„My Pracownicy zatrudnieni w sklepach sieci Tesco w Polsce prosimy Klientów o bojkot tej sieci i zaprzestanie robienia zakupów w jej sklepach w proteście przeciwko działaniom Zarządu Tesco Polska” - tak zaczyna się anonimowy list, jaki miał trafić do redakcji dziennika „Fakt”. „Róbcie zakupy w innych sieciach handlowych, takich które dobrze traktują swoich pracowników i klientów”.
To nie pierwszy przypadek konfliktu między pracownikami a menedżerami dużej sieci handlowej, jednak chyba po raz pierwszy pracownicy uderzyli w takie tony. Pracownicy sieci Tesco skarżą się zarówno na niskie płace, warunki pracy, jak i na postawę wspomnianego zarządu. Zarzucają przełożonym, że dla „oszczędności i zysku” zredukowali załogi do tego stopnia, że „brak rąk do pracy w sklepach, towar zamiast na półkach sklepowych, stoi na magazynie, bo nie ma kto go roztowarować”.
Jednocześnie menedżerowie spółki mają systematycznie straszyć podwładnych zwolnieniami, są im też przypisywane wszelkie błędy – zdaniem pracowników, również spowodowane przez systemy informatyczne.
Firma w odpowiedzi zażądała ujawnienia danych autora listu oraz podkreśliła, że w jej strukturach są kanały, poprzez które pracownicy mogą skutecznie składać skargi na to, co im się nie podoba. – Nasi pracownicy, jeśli tylko chcą podzielić się swoimi uwagami czy obawami, mogą skorzystać z licznych kanałów komunikacji, takich jak Forum Pracownicze czy anonimowa Bezpieczna Linia – komentował rzecznik Tesco, Michał Sikora. – Szczerość i otwartość są podstawą naszego dialogu z koleżankami i kolegami w Tesco: wierzymy, że wewnętrzna dyskusja jest najlepszym sposobem budowania wzajemnego zrozumienia – dodał.
Mimo tego urzędowego optymizmu, konflikty w Tesco nabrzmiewają od lat. To właśnie w Tesco, w 2008 roku, doszło do pierwszego strajku w hipermarkecie. Trzy lata temu nabrzmiał spór między menedżerami a związkowcami w regionie toruńsko-włocławskim. Dokładnie rok temu doszło do sporu w dwóch marketach sieci w Częstochowie: tylko z jednym z tamtejszych marketów rozstało się około 150 osób. Co trzecia z nich odeszła w ramach zwolnień grupowych, resztę redukowano – jak twierdzą tamtejsi pracownicy – pod pozorem złamania przez nich procedur.
W tle konfliktów jest też niepewność dotycząca przyszłości sieci nad Wisłą i w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Według węgierskich mediów sieć przygotowuje się do sprzedaży supermarketów w Polsce (400 obiektów, od niewielkich sklepów osiedlowych po hipermarkety), Czechach, Słowacji i Węgrzech. Z informacji, jakie uzyskało INN:Poland w londyńskiej centrali firmy, wynika z kolei, że są to wyłącznie plotki. Tym niemniej atmosfera, jaka towarzyszy działaniom firmy, jest daleka od optymizmu.