezerwuje sobie prawo do rozliczeń finansowych z miłośnikiem energetyki odnawialnej. Jeśli ktoś będzie ich nachodził wyjątkowo często, to wystawią rachunek za prąd. Prąd, który mają za darmo, czyli ze słońca, a także turbin wiatrowych zakupionych z pieniędzy podatników.
No i nie zapomnijmy, że instytut działa tylko od poniedziałku do piątku w godzinach od 8-16. W innych godzinach, nawet jeśli świeci słońce, prąd nie popłynie.
– Groteska w czystej postaci, gdyby żył Stanisław Bareja nakręciłby nową komedię o wprowadzaniu energetyki odnawialnej w Polsce. W każdym innym podobnym miejscu na świecie takie instytuty wręcz zapraszają do siebie użytkowników np. samochodów elektrycznych, bo potem pokazują badania, jak motoryzacja może opierać się na energetyce odnawialnej – komentuje Marcin Mizgalski, autor serwisu Moja Elektrownia PV. — Mam wrażenie, że naukowcy z KEZO robią wszystko, aby ufundowane przez podatników zabawki zabrać tylko dla siebie – dodaje.
RWE rozdaje kilowaty
Można też inaczej wyobrazić sobie promocję technologii OZE. Dla porównania firma RWE bez przeszkód formalnych udostępnia 8 ładowarek samochodowych w Warszawie. Co gorsza, stawia ławeczki z ogniwami fotowoltaicznymi i pozwala za darmo (i bez wniosku) naładować smartfon i jeszcze skorzystać z wi-fi.
Gdyby naukowcy KEZO odwiedzili otwartą niedawno stację ładownia Tesli (Wrocław-Kostomłoty), przeżyli by szok. Tam, podpinasz samochód do kabla, wypijasz kawę, obok na stacji Orlen i hajda w trasę. Podobnie promują się sprzedawcy samochodów elektrycznych BMW, Nissan, Renault, Mitsubishi – w każdym serwisie można naładować auto dowolnej innej marki, a nawet inżynier Kopeć naładuje swoje własne wynalazki.
Możecie powiedzieć, że instytut powstał do celów wyższych, a uprawianie nauki w czystej, akademickiej postaci jest ważniejsze od budowania relacji z jakimiś energetycznymi hipsterami, jak na przykład ten właściciel Tesli. Okazuje się, że słusznie pisał na blogu o "męczarniach" z elektrycznym samochodem w Polsce.
Można mieć jednak wrażenie, że naukowcy jeszcze nie wiedzą, po co im jeden z trzech w Europie "symulator słońca", drukarka 3D, kamery termowizyjne do mierzenia efektywności energetycznej budynków. Może myślą, że lepiej raz kupione cenne wyposażenie szanować, przechowywać w stanie nieużywanym. Cały ten ich sprzęt, a nawet ładowanie elektrycznego samochodu, można obejrzeć na filmie promocyjnym. Występują na nim sami młodzi naukowcy, więc dziwne, że w polityce instytutu króluje organizacyjny "beton".
– To inwestycja, która wybiega naprzeciw oczekiwaniom o związkach ekonomii, przedsiębiorstw i nauki. A wiemy, jak te związki są ważne w pozyskiwaniu funduszy i w przekonywaniu społeczeństwa, że nauka naprawdę jest ważna – powiedział Jerzy Duszyński, prezes Polskiej Akademii Nauk, podczas otwarcia centrum. I na tym pozostańmy. Fundusze pozyskano!
Regulamin stacji szybkiego ładowania CB PAN KEZO w Jabłonnie
IMP PAN nie gwarantuje pełnego sukcesu ładowania. (…) Należy przez to mieć na uwadze, że powyższe urządzanie może nie działać prawidłowo w wyniku prowadzonych na nim prac badawczych. Z uwagi, iż jest to sprzęt badawczy, korzystanie z ładowarki wiąże się z ryzykiem uszkodzenia pojazdu i uszkodzenia systemów pomiarowych stacji lub elementów modyfikujących