Skrajna bieda, życie za dolara dziennie, egzotyczna sceneria biednych wiosek – w ostateczności bajkowo kolorowych świątyń – w takie realia producenci programu „Azja Express” rzucili garstkę naszych rodzimych celebrytów. Obrazek ten jest jednak równie stereotypowy, jak wizerunek statecznej i nieporuszonej Perfekcyjnej Pani Domu.
„Wszyscy, w tym najbliżsi sojusznicy Ameryki, błyskawicznie rozwijają handel z Wietnamem. Embargo bardziej szkodziło Ameryce niż Wietnamowi. Do końca 1992 r. w Wietnamie działało 556 zagranicznych firm, które zainwestowały tam 4,6 mld dolarów” – tak Robert D. Schulzinger opisywał naciski amerykańskiego biznesu na Biały Dom w latach 90., zmierzającego do tego, by znieść embargo na komunistyczną dyktaturę.
Wietnam. Presja przyniosła skutek: USA stopniowo znosiły kolejne sankcje, a wietnamska gospodarka – napędzana płynącymi z Ameryki reszty świata pieniędzmi – zaczęła szybko rosnąć. Przez większość ostatniej dekady wzrosty osiągały średni poziom rzędu 5-6 proc. PKB.
Wzrost przyniósł Wietnamowi szybką poprawę poziomu życia oraz przyrost demograficzny, szacowany na mniej więcej 1 milion osób rocznie. Oznacza to, że dziś liczba Wietnamczyków sięgnęła 94 milionów, z czego 14 milionów gospodarstw domowych to klasa średnia. Szybko rosnąca, dodajmy, gdyż do 2020 r. ta liczba ma się podwoić. Nie bez wpływu na wydatki konsumenckie – gdyby sięgnąć do raportu Deloitte sprzed dwóch lat, okazałoby się, że już w 2013 roku wydatki konsumenckie Wietnamczyków sięgały 111 mld dolarów. I gdzie tu życie za dolara dziennie?
Odpowiedź jest stosunkowo prosta: jeżeli jeszcze przetrwało, to na prowincji. Niewątpliwie, wyspy biedy w Azji Południowo-Wschodniej wciąż istnieją: głównie na prowincji. Wróćmy do Wietnamu: za 40 proc. sprzedaży wszystkich towarów w kraju odpowiada sześć największych metropolii – Hanoi, Ho Chi Minh, Nha Trang, Can Tho, Da Nang i Haiphong.
Azja tak nie wygląda. W Chinach już nie udałoby się nakręcić takiego programu – mówi INN:Poland Radek Pyffel, przedstawiciel Polski i alternate director w Azjatyckim Banku Inwestycji Strukturalnych. Pyffel zastrzega, że „Azja Express” zna z dostępnych w sieci trailerów, ale jeżeli przyjmujemy, że dają one przedsmak tego, co zobaczymy w programie, to rzeczywistość południowo-wschodnich krańców kontynentu znacznie odbiega od obrazków, które migają w programie.
Bieda. Producenci programu rzucają naszych celebrytów do czterech państw: Wietnamu, Tajlandii, Kambodży i Laosu. Gdybyśmy spojrzeli na PKB per capita tych krajów dowiedzielibyśmy się, że – zaiste – są one biedniejsze od Polski. Ale nie są już wiele biedniejsze niż niektóre kraje europejskie, np. w Tajlandii „na głowę” przypada dochód rzędu 5816 dolarów, prawie dwa tysiące więcej niż w... Albanii (3965 dol.). Wietnamczycy dopiero zaczynają lepiej zarabiać – nad Mekongiem dochód per capita wynosi już 2111 dolarów (więcej niż w Mołdawii, gdzie wskaźnik ten utrzymuje się na poziomie 1843 dol.), więcej niż w Laosie (1812 dol.) i Kambodży (1158 dol.).
Biedę można sobie zresztą z powodzeniem wyobrazić w każdym zakątku świata. – Są takie miejsca w Polsce, gdzie w podobnej konwencji mogliby przyjechać chińscy, japońscy czy koreańscy celebryci i utyskiwać na trudne warunki życia – kwituje Radosław Pyffel.
Kultura i etykieta. „Gwiazdy nie mogły wyjść z zachwytu nad wielkodusznością Azjatów, którzy bezinteresownie się uśmiechają, epatują życzliwością, dzielą jedzeniem, nawet wówczas, gdy sami niewiele mają. Z niedowierzaniem obserwowałam euforię pokazującą, że jest to dla nich zupełnie nowe zjawisko” – pisze blogerka „Wprost” i wolontariuszka Aleksandra Dyjak.
Rzeczywiście, uprzejmość i dobroduszność mieszkańców Tajlandii czy Kambodży może nas urzekać, ale nie jest niczym zaskakującym: zdarza się zarówno nad Wisłą, jak i nad Mekongiem. Zresztą, miewa one i złe strony – w Azji nie sposób przyznać się obcemu, a już zwłaszcza cudzoziemcowi, do niewiedzy. Dlatego pytania o drogę potrafią skończyć się wielogodzinną wędrówką w kierunku przeciwnym do pożądanego.
– Nie w tym rzecz – argumentuje z kolei Pyffel. – Problem w tym, że podobne programy z reguły eksploatują stereotyp dobrego lecz dzikiego Azjaty – dodaje. Taki swoisty „syndrom Dersu Uzały” epoki cyfrowej. Inna sprawa, że polscy celebryci, szalejąc po kolejnych azjatyckich państwach, w wielu miejscach zapewne naruszą obowiązujące tam reguły savoir vivre. W każdym bądź razie nie warto powtarzać niektórych ich zachowań, choćby w trakcie podróży biznesowych, kiedy to trzeba ściśle przestrzegać reguł hierarchii, reguł witania się oraz zachowania podczas spotkań, przyjmowania gości czy wymiany upominków. Sztywne zasady tego typu obowiązują choćby w Chinach.
Stereotypy. – Myślę, że ten program będzie sukcesem. Dokładnie odpowiada temu, jak wielu ludzi wyobraża sobie Azję i jej realia. Utwierdza ludzi w ich przekonaniach, więc pewnie będzie sukcesem – kwituje Pyffel.