O tym, że dostarczenie świeżych ryb prosto do chłodni supermarketów to zabieg czysto marketingowy, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Jak naprawdę wygląda jednak droga naszego pstrąga, od momentu, gdy rzucając się na wszystkie strony zostanie wyjęty z wody, do chwili, w której poda go nam sprzedawczyni w białym fartuchu?
– Świeża ryba, prosto ze sklepu Auchan w Łomiankach. Dziś kupiona, dziś patroszona a w środku niespodzianka. Ryba PEŁNA pasożytów – napisał na swoim facebookowym profilu jeden z klientów sklepu. Jak to możliwe, że mimo zaostrzonych norm unijnych, taka makrela trafiła na jego stół? To odkrycie żyje już własnym życiem w sieci, a post oburzonego klienta podbija polskie serwisy internetowe. Tymczasem ekspert twierdzi, że pasożyty w rybie... to nic nadzwyczajnego.
– Zasada jest taka, że od razu po złowieniu ryba powinna być wypatroszona. Wtedy nie ma obaw, że pasożyty przejdą z przewodu pokarmowego do mięsa. No chyba że były w przewodzie pokarmowym, wtedy nie problemu, bo ten i tak się go wyrzuca. Mimo wszystko dziwię się, że sieć sprzedaje całe makrele – komentuje Jerzy Safader z Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb.
Prezes PSPR tłumaczy, że w procesie przetwórczym nie ma prawa dojść do wyżej wymienionej sytuacji. – Ryby trafiają na szklany, podświetlany stół. Tam odpowiednie osoby, które muszą cechować się dobrym wzrokiem, sprawdzają, czy nie ma w nich ognisk parazytów – opowiada ekspert. Jego zdaniem, choć nie wygląda to zbyt estetycznie, nie jest w żaden sposób szkodliwe dla zdrowia.
Zacznijmy jednak od początku. Wyłowiona z morza ryba trafia do jednej z plastikowych skrzynek umieszczonych na kutrze rybackim. Już na miejscu jest patroszona i trafia do chłodni pod pokładem. – Nieco inaczej jest z rybami pochodzącymi z akwakultur. W przypadku łososia norweskiego, droga ta wygląda tak, że ryba transportowana jest w wodzie schłodzonej do 2-4 stopni. A importujemy go w ilości 150 tys. ton rocznie – opowiada Safader.
Dalej procedura wygląda już w ten sam sposób. Kuter cumuje w porcie. Prosto z podpokładowej chłodni ryby trafiają do chłodni w samochodzie. Tutaj zaczyna się kontrola temperatury, która na każdym z etapów jest jednym z najważniejszych elementów. Dalej towar przewożony jest do przetwórni. Zanim ryba trafi do magazynu dystrybucyjnego sieci, zostanie jeszcze przebadana przez technologa. W jaki sposób? Najprostszy – bo organoleptyczny. Sprawdzane są m.in. skrzela, oczy.
Jeżeli wszystko będzie w porządku, ryba trafia „na produkcję”. Tam przygotowuje się próbki, które są następnie wysyłane do laboratoriów weterynaryjnych. To one decydują o dacie przydatności do spożycia. W przypadku świeżej ryby, w zależności od gatunku, jest to zazwyczaj okres od kilku do kilkunastu dni. Jeżeli jednak kupujemy rybę mrożoną, możemy się liczyć z trafieniem egzemplarza, który może mieć nawet 2 lata.
Na to w jakim stanie ryba trafi ostatecznie na nasz stół duży wpływ ma polityka supermarketu, w jakim go kupujemy. – Temperatura ich mięsa nie powinna być niższa niż -20 stopni. Oznacza to, że temperatura w samej chłodni powinna być niższa, o co najmniej kolejnych 5 stopni. Czy tak rzeczywiście jest? Czasami mam wątpliwości – przyznaje Safader.
Samo Auchan broni się, że w ich sklepach wszystko przebiega zgodnie z procedurami. – Wszystkie nasze ryby są pod kontrolą lekarza weterynarii i są badane. Po informacji od klienta ponownie skontrolowaliśmy tę partię ryb, którą nabył klient. Wszystko było prawidłowo: transport, magazynowanie i temperatura – tłumaczyła "Faktowi" rzeczniczka sieci.