– Każdy oszczędza, jak umie. Ja, zamiast odkładać do skarbonki, zainwestowałem swojego czasu w iPhony – mówi w rozmowie z nami Wojtek, tłumacz z wieloletnim stażem. Inwestycja okazała się być strzałem w dziesiątkę. Kiedy mężczyzna poważnie zachorował na tętniak mózgu, musiał sięgnąć do rezerw. Sprzedał więc na aukcji swoje dwa iPhony i dzięki temu sfinansował operację za granicą. Za każdy ze smartfonów dostał po... kilka tysięcy dolarów. Ale to nie były najnowsze modele. To były nowe, nieużywane „jedynki”. Gdyby jeszcze były oryginalnie zafoliowane, mógłby za nie dostać nawet dziesięć razy więcej.
– To było moje zabezpieczenie na czarną godzinę. Kupiłem je w lepszych czasach – mówi w rozmowie z INN:Poland Wojtek. Inwestycja okazała się dużo lepsza niż lokaty i akcje. IPhone pierwszej generacji nie stracił na wartości nawet przez lata światowego kryzysu. Dziś używane najstarsze wersje kultowego telefonu Apple, osiągają ceny dużo wyższe niż nowiutka siódemka, która dopiero co miała premierę. Fabrycznie zafoliowana jedynka kosztuje dziś 10 tysięcy dolarów. Przez dziewięć lat zwrot sięgnął kilkuset procent.
W tym przypadku na cenę nie mają wpływu kwestie techniczne, elektronika użytkowa starzeje się niezwykle szybko. Co sezon wchodzą nowe modele, wydajniejsze rozwiązania, średnio co półtora roku komputery podwajają swą moc obliczeniową. Parametrów smartfona sprzed kilku lat nie ma sensu porównywać z tym najnowszym. Mimo to za wersję „Mint” (oryginalnie zapakowaną) kolekcjonerzy są skłonni płacić fortunę.
– Laptopy produkowane w Chinach, zanim dopłyną do portu w Gdyni, już są przestarzałe. Oczywiście trochę przesadzam, ale coś w tym jest – mówi w rozmowie z nami Krzysztof, kierownik w jednym ze sklepów z elektroniką. – Ale jeśli chodzi o inwestowanie w elektronikę, to ma to sens tylko w przypadku produktów, które są kultowe – wyjaśnia.
Oryginalny Apple I w 2013 roku został sprzedany na aukcji w Christie’s za 390 tysięcy dolarów. Ze 575 sztuk, które się pojawiły się na rynku w latach 70., w tej chwili wiadomo o 61 istniejących maszynach, z czego tylko sześć jeszcze działa. Nowsze modele mikrokomputerów nie osiągają już tak zawrotnych cen, choć też są wiele warte. Apple II w wersji Mint może kosztować nawet 2,5 tysiąca dolarów.
Przy powyższych cenach, kwota, którą musimy zapłacić za oryginalnego iPada nie powala. Można go kupić za nieco ponad tysiąc dolarów. Ale i tak sześcioletni sprzęt jest droższy niż najnowszy iPad prościutko z salonu. Ale zarobek ponad 100 procent w sześć lat, też bije na głowę to, co oferują banki na lokatach. I w przeciwieństwie do innych instrumentów finansowych, nie można mówić o ryzyku.
Ale nie tylko produkty z jabłuszkiem są obiektem pożądania kolekcjonerów. Najstarsza, pierwsza seria konsol Playstation jest poszukiwana przez… audiofilów. Krzysztof, kierownik ze sklepu z elektroniką, wyjaśnia nam, że w najstarszych modelach był zamontowany niezwykle wysokiej jakości laser. I choć nie osiągają one takich cen jak kultowe Apple, to technomaniacy też są skłonni za nie płacić więcej, niż za nowsze modele konsoli.
Dobrą inwestycją może być również gitara. Niekoniecznie pamiątkowa. Ważne, żeby była markowa i stara. Tu podobnie jak w przypadku konsol użytkownicy są skłonni płacić więcej za sprzęt dobrej jakości, aby móc go używać.
– Im starszy sprzęt, tym droższy. Na przykład ceny Gibsonów i Fenderów z lat 70. oscylują wokół się od 20 tysięcy złotych. I mówimy o instrumencie produkowanym seryjnie, a nie takim, na którym grał ktoś znany. Kilkuletni sprzęt możemy bez problemu kupić za połowę ceny – mówi w rozmowie z INN:Poland Mariusz, gitarzysta. – Kiedyś były produkowane w warsztacie, teraz jest to taśma produkcyjna, więc wartość starszych egzemplarzy będzie rosła. Znam historię faceta, który za jednym zamachem kupił 10 starych gitar. Przecież nie będzie na nich grał. Zainwestował kilkadziesiąt tysięcy na długi termin – opowiada.