W Polsce działa około 300 niezależnych studiów deweloperskich. Niektóre, zwłaszcza te najmniejsze, mają budżetów, doświadczenia ani zmysłu biznesowego. Dawniej szybko by upadły, a pracownicy rozpierzchliby się do innych firm i branż. Mają jednak dwóch sprzymierzeńców – Fundację Indie Games Polska oraz... polski rząd, dzięki któremu mają szansę zabłysnąć na zagranicznych rynkach.
Fundacja powstała pod koniec 2015 roku. Motywację, jakie stały za jej założycielami, deweloperami i dziennikarzami, była prosta. Rząd chciał współpracować z twórcami gier, ale zamiast z każdym z osobna, woleli współpracować z kimś, kto reprezentowałby ich interesy. A kto mógłby robić to lepiej niż osoby z branży? Tak rozpoczęło się pełne oficjalne wsparcie ze strony państwa dla każdego, kto ma pomysł na własną grę.
Taka współpraca może oczywiście ładnie wyglądać na papierze, a w rzeczywistości skończyłaby się wraz z ostatnim błyskiem flesza na oficjalnym spotkaniu. Jednak Marek Czerniak, jeden z założycieli Fundacji, w rozmowie z INN:Poland bardzo chwali sobie współpracę ze strukturami rządowymi.
– Współpracujemy obecnie z MSZ, Ministerstwem Rozwoju i Kultury, jak i z przyległymi instytucjami – ambasadami, konsulatami czy PARP-em. Zaczęliśmy się z nimi kontaktować jeszcze za czasów poprzednich rządów, ale obecnie nasza kooperacja jest znacznie bardziej intensywna – tłumaczy w rozmowie z INN:Poland. – Przede wszystkim traktują nas jako partnerów, z którymi konsultujemy, jak ma przebiegać komunikacja na poziomie deweloperzy-rząd, ale również pomagają nam od strony marketingowej, zwłaszcza na Zachodzie Europy i w USA, gdzie jest zbyt na polskiej „indyki” – podkreśla.
Jak już opisywaliśmy, większość polskich deweloperów swój wzrok kieruje w stronę innych krajów, gdzie istnieją większe rynki zbytu na małe produkcje. My zaś zadowalamy się zagranicznymi tytułami. Urzędnicy zdają sobie z tego sprawę, a ich działania tylko to potwierdzają.
W ostatnim czasie, dzięki rządowym dotacjom grono krajowych deweloperów, między innymi opisywany przez nas Sos Sosowski, zawitało na najważniejsze imprezy branżowe na świecie. Poczynając od szwedzkiego Malmo, gdzie odbyła się impreza Nordic Game, przez Gamescom w Kolonii, gdzie przybyło prawie 350 tys. widzów i biznesmenów na Seattle skończywszy.
Sos Sosowski oprowadza po polskim stoisku
Amerykańskie miasto, będące kolebką muzyki grunge, i miejscem, gdzie swoje siedziby mają Microsoft czy Amazon, od kilkunastu lat gości imprezę PAX – jedne z największych targów gier, gdzie mali twórcy mają szansę poznać potencjalnych inwestorów.
Kilku rodzimym studiom oferowano nawet przenosiny do Kanady, wspomina Czerniak. Podkreśla jednak, że to środowisko cechuje się dużą lojalnością – nie zżerają ich podatki, a państwo wyraźnie wspiera dążenia twórców do wybicia się, więc odrzucili kuszącą ofertę zza oceanu. Cóż, 170 tys. złotych dotacji od MSZ, które pokryło wysokie koszty polskiego stoiska oraz networking, zorganizowany na miejscu przez ambasadę w Waszyngtonie potwierdziły, że przynajmniej część polityków rozumie, jak ważne w gamedevie (sektorze produkcji gier) jest „bywanie” i odpowiedni marketing.
Oni zresztą też bardzo chwalą sobie Fundację. Wojciech Trusz z Ministerstwa Rozwoju mówi w rozmowie z INN:Poland tłumaczy, jakie są mocne strony tego sektora. – Bardzo podoba nam się, że jak na branżę kreatywną, nasi twórcy są w tej kwestii wyjątkowo dobrzy – tłumaczy. – Wyjazdy, które razem zorganizowaliśmy, okazały się dużym sukcesem i liczymy na to, że dalsze wspólne działanie będzie przebiegać w ten sam sposób – podkreśla.
Kolejne kroki, jakie podejmie Indie Games Polska, to stworzenie akceleratora. W Indie Buster młodzi deweloperzy mają uczyć się, jak zrobić i zareklamować grę, która nie tylko odniesie artystyczny sukces i na siebie zarobi.
– Studia pokroju Techland czy CD Projekt Red mają kilkanaście lat doświadczenia – oni już wyrobili sobie praktyki biznesowe, mają partnerów i wiedzą, jak podejść do tematu marketingu. Dlatego chcemy, by starsi koledzy uczyli tych młodych, jak skutecznie działać w tym zakresie – wyjaśnia Czerniak. – Oni już mają pomysły i umiejętności, ale biznesowy zmysł jednak kuleje. Na tym trzeba się skupić, żeby branża się rozwijała – tłumaczy.
Skąd tak silne promowanie tego sektora? Zdaniem współtwórcy Fundacji, gry to obecnie najkrótsza droga, by zostać kultowym elementem popkultury. Na tym zyskuje rozpoznawalność naszego kraju. I portfele niezależnych producentów, którzy mogą łatwiej dotrzeć do szerokiego grona odbiorców.