
Reklama.
Polska premiera iPhone'a odbędzie się 23 września, jednak na Zachodzie już można kupić nowiutki model. To duża zmiana, bo zamiast miesiąca czekania, teraz to tylko siedem dni. Awansowaliśmy do wyższej ligi.
Apple rozwiązało znany z mediów problem kilometrowych kolejek, które zazwyczaj zbierały się nawet tydzień przed otwarciem sklepu. Teraz wystarczy kupić go w przedsprzedaży i pojechać na krótką wycieczkę. Nie oznacza to jednak, że nowy pomysł Apple zostawił bez pracy telefonowych cinkciarzy. Goście z Europy Wschodniej wciąż tłumnie nadciągają do europejskich stolic tylko po to, by za chwilę odsprzedać upolowany iPhone z kilkukrotnym przebiciem.
Turystyka zakupowa
"Witam wszystkich, wybiera się ktoś z okolic WWA na premierę do Drezna?" – czytam na forum MyApple. Polacy lubią jeździć na premiery nowego sprzętu od firmy z Cupertino. Rozmawiałem z trzema fanami Apple, którzy na premierach zjedli zęby. Przy okazji opowiedzieli mi, jakie miejsca są najchętniej odwiedzane przez Polaków.
"Witam wszystkich, wybiera się ktoś z okolic WWA na premierę do Drezna?" – czytam na forum MyApple. Polacy lubią jeździć na premiery nowego sprzętu od firmy z Cupertino. Rozmawiałem z trzema fanami Apple, którzy na premierach zjedli zęby. Przy okazji opowiedzieli mi, jakie miejsca są najchętniej odwiedzane przez Polaków.
Berlin, Drezno, ewentualnie Londyn – to trzy głównie cele dla naszych krajan, kiedy w grę wchodzi złapanie iPhone'a w dzień premiery. Dwa pierwsze są szczególnie chętne odwiedzane, bo trasę można przebyć samochodem. Tomasz Czech, redaktor naczelny ThinkApple, na premiery jeździ od niedawna, ale wspomina je pozytywnie.
Tak było w zeszłym roku
– Dwa lata temu Apple zmieniło system przedsprzedaży i teraz stawia na rezerwacje online. W kolejce nie opłaca się już stać, bo jest mała szansa, że w ogóle coś dostaniesz – stwierdza. – Długie kolejki były co prawda korzystne dla firmy z punktu widzenia marketingowego, ale Apple postawiło jednak na wygodę swoich klientów. Choć nie brakuje teraz osób, które tęsknią za kolejkami, w których stanie było wielką przygodą – mówi.
Czech zaznacza jednak, że był świadkiem kilku spięć do jakich doszło podczas premier, ale to były jednostkowe przypadki. Znacznie ciekawiej było podczas premiery Apple Watch, na którą pojechał w zeszłym roku.
– Dostępność Apple Watcha w przedsprzedaży była bardzo ograniczona, ale dzięki niemieckim znajomym udało mi się zrobić nieoficjalną rezerwację w jednym z berlińskich butików, w którym sprzedaż ruszyła już w dniu światowej premiery. Okazało się, że przed sklepem ustawiły się trzy kolejki - jedna oficjalna, i dwie złożone ze znajomych oraz osób z półoficjalnymi rezerwacjami, jak ja – opowiada. – Poproszono nas o pozostanie na uboczu i nierzucanie się w oczy, bo nasza obecność wyraźnie złościła osoby, które w oficjalnej kolejce ustawiły się już dzień wcześniej. Gdy w końcu udało mi się wejść do środka i kupić zegarek, poproszono mnie o wyjście tylnymi drzwiami, żeby inni kolejkowicze nie zorientowali się, że zdobyłem Apple Watcha trochę po znajomości. – dodaje.
Jak zatem można potraktować fakt, że Apple zaczął rozładowywać kolejki dopiero od zeszłego roku? Zdaniem Czecha, był to pewien element marketingowy – do pewnego momentu spełniał swoją rolę, jednak później przestał być potrzebny korporacji – w końcu i tak sprzeda kilkaset milionów smartfonów.
Innego zdania jest Wojtek Pietrusiewicz z iMagazine, który na premiery jeździ od 2010 roku. – Tłumy, moim zdaniem, nie były celowym działaniem PR-u Apple. Od lat szukali sposobu na ich zlikwidowanie, a rokrocznie powtarzające się problemy z wysypującą się stroną internetową były tego silnym dowodem – mówi. – Co więcej, w takich sytuacjach gdzie wiele osób znajduje się w jednym miejscu, działa psychologia tłumu, co może rodzić niepokój czy agresję. Na szczęście nie było dane mi być świadkiem fizycznych skutków takiej sytuacji – podkreśla.
Pietrusiewicz jeździł do Drezna, Londynu, zdecydował się również na wypad do Nowego Jorku, by zobaczyć jak wygląda premiera w kolebce tej marki. Podstawowa różnica jest taka, że Amerykanie mają prawdziwego fioła na jej punkcie – ludzie zaczynali koczowanie pod Apple Store dwa tygodnie przed rozpoczęciem sprzedaży. W Dreźnie natomiast było znacznie luźniej – wystarczyło przyjechać dzień wcześniej i przyjść późnym wieczorem, żeby nie stresować się, czy jakiś iPhone będzie jeszcze dostępny.
Nowe system i stare triki
Podobnie jak Czech, bardzo chwali sobie system przedsprzedaży. – Pojechaliśmy z żoną i znajomymi do Drezna. Ja kupiłem telefon online, więc zrobiliśmy sobie dwudniową wycieczkę i przy okazji odebraliśmy telefony. Wszystko na spokojnie i bez napięć. I bardzo dobrze, bo już mam dość stania w kolejce – podkreśla.
Podobnie jak Czech, bardzo chwali sobie system przedsprzedaży. – Pojechaliśmy z żoną i znajomymi do Drezna. Ja kupiłem telefon online, więc zrobiliśmy sobie dwudniową wycieczkę i przy okazji odebraliśmy telefony. Wszystko na spokojnie i bez napięć. I bardzo dobrze, bo już mam dość stania w kolejce – podkreśla.
A to już tegoroczna premiera
Czy są jednak ludzie, którzy chcą mieć telefon Apple, a nie są blogerami lub dziennikarzami? Według raportu Antyweb, w 2015 roku iPhone'a posiadało 4,1 proc. użytkowników smartfonów w Polsce – daleko za Samsungiem, który uplasował się na podium z wynikiem prawie 34 proc. Pietrusiewicz wspomina jednak, że zawsze trafiał na grupy rodaków – w tłumie można było spotkać kilkadziesiąt osób znad Wisły.
To zresztą potwierdza Tomek Wyka z MyApple Magazine. Na premiery jeździ co roku do Drezna lub Berlina i spotyka takie grupy. Zastrzega jednak, że dopiero w tym roku system wcześniejszego zakupu działał, jak powinien.
– Rok temu też udostępniono telefony w przedsprzedaży, a kolejki i tak były gigantyczne – wspomina. – Temat załatwiła jedna rzecz - cofnięcie tej opcji obywatelom spoza UE oraz brak sprzedaży wolnych sztuk. Dlatego w tym roku nie było kolejek – podkreśla.
No właśnie, kto jeszcze odwiedza Zachód, poza Polakami? Rosjanie, Czeczeni i Arabowie. Wyka był świadkiem przepychanek między nimi, ale to nie z powodu miłości do Apple – oni przyjeżdżają tylko na handel. To samo potwierdza Pietrusiewicz.
Kiedy nie istniały jeszcze obostrzenia, potrafili sprzedać iPhone'a 300 euro drożej osobom, które nie dostały się do sklepu lub miały dość czekania. Częściej jednak wracali jak najszybciej do swoich rodzinnych krajów i tam sprzedawali telefon z nawet czterokrotnym przebiciem. Teraz zmienili taktykę i odkupują je od obywateli Unii – może jest trudniej, ale bilans pozostaje na plusie.
Napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl