Polskie uczelnie dołują w światowych rankingach, ale rankingami moglibyśmy się nie przejmować. Problem w tym, że opublikowana przez ministerstwo nauki strategia reform może tego trendu nie odwrócić. O tym, jakie są jej słabe punkty, rozmawialiśmy z dyrektorem programowym Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, Marcinem Kędzierskim.
Jednym z kluczowych elementów strategii przygotowanej w resorcie ministra Jarosława Gowina jest skierowanie strumienia środków do uniwersytetów, dzięki czemu zamieniłyby się one w swoiste „fabryki innowacji”. Zdaniem Marcina Kędzierskiego ten kierunek nie jest najlepszy: jego zdaniem, należałoby priorytetem uczynić rozwój gospodarki lub armii – zwykle stanowiących motor innowacji – zamiast wspierać bezpośrednio uczelnie.
– Czy przekazywanie ogromnych środków na uczelnie ma sens w momencie, kiedy funkcjonują one według starych struktur? – pyta retorycznie w rozmowie z nami ekspert Klubu Jagiellońskiego. – Struktury te pozostawiają wiele do życzenia i w dużej mierze determinują słabość polskich uczelni – dodaje.
Uczelnie powinny odgrywać funkcję służebną
Według Kędzierskiego, problem sprowadza się do tego, że w obecnej strategii Ministerstwa Nauki uczelnie mają się stać swoistymi fabrykami innowacji: to tam mają powstawać wynalazki, a cały proces miałby być napędzany strumieniem środków publicznych. Tymczasem kierunek powinien być odwrotny.
– Nie chcę w nachalny sposób krytykować tych planów, natomiast podkreślam kolejność: najpierw armia czy biznes zamawia innowacje na uczelniach, a nie uczelnie coś stworzą, co – być może – przyda się armii lub biznesowi – mówi ekspert KJ. – To nigdzie nie działa w tej kolejności, uczelnie odgrywają tu z reguły funkcję służebną. Tym bardziej, że naukowcy nie zawsze mają rozeznanie, co jest potrzebne – zaznacza. Przykładem mógłby być choćby jeden z państwowych koncernów chemicznych, przy którym działa instytut badawczy: placówka ma wiele patentów, ale „wdrażalny” do realnego biznesu jest może co dziesiąty.
Podobnie z armią. Gdyby wykorzystać istniejące środki na rozbudowę i modernizację sił zbrojnych – zwiększając środki z obecnych 2 proc. PKB – mogłoby to uruchomić proces zamawiania i intensywnych badań nad polskim sprzętem, choćby z zakresu technologii rakietowych, artylerii, sił rozpoznania. – Wobec istniejących we współczesnym świecie wyzwań, zapotrzebowanie na nowy sprzęt wydaje się być naprawdę ogromne – podkreśla dyrektor Kędzierski. Impuls musiałby jednak wyjść ze strony rządu. Analogicznie, to rząd musi wpływać na gospodarkę tak, by tworzyła impulsy dla rozwoju innowacyjności. Dlatego zapewne strategia ministra Gowina ma mieć charakter służebny wobec tzw. planu Morawieckiego.
– Strategia ta zresztą zakłada tworzenie tzw. narodowych czempionów, czyli dużych polskich firm, mogących odgrywać znaczącą rolę na rynku europejskim i globalnym. Takie czempiony miałyby tez potencjał kapitałowy, żeby inwestować w badania i rozwój, korzystając tu ze wsparcia polskich uczelni – mówi ekspert. – Uczelnie mogłyby się wtedy skupić na badaniach podstawowych, to ich domena. Badania wdrożeniowe mogłyby być prowadzone przy wsparciu środków przeznaczanych na wojsko czy wspomniane narodowe czempiony – kwituje.
Udzielne księstwa rektorów
Zdaniem Marcina Kędzierskiego, w nieformalnych wypowiedziach przedstawicieli resortu nauki widać też inny niekorzystny dla polskiej nauki pomysł: koncepcję oparcia polskiej nauki na kilku wiodących ośrodkach, które miałyby pociągnąć całą resztę. – Taka filozofia jest dosyć naiwna i się nie sprawdzi – podkreśla ekspert KJ. – Myśląc o rozwoju państwa w dłuższej perspektywie, nie możemy opierać go na dwóch czy trzech ośrodkach. Musimy wykorzystać cały potencjalny kapitał ludzki i społeczny, jaki w Polsce mamy, a nie tworzyć wyspy rozwoju – argumentuje.
Ubocznym efektem powstawania takich „wysp” byłyby też „udzielne księstwa” poszczególnych rektorów czy wiodących badaczy, jak określa to Kędzierski. A to z kolei uniemożliwia realizację kolejnego z postulatów Klubu Jagiellońskiego: tworzenia na uczelniach środowiska, które konsolidowałoby i tworzyło obecne i przyszłe elity. – Przedstawiciele elit dziś tam funkcjonują, ale w rozproszeniu. Nie mają możliwości decyzyjnych, tkwią w układach, są od kogoś zależni – mówi. – Naszą odpowiedzią na ten problem jest tworzenie autonomii dla poszczególnych pracowników nauki – dodaje.
Tworzenie elit było zresztą piętą achillesową kolejnych ekip. Realizowano projekty np. finansowania studiów najbardziej obiecującym studentom – tyle, że było to mało racjonalne. – Możemy wydać wiele pieniędzy na studia Kowalskiego. On pojedzie na Harvard, ale Polska wiele z tego mieć nie będzie – ucina dyrektor Kędzierski. – Podobnie nie wystarczy mieć naukowców, którzy coś wymyślają, skoro po to coś sięgają potem zagraniczne korporacje i Polska z tego potencjału nie korzysta.
Idziemy drogą, z której inni już zawrócili
Co więcej, zdaniem Klubu Jagiellońskiego, jeśli Polska chce tworzyć nowe elity, nie powinna uciekać w kształcenie wąsko wyspecjalizowanych ekspertów. – Tu dużą rolę do odegrania mają przedmioty humanistyczne. Oczywiście, humanistyka nie przekłada się na większą liczbę czołgów czy innowacyjne mikroprocesory. Ale doświadczenie innowacji na świecie pokazuje, że same prace inżynierów nie wystarczą. Co z tego, że fińscy inżynierowie wymyślili ekrany dotykowe przez Amerykanami, skoro dopiero Steve Jobs wymyślił, jak je wykorzystać w taki sposób, by zachwyciły miliony ludzi? – pyta Marcin Kędzierski.
– Innowacja rodzi się z połączenia inżynierów i humanistów. Widzimy potrzebę łączenia doświadczeń z różnych dziedzin, a w strategii ministerstwa widać przekonanie, że to powinna być twarda specjalizacja: nauki matematyczne, inżynieryjne, przyrodnicze. Tymczasem, jak spojrzymy na doświadczenia choćby Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, takie wąskie specjalizacje nie przekładają się na innowacyjność – podkreśla ekspert. Innymi słowy, Polska miałaby pójść drogą, którą te kraje szły w latach 90., i z której dawno zawróciły.
Jak podkreśla ekspert, Polska wciąż potrzebuje osób o specjalistycznych kompetencjach, od programistów po budowniczych mostów. Tyle że w tym kierunku powinno pójść kształcenie zawodowe i politechniczne.
Pominięta filozofia
– Pewnie nie jestem obiektywny, bo nasze postulaty nie spotkały się z uznaniem ministerstwa – nie ukrywa dyrektor Kędzierski. – Uważamy zresztą, że część proponowanych działań, jak powołanie Agencji Współpracy Akademickiej czy Krajowego Instytutu Technologicznego, jest potrzebne. Podobnie jak deregulacja czy odbiurokratyzowanie uczelni – podkreśla.
Ale filozofia zmian – sprowadzająca się do podkreślenia kulturotwórczej roli uniwersytetu jako platformy budowania kapitału społecznego i więzi między państwem, urzędnikami, samorządowcami, biznesem i organizacjami społecznymi – została w strategii praktycznie pominięta. Co sytuacji polskiej nauki wcale nie poprawi, raczej wpędzi ją w kolejny kryzys.