Inwencja deweloperów czasem nie zna granic.
Inwencja deweloperów czasem nie zna granic.
Reklama.
Deweloperzy czasami przekraczają granice absurdu. Skąd nazwa Piano House? Bo „ściany szczytowe utrzymane są w konwencji smukłych linii klawiatury fortepianu”. Zen Garden to „budynki dosłownie otulone zielenią”, a CityZen - „harmonijnie zagospodarowany ogród w stylu Zen”.
Metropolitan Apartments także inspiruje: „w iście śródmiejskim otoczeniu drapaczy chmur poczuj, że jesteś mieszkańcem prawdziwie europejskiej stolicy”. Lake Park Apartments to... „osiedle zlokalizowane wokół wewnętrznego jeziora i rozległych terenów zielonych”, a Young City „łączy w sobie sprawdzone rozwiązania z duchem młodzieńczej pasji”.
Tak komentuje dla INN:Poland deweloperskie zapożyczenia Jacek Kotarbiński, ekspert marketingu. – Jeśli można zastosować polski zamiennik słowa, które jest wyrażone w języku angielskim – róbmy to! Pod tym względem chyba wszyscy jesteśmy zgodni – tłumaczy.
logo
Zdaniem eksperta marketingu Jacka Kotarbińskiego, warto stosować polskie nazwy tam, gdzie to możliwe. Archiwum prywatne
– Zapewne takie nazwy jak Piano House czy Metropolitan Apartments mogą trafić do młodych, żądnych sukcesu przyjezdnych, ale jestem zwolennikiem budowania fajnych, polskich nazw. Tu posłużę się przykładem sushi-baru z Gdyni, który nazywa się po prostu „Na bogato”. To fajna zabawa polskim słowem. I widzę, że coraz więcej osiedli deweloperskich ma fajne, polskie nazwy, adekwatne do miejsca gdzie powstają czy do czegoś nawiązują. Nie wiem natomiast, w jakim stopniu język deweloperki opisuje typ mieszkania, apartamentu czy sąsiedztwo osiedla. Piano House, Lake Park Apartments to już przykłady absurdalne. Bo jeśli ktoś używa nazw anglojęzycznych po to, by to zabrzmiało bardziej światowo, to jest to moim zdaniem słabe – dodaje.
– Oczywiście są ludzie, którzy nie używają polskiego słownictwa tylko ze względu na modę czy swoje aspiracje. Ale pewnie było to modne 10-15 lat temu, dziś moim zdaniem nie ma znaczenia. Faktem jest też, że język specjalistyczny jest nasycony anglicyzmami, ale nie dlatego, że to lans, tylko dlatego, że język biznesu posługuje się językiem angielskim – mówi Kotarbiński. – Ale jeśli przyjmiemy założenie, że nazwy anglojęzyczne reprezentują pewien typ nieruchomości, charakter mieszkania, i jest to standard międzynarodowy, to ok – dodaje.
Kotarbiński zwraca także uwagę na fakt, że w ostatnich 10 latach pojawiło się bardzo wiele pojęć związanych z obszarem informatycznym i marketingu. Często nie nadają się do spolszczenia. – „Specjalista ds. public relations” został kiedyś spolszczony jako „specjalista ds. kształtowania opinii publicznej”. Proszę spróbować przetłumaczyć na polski słowo „buzz”. Każdy z nas je rozumie, ale próba nadania mu polskiego tłumaczenia jest karkołomna – wyjaśnia.

Napisz do autora: rafal.badowski@innpoland.pl