Zgadnij, kto wraca, czyli Legii powrót do Ligi Mistrzów po 21 latach. Skompromitowali się i piłkarze i kibice.
Zgadnij, kto wraca, czyli Legii powrót do Ligi Mistrzów po 21 latach. Skompromitowali się i piłkarze i kibice. Kuba Atys/Agencja Gazeta

Właściciele Legii Warszawa od wielu lat walczą o to, by poprawić wizerunek swojego klubu. I często im się to udaje. Ulubiony klub stolicy w dużo większym stopniu odwiedza podczas meczów szerszy przekrój społeczny niż działo się to jeszcze 5-10 lat temu, kiedy kojarzył się głównie ze stadionowymi chuliganami. Po wczorajszym meczu wizerunek Legii zatrząsł się jednak w posadach.

REKLAMA
I nie chodzi tylko o to, że piłkarze skompromitowali się w starciu z niemiecką Borussią Dortmund, przegrywając 0:6 i tracąc pierwsze trzy gole najszybciej w historii rozgrywek Ligi Mistrzów. A to był powrót do elitarnych rozgrywek po 21 latach, oczekiwany więc przez całe pokolenie fanów. Nie chodzi o to, że lżyli klub z Dortmundu, to zdarza się przecież na piłkarskich stadionach.
Nie chodzi nawet o to, że kibice Legii zaatakowali kibiców z Dortmundu gazem pieprzowym, odziani w kominiarki. Chodzi o to, że tego typu sytuacja zdarza się na Legii na przestrzeni ostatnich lat n-ty raz. Że Legia wielokrotnie płaciła za swoich krewkich sympatyków idące w dziesiątki tysięcy euro kary.
W Europie od dawna już ma przypiętą łatkę – klubu, za którym jeżdżą sympatycy, którzy albo zetrą się z policją, albo pobiją się z sympatykami przeciwnika, albo odpalą race, kiedy są one zabronione. Fani Legii robią to, bo wiedzą, że ze strony prezesa klubu Bogusława Leśnodorskiego nie spadnie im za to włos z glowy. Boi się on bowiem stanowczych decyzji. Uwierzył fanatykom z Żylety, że jeśli nie będzie ich popierał, ucierpi na tym frekwencja, a więc wpływy finansowe do klubowej kasy.
logo
Sportowa klęska to jedno. Teraz, z powodu zachowania sympatyków Legii, klubowi grozi zamknięcie stadionu, a nawet wykluczenie z europejskich pucharów. Kuba Atys/Agencja Gazeta
To jednak nic. UEFA jest bardzo czuła na przejawy rasizmu i ksenofobii na trybunach. Gorliwie wymierza za to kary klubom. I nieistotne, że czasem robi to nadgorliwie. Istotne jest to, że Legia od kilku lat igra z ogniem, z powodu recydywy swoich fanatycznych sympatyków. Balansuje na krawędzi wykluczenia z europejskich pucharów, naraża się na kolejne mecze przy pustych trybunach z powodu zamknięcia stadionu.
Podczas meczu z Borussią Dortmund powstało podejrzenie, że kibice Legii krzyczeli antysemickie hasła w stronę klubu z Niemiec. Niektórzy słyszeli „Jude Jude BVB”. Legia wygłosiła więc szybko oświadczenie, w którym stwierdziła, że to nieprawda. Jak to zrobiła? Nóż się w kieszeni otwiera:
„Nie są prawdziwe medialne doniesienia, jakoby kibice Legii mieli skandować „Jude Jude BVB”. Ustalono, że kibice śpiewali „Nutte Nutte BVB”. Jest to obraźliwa dla Borussii Dortmund i jej kibiców przyśpiewka śpiewana przez kibiców innych niemieckich drużyn – nie ma ona jednak żadnego kontekstu rasistowskiego czy antysemickiego. Niemniej jednak z całego serca przepraszamy zarówno niemieckich, jak i polskich fanów Borussii Dortmund, którzy poczuli się dotknięci”.
Czyli w krótkich żołnierskich słowach: zarząd Legii stwierdził, że to nieprawda, że kibice krzyczeli „Jude BVB”. Oni krzyczeli „BVB k...”, za co serdecznie Borussię przeprasza. Naszym zdaniem to kolejny marketingowy strzał w kolano, lub mówiąc językiem millenialsów, całkowite samozaoranie się.
Reszta jest milczeniem.

Napisz do autora: rafal.badowski@innpoland.pl