
Tesco Extra przy ul. Górczewskiej w Warszawie jest ewenementem w skali kraju. Jako jedyny sklep sieci w Polsce posiada wózki z wrzutniami na monety. Jakie są tego efekty? Lepiej nie mówić.
REKLAMA
Nie wszystkie wózki znajdują się jednak na terenie sklepu. Na warszawskim Bemowie zyskały niemalże charakter samochodu miejskiego. Okoliczni mieszkańcy po zakupach w hipermarkecie poszerzają flotę swoich pojazdów o kolejne wózki sklepowe, które zalegają miesiącami pod klatkami lub zostają ukryte w osiedlowych krzakach. Nikomu nie opłaca się odprowadzić ich na hipermarketowy parking.
W promieniu 1,5 kilometra od sklepu (ulice Pełczyńskiego, Powstańców Śląskich, Narwik, Deyny, Kossutha, Klemensiewicza) klienci tak pokochali zbieranie sklepowych pojazdów, że pracownicy chyba wywiesili białą flagę i zaprzestali rutynowych obowiązków.
Codziennie poza terenem sklepu stoi ich nawet kilkadziesiąt. Lokalny portal informacyjny „tubemowo.pl” wspomina także, że: „ jeden z nich pływał późnym wieczorem w stawie osiedlowym, skąd został wyłowiony po naszym zgłoszeniu na numer telefonu 19 115.”
Jak twierdzi biuro prasowe Tesco, każdy ze sklepów sieci co jakiś czas wysyła swoich pracowników w celu zebrania porzuconych koszyków z okolicy. Nasze pytanie, o to jak często wykonywana jest czynność zbierania wózków, biuro prasowe Tesco pozostawiło jednak bez odpowiedzi.
Proceder trwa od lat, teraz jeszcze przybrał na sile. Ostatnio można spotkać także wózki stojące pomiędzy jezdniami drogi dwupasmowej.
- „Ilość zaginionych jest marginalna” - brną dalej pracownicy działu przeznaczonego do kontaktu z mediami na pytanie o ilość traconych przez sklep wózków.
Problem wózków na Bemowie okazuje się być nierozwiązywalny. Wygląda na to, że Tesco sobie z nim nie poradzi.
Napisz do autora: rafal.badowski@innpoland.pl