
Ma pokazywać, ile kosztuje kupowanie poparcia wyborców. Uzmysławiać, jak źle jest z finansami państwa. Że każdy Polak, już przy narodzinach otrzymuje prezent w postaci 26 tys. długu do spłacenia. Dlatego licznik długu publicznego stojący w samym centrum Warszawy kręcił się ostatnio z zawrotną prędkością i… już, już miał osiągnąć bilion, kiedy okazało się, że trzeba będzie go cofać.
Rząd na początku roku prognozował, że na koniec grudnia jawny dług publiczny osiągnie 1,02 biliona złotych. Na tej prognozie opieraliśmy się dotychczas. Jednak obecne prognozy rządu przewidują, że będzie to już "tylko" 0,99 biliona złotych. Licznik długu publicznego opiera się zawsze na oficjalnych prognozach rządowych, a obecnie nie są dostępne wystarczająco aktualne, aby wskazać dokładny termin.
Uruchomiliśmy licznik długu by cały czas przypominać o stanie finansów publicznych. Obywatele słuchając obietnic polityków szczególnie tych dotyczących wyższych wydatków publicznych, muszą pamiętać nie tylko o ich bezpośrednich skutkach, ale także o ukrytych kosztach. Łatwo i przyjemnie można obiecywać wyższe zasiłki, dodatki etc., znacznie trudniej jest przyznać, że oznaczają one także najczęściej szybszy wzrost długu publicznego i w konsekwencji też wolniejszy wzrost gospodarczy, czyli niższe płace i niższy poziom życia.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
