Najpierw polski rząd zerwał kontrakt na dostawę helikopterów Caracal. Kiedy decyzja spotkała się z reperkusjami ze strony Francuzów, minister Kownacki odgryzł się, przypominając, że to Polacy uczyli Francuzów jeść widelcem. Jego wypowiedź wywołała wśród popleczników radosny rechot i wysyp komentarzy nieprzychylnych mieszkańcom kraju nad Sekwaną. Tymczasem Francja to jeden z naszych najważniejszych partnerów gospodarczych. Jak te przepychanki przełożą się na ekonomiczną współpracę obu krajów?
– Wprost żadnych restrykcji czy retorsji nie będzie, ale wizerunkowo sytuacja jest fatalna, a w biznesie ma to wyjątkowo duże znaczenie. Albo się ma zaufanie do danego kraju, albo nie – mówi nam, prosząc o anonimowość jeden z byłych polskich ministrów gospodarki. Czy rząd w Paryżu może zabronić rodzimym biznesmenom robienia interesów nad Wisłą? – Na poziomie rządowym może zniechęcać przedsiębiorców do zaangażowania w Polsce – kwituje nasz rozmówca.
– To nie będą żadne formalne działa, nikt tego publicznie nie wyartykułuje – dorzuca nasz rozmówca. – Ale nie ma wątpliwości, że jeżeli byłyby równorzędne warunki inwestowania u nas i u sąsiadów, wybrani zostaną ci bardziej wiarygodni.
A tu mamy jeszcze taką firmę...
Jak to działa tłumaczy nam prof. Witold Orłowski, rektor AfiB Vistula. – Każdy kraj ma swoją specyfikę. W przypadku Francji, związki rządu z wielkimi firmami są bardzo ścisłe (ministrowie i szefowie koncernów są z reguły kolegami z tych samych uczelni, tzw. grandes écoles), a wpływ rządu na decyzje wielkich firm jest znacznie większy niż w innych znaczących gospodarkach rynkowych – mówi w rozmowie z INN:Poland. – Ma to znaczenie choćby wtedy, gdy w grę wchodzą np. decyzje inwestycyjne. Zadrażnienie stosunków politycznych między Polską a Francją może więc prowadzić do znacznie silniejszego osłabienia relacji gospodarczych niż miałoby to miejsce w przypadku innych krajów – wyjaśnia.
W praktyce wygląda to tak, jak opisywał to swego czasu w rozmowie z INN:Poland były premier i szef NBP, Marek Belka. – Prezydent, premier czy minister, spotykając się ze swoim odpowiednikiem, wyjmuje karteczkę i odczytuje: „a tu jeszcze mamy taką firmę, która chciałaby zainwestować i chcielibyśmy wesprzeć jej działania”. Byłem świadkiem, jak robili to prezydent Chirac czy kanclerz Schroeder – mówił.
Ba, nad Sekwaną zaangażowanie w sprawy biznesu nie jest niczym, czego należałoby się wstydzić. Trzy lata temu minister ds. odbudowy przemysłu Arnaud Montebourg wymieniał publicznie kąśliwe uwagi z szefem firmy oponiarskiej Titan Mauricem Taylorem. „Musiałbym być głupcem, żeby inwestować w tym kraju” – napisał Taylor do ministra. – Ekstremalne uwagi prezesa na temat Francji pokazują doskonałą ignorancję co do tego, czym jest nasz kraj – ripostował minister.
W tym samym czasie Francuzi odmówili Niemcom dopuszczenia do sprzedaży partii mercedesów, w których klimatyzator korzystał z gazu zawierającego zabroniony składnik. – To najgorsze jedzenie na świecie – popisał się kulinarną recenzją kilka lat wcześniej jeden z francuskich ministrów, mówiąc o amerykańskiej kuchni. To był akurat, nomen omen, smaczek we francusko-amerykańskim sporze o naszpikowaną hormonami wołowinę.
100 miliardów
Partnerzy Paryża nie pozostawali zresztą dłużni. Amerykanie wylewali francuskie wina do rynsztoka, gdy Jacques Chirac odmówił wzięcia udziału w inwazji na Irak. Turcy karali Francję bojkotem produktów, gdy francuski parlament uznał masakry Ormian podczas I wojny światowej za ludobójstwo. Gdy Paryż odmówił kilka lat temu sprzedaży Mistrali do Rosji, swoje wyraźne zaniepokojenie i obawy o los kontraktu zbrojeniowego zaczęli wyrażać Hindusi.
Pytanie jednak, czy w porównaniu do USA, Turcji czy Indii, Polacy mają jakieś karty przetargowe. Francja jest trzecim (po Niemczech i Holandii) największym inwestorem nad Wisłą. Eksperci z KPMG i Francuskiej Izby Przemysłowo-Handlowej w Polsce szacują, że dotychczasowe nakłady na inwestycje w naszym kraju przekroczyły poziom 100 miliardów złotych. W raporcie sprzed dwóch lat siedmiu na ośmiu inwestorów było zadowolonych z wejścia do Polski, a niemal dwie trzecie przewidywało dalsze inwestycje w perspektywie kolejnych trzech lat. Dziś nastroje wśród frankofońskich przedsiębiorców nie są jednak tak optymistyczne.
– Proszę pamiętać, że polsko-francuskie stosunki gospodarcze nie rozpoczęły się wczoraj, tylko mają za sobą długą tradycję. Francuski biznes, jako jeden z pierwszych, pojawił się w Polsce tuż po transformacji i od tego czasu wspierał rozwój polskiej gospodarki. Przez ten czas udało im się na stałe wpisać w polską rzeczywistość gospodarczą i utworzyć silne relacje z polskimi partnerami, a także ponad ćwierć miliona miejsc pracy – mówi w rozmowie z INN:Poland Monika Constant, dyrektor generalna Francusko-Polskiej Izby Gospodarczej.
– Ostatnie wydarzenia z pewnością nie mogą zburzyć tego, co budowane było przez lata. Inną kwestią jest możliwe ochłodzenie relacji dyplomatycznych, choć wpływ na to mają nie tylko aktualne wydarzenia, ale również ostatnie zmiany dotyczące polityki gospodarczej w Polsce czy choćby obszary negocjacji pomiędzy Warszawą a innymi krajami Unii Europejskiej – dodaje.
Dyplomatycznie powiedziane, choć pani dyrektor taki ma właśnie zawód. Między wierszami można jednak wyczuć ostrożność: sytuacja jest zaogniona. Najlepiej o tym świadczy komentarz, który uzyskaliśmy (a właściwie nie uzyskaliśmy) od dużej firmy konsultingowej, która działa m.in. na rzecz współpracy gospodarczej Polski i Francji. Odpowiedź o tym, że „tym razem wstrzymamy się od komentarza” przyszła do nas w ciągu pięciu minut od zadania pytania do działu PR. Taka sytuacja świadczy o tym, że była gotowa procedura kryzysowa.
Mąż chce się stąd wyprowadzić
Ale nie tylko wielka polityka i duże koncerny francuskie mniej przychylnie patrzą teraz na Polskę. Również zwykli przedsiębiorcy, którzy swój biznes prowadzą nad Wisłą patrzą na całą sytuację z zażenowaniem.
– Nic dziwnego, że mój mąż chce się stąd wyprowadzić. Po wypowiedzi ministra Kownackiego ma dość – napisała na swoim prywatnym profilu moja znajoma Magda, która wraz ze swym francuskim mężem mieszka na południu Polski.
Rozmawialiśmy z jej mężem, który sprawę traktuje osobiście. Po kilku latach mieszkania w naszym kraju chce się wynosić i zabrać ze sobą polską żonę i dzieci. Wypowiedź ministra Kownackiego o tym, że Polacy nauczyli Francuzów jeść widelcem oraz komentarze do tej sprawy, jakie przeczytał w internecie, sprawiły, że przestał czuć się w Polsce dobrze. Tu nie chodzi nawet o anulowanie zamówienia na Caracale. Takie sytuacje w biznesie się zdarzają. Ale o pewien rodzaj jadowitej satysfakcji części komentatorów. Jego francuscy koledzy czują tak samo.